Być żoną ratownika medycznego. Myślicie, że to łatwe? Przeczytajcie to
"Dziwne to", "Skrajnie niezorganizowana praca", "Stawiajcie sobie jakieś granice, to pożyjecie" - czytamy w komentarzach pod postem, który opublikowała na Facebooku jedna z internautek. Jest żoną ratownika. Dzień po dniu opisuje, jak wygląda jej rzeczywistość.
11.07.2017 | aktual.: 11.07.2017 13:33
Joanna tak zaczyna swój post: "Ostatni raz widzieliśmy się pod koniec zeszłego tygodnia. No i dziś. Jako że rozpoczęły się wakacje, już od soboty dzieciaki planowały, w co będą bawiły się z tatą. A tata? Tata wrócił w poniedziałek o 8:23 i jedyne, na co miał siłę to 'ulubione' przez całą rodzinę: muszę się przespać, bo za 4 godziny idę do pracy. I z momentem wypowiadania tych słów już wiemy, że kolejny dzień spędzimy bez towarzystwa męża i taty".
Sytuacja ratowników medycznych w Polsce jest dramatyczna. Od kilku tygodni protestują i próbują doprosić się, by społeczeństwo zwróciło uwagę, w jakich warunkach muszą pracować i ile za to zarabiają. Niewiele. Bardzo niewiele - podpowiadamy. Więcej o tym, jak wygląda praca ratownika, możecie przeczytać w reportażu opublikowanym na łamach WP Magazynu.
My przytaczamy w całości wpis jednej z internautek, która opisuje, jak wygląda życie u boku męża-ratownika. Jej post rozchodzi się w sieci jak wirus. Oto co napisała Joanna:
"Czy codzienne życie medyka jest łatwe i przyjemne? Sam oceń. Oto przykład JEDNEGO ciągu zdarzeń:
CZWARTEK. Miał być wolny, ale wyskoczył pilny transport międzyszpitalny pacjenta w bardzo ciężkim stanie. Pojechał, wrócił. Szybki obiad, a w zasadzie tylko zupa. Bo już dzwonią, że znów potrzebna pomoc. Stan: ciężki. Pojechał. Wrócił po 11 godzinach.
PIĄTEK. Piątek wolny? Ależ skąd. Czeka praca zawodowa. Dojedź, wykonaj, co na ciebie czeka, wracaj. W międzyczasie odbierz kilkanaście telefonów z prośbą o… miliony rzeczy. Wieczorem przygotuj się do kolejnego dnia pracy.
SOBOTA. Wolne? Absolutnie nie. Do południa obowiązki domowe, które zalegają już od kilku dni. A po południu czterogodzinne zobowiązanie zawodowe. To może chociaż wieczór nasz? Tak, zapowiada się spokój. Włączamy nagrany jakieś 3 miesiące temu film. Zamierzamy go obejrzeć. Czas trwania filmu: ok. 2 godziny. Właśnie mija 26 minuta filmu, telefon. Praca wzywa. Szybka mobilizacja i po 21 minutach stwierdzam bez żadnego już zdziwienia, że męża w domu brak.
Wrócił w NIEDZIELĘ o 6:18. Wrócił po kanapki, nowy, świeży kubek z kawą i obiad zapakowany w pudełko. Bo dyżur od 7:30. Jedyne 24 godziny poza domem. I tak mamy PONIEDZIAŁEK. Godzina 8:23 i magiczne: ”muszę się przespać”. Bo kiedy ostatnio spał "normalnie"? W piątek. A mamy poniedziałek.
Po co to wszystko opisuję? Żebyś miał świadomość, człowieku kochany, że ocena innych na podstawie jedynie twoich obserwacji ("kasę biorą, a siedzą, plotkują i nic nie robią, tylko kawki piją!") może być mało sprawiedliwa. Bo jasne jak słońce jest, że za wszystkie powyższe czynności wpłynie na konto kwota pieniężna. Jest to oczywiste, bo nikt za darmo pracować nie chce. Każdy chce, żeby go "było stać na…". Tylko zwróć uwagę, szanowny człowieku, że w całej tej codzienności nie ma życia prywatnego. I dotyczy to wszystkich "medycznych", nie tylko mojego odsypiającego obecnie męża. Lekarze, ratownicy medyczni, pielęgniarki i cała reszta osób, które są odpowiedzialne za ratowanie twojego życia.
Więc popatrz czasem na nich, szanowny człowieku, jak na zwykłych, normalnych ludzi, którzy wybierając zawód medyczny, nie mieli pojęcia o tym, że równocześnie rezygnują z życia osobistego. Zamiast ciągle awanturować się, wykrzykiwać same nieprzyjemności i składać skargi na niewydolność SYSTEMU (nie ludzi…) zastanów się chwilę, czy dałbyś radę przeżyć jeden taki ciąg zdarzeń. Czy byłbyś w stanie życie rodzinne odłożyć na półkę?
CO MOŻESZ ZROBIĆ? Bądź miły, spokojny, kulturalny, jak w innych miejscach użyteczności publicznej. Słuchaj, co mówią. Oni na serio chcą dla ciebie jak najlepiej. Dużo przyjemniej pracuje się w atmosferze spokoju i zrozumienia. I jest szybciej. A, że czasem musisz poczekać? Że nie masz "od ręki"? To nie ich wina. To niewydolny system, w jakim wszyscy tkwimy. Dla porównania: najbliższa wolna wizyta u fryzjera - za 3 tygodnie. Dobry mechanik samochodowy? Owszem - za 2 tygodnie może cię wciśnie… Wtedy też uskuteczniasz awantury, składasz skargi, jesteś niemiły i agresywny?
Szanujmy i doceniajmy tych, którzy chcą w całym tym szaleństwie nadal tkwić i pomagać innym.
P.S. Zapomniałam dopisać, że gdzieś między czwartkiem a niedzielą wpłynęła skarga. W zasadzie na niewydolność systemu. Ale kto to rozróżnia…
A męża kocham mimo wszystko".
To niejedyny wpis popełniony przez kobietę, która wyszła za ratownika. Inna pisze z kolei:
"Mąż przyniósł dzisiaj spodnie z pracy do prania. Opróżniłam kieszenie, wyjęłam pasek, zaczęłam przywracać na drugą stronę. Oczom moim ukazał się brud, resztki gipsu, zaschnięta krew. Gdy wrócił dzisiaj rano, mówił, że śmierć go prześladowała. Nie opowiada już o pracy tak jak kiedyś, wraca do domu i albo milczy, albo wraca dłuższą drogą" - pisze kobieta.
I dodaje: "Czasami zastanawia się nad tym, jak będzie za parę lat. Teraz, w trakcie protestu ratowników medycznych zastanawiam się, gdzie wasze wsparcie - policjanci, strażacy... spotkacie się ze śmiercią dużo rzadziej niż ratownicy, a mimo to nie wspieracie ich w proteście... Wy nie macie o co się martwić - państwowe etaty, szybka emerytura, płatne urlopy... Teraz, kiedy za chwilę na świecie pojawi się nasz drugi syn, zastanawiam się, czy los pozwoli nam cieszyć się razem w pierwszych chwilach i dniach jego życia - czy jednak służba znów wezwie do pracy... tak jak dzisiaj, gdy nerwowo czekam na poród.