Były ksiądz o kulisach pracy. Zdradza, jak się robi karierę w Kościele
Jak dostać się do otoczenia biskupa i zarobić duże pieniądze? Marcin Kuśmirek, absolwent teologii i były ksiądz wyjaśnia w książce Artura Nowaka "Duchowni o duchownych", kto dziś robi największą karierę w kręgach kościelnych.
07.05.2019 | aktual.: 12.05.2019 14:43
Marcin Kuśmirek odszedł z Kościoła. Nie jest to łatwa sytuacja, gdyż w takich chwilach, jak sam znaznacza, trudno o wsparcie zarówno rodziny, przyjaciół, jak i innych duchownych. W wywiadzie do książki Artura Nowaka wyjaśnia, że Kościół to maszyna, która nie działa zgodnie z jakąś ideą, a często ma związek z "chęcią zostania bossem mafii". Marcin przekonał się o tym, gdy trafił na pierwszą parafię i proboszcza, który nie szanował ludzi. To tam zobaczył, jak zmienia się samochody na nowsze, byle marka i kolor była taka, jak poprzednia, by wierni się nie połapali. Zdradza także, jak robi się karierę w kręgach duchownych.
Poniższy fragment pochodzi z książki Artura Nowaka "Duchowni o duchownych", Wydawnictwo Od deski do deski
Jak się dostać w otoczenie biskupa?
Decyduje przypadek i kasa. [...] Parafia to pieniądze. Łatwo to wszystko wyliczyć. Załóżmy, że parafia ma dziesięć tysięcy ludzi. To jest sto sześćdziesiąt pogrzebów rocznie – każdy za, powiedzmy, dwa tysiące złotych. Podobna jest liczba ślubów. Stawka również. Z kolędy zbiera się ze trzydzieści tysięcy. Do tego chrzty, modlitwy za zmarłych, msze i robi się z tego milion. Jak proboszcz jest sprawny, to zaprasza na kolędę biskupa. Wszyscy są zachwyceni. Ekscytują się, że biskup przyjeżdża do naszego księdza z wizytą. Nie wiedzą jednak, że biskup dostaje w kopercie co roku za to, że przyjechał na parafię, pięćdziesiąt tysięcy złotych. Do tego dochodzi około dziesięciu tysięcy za bierzmowanie. No i taki proboszcz wie, że nikt go nie ruszy. A jak jesteś biskupem? To miej takich parafii dziesięć…
Ktoś te pieniądze liczy, księguje?
Nie rozśmieszaj mnie. W Kościele nie ma kontroli nad pieniędzmi. Każdy robi, co chce. Od najmniejszego do największego. Można skubnąć zarówno z dużej, jak i z małej tacy. Nikt nic nie wpisuje. [...] Każdy myśli o sobie. To jest właśnie ten inny świat, którego ludzie nie widzą. Ja też go na początku nie widziałem. Odkrywasz to po seminarium. Bo taki chłopak, który idzie do seminarium, to jest prosty dzieciak. Nic nie rozumie. Modelowo nie ma ojca, a jak już ma, to ten ojciec stoi pod budką z piwem.
Nagle kończy seminarium i w wieku dwudziestu pięciu lat dostaje na rękę kilka średnich krajowych. Dwa tysiące ze szkoły, półtora z intencji, następne dwa za śluby i pogrzeby. Do tego dochodzą pieniądze za kolędę i za wypominki – po dziesięć tysięcy, poza tym jeszcze ze trzy tysiące za poświęcenie pól. Przecież on nie będzie robił porządku z proboszczem. Będzie funkcjonował dokładnie tak samo, bo
taki ma przykład.[...]
A co decyduje o awansach?
Jeśli chodzi o kariery, to z mojego doświadczenia wynika, że największe robią homoseksualiści [...].Czasem mam wrażenie, że moja heteroseksualność blokowała mój rozwój. W kurii siedziały same lewusy. Był taki jeden hetero, to wyjątek, ale on strasznie pił. Może dzięki temu jakoś się uchował. Reguła jest jednak taka, że jak chcesz się przebić, to musisz być homo.
Książka jest dostępna na stronie wydawnictwa - link tutaj