Bywają nieposłuszne, lecz nie szukają poklasku. Kulisy życia zakonnic

Bywają nieposłuszne, lecz nie szukają poklasku. Kulisy życia zakonnic

Jak naprawdę żyją zakonnice w Polsce? - fotografia ilustracyjna
Jak naprawdę żyją zakonnice w Polsce? - fotografia ilustracyjna
Źródło zdjęć: © Getty Images | cronislaw@gmail.com
Marta Kosakowska
12.08.2023 06:45, aktualizacja: 12.08.2023 10:08

- Kobietom ze ślubami posłuszeństwa jest najtrudniej. Zaczęłam się zastanawiać, czym jest posłuszeństwo w zakonie i dlaczego kobiety je kwestionują. To opowieść o zmianie mentalnej kobiet. Również w zakonach - mówi Justyna Dżbik-Kluge, autorka książki "Śluby (nie)posłuszeństwa. Prawdziwe życie zakonnic".

Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Po co dziś kobiety wstępują do zakonów?

Justyna Dżbik-Kluge, autorka książki "Śluby (nie)posłuszeństwa. Prawdziwe życie zakonnic": Na pewno każda ma swoje indywidualne powody. Jestem ateistką. Jako ateistka odpowiedziałabym: "Nie wiem, po co". Natomiast jako reporterka, po poznaniu historii bohaterek mojej książki, mogę powiedzieć, że zrobiły to z głębokiej wiary w Boga. One naprawdę wierzą, że Chrystus je dopełnia. Każda wspominała też o powołaniu, które powołaniu, które w pewnym momencie życia poczuła.

Jak to wyglądało? Jak to opisywały?

Na przykład jedna poczuła, że przemówił do niej Bóg. Nie rozmawiałam dużo o powołaniu. Nie było ono tematem, który szczególnie mnie zainteresował. Są na ten temat książki o zakonnicach. Jestem osobą niewierzącą, trudno mi zrozumieć powołanie. Mogę po prostu przyjąć je za fakt. W rozmowach powołanie padało jako dopełnienie - moim bohaterkom brakowało czegoś w życiu i odkrywały, że dopełnia je Bóg. Mówiły też o głębokich modlitwach, o boskiej pomocy w trudnych sytuacjach życiowych. Obecność Boga jest dla sióstr niemal fizyczna.

Dawniej kobiety miały inne powody?

Kiedyś kobiety szły do zakonów też dlatego - choć dziś brzmi to paradoksalnie - żeby otworzyć sobie okno na świat. Jedną z moich bohaterek jest siostra Dolores, misjonarka, która dzięki obraniu takiej drogi życia, podróżowała po świecie. Spędziła wiele lat na misjach w Afryce. Kiedyś nie było takich możliwości, a zakon je dawał.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Dawał też inną możliwość - wyrwania się z biedy.

Tak, bo zakon dawał wikt i opierunek oraz cały system opieki.

Kiedyś zakon mógł być oknem na świat. Czy obecnie to okno otwiera, czy raczej zamyka?

Siostry tak nie uważają. Dla nich zakon to wolność. Tak mówi, chociażby siostra Anna Bałchan ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, która pomaga ofiarom handlu ludźmi i prostytucji. Ona prowadzi swoją działalność w ramach zakonu. To dla nas, ludzi świeckich, taki styl życia wydaje się ograniczający. Zakonnice widzą to inaczej. Dziś, kiedy świat daje kobietom wiele możliwości, pójście do zakonu jest wyborem, który determinuje głęboka wiara w Boga i chęć poświęcenia mu swojego życia. 

W 2000 roku do zakonów zgłosiło się 566 postulantek. W 2020 już tylko 147. Dlaczego powołań jest coraz mniej?

Odpowiem zdaniem, które usłyszałam od siostry benedyktynki Małgorzaty Borkowskiej, 80-letniej zakonnicy z 60-letnim stażem w zakonie: "Pan Bóg sobie zawsze powoła". To jest kobieta, która przestudiowała dokumenty wielu zakonów i twierdzi, że były już takie momenty w historii, kiedy powołań było mało. I co? Nie ma już dziś zakonów, czy są?

Zakon to rezygnacja z wielu aspektów życia, chociażby z seksu.

Seks ma różne odcienie, ale otwarcie o niego nie pytałam. Jestem w stanie uwierzyć, że kobieta dokonuje wyrzeczenia w tej sferze życia w imię wiary w Boga. Młode zakonnice czasem mówiły o tym, że jak wspominają czasy sprzed powołania, kiedy miały chłopaków i spacerowały z nimi za rękę, to czasem im tego brakuje. Ale wtedy - taka jest ich narracja - zwykle przypominają sobie, po co poszły do zakonu, modlą się i zapominają. Rozumieją, że to jest ich wybór, że wyrzekają się seksu, by w zamian dostać dużo więcej.  

Wyrzekają się nie tylko seksu, ale też własnych pieniędzy.

Wynagrodzenia sióstr wpływają na wspólne konto, którym dysponuje siostra przełożona. Wiele zależy od zgromadzenia, ale też od działalności sióstr. Pamiętajmy, że zakonnice mogą pracować, np. prowadzić szkoły, domy opieki itp. Ale zwykle rzeczywiście pieniądze trafiają do siostry przełożonej, która z tej wspólnej puli może wydzielać siostrom kieszonkowe na drobne wydatki. Wszystko zależy od tego, jak działa dana wspólnota.  

A co, jeśli zakonnica ma zachciankę?

Zastanówmy się, co w życiu zakonnicy może znaczyć słowo "zachcianka".  

Chociażby czekoladę albo wyjście na lody. To dość ludzkie przyjemności. Zakładam, że nie omijają one również zakonnic.

To nie jest tak, że zakonnice nie jedzą czekolady czy żyją w całkowitej ascezie. Kiedy przyjechałam w odwiedziny do siostry Małgorzaty Borkowskiej, zostałam ugoszczona jakbym była "w gościach" u rodziny.

Wracając do "zachcianek", to pamiętajmy, że jednak życie w zakonie składa się z pewnych wyrzeczeń, również tych najbardziej ludzkich i przyziemnych. Zakonnice widzą w tym głęboki sens. To jest opowieść o tym, co jest naprawdę w życiu potrzebne. Siostry mają zapewnioną pewną "bazę", a resztę wypełnia im Bóg.

Funkcjonowanie zakonów, w których obowiązuje hierarchia, w pewnym sensie przypomina struktury korporacyjne. A w tych nie brakuje zachowań mobbingowych.

Pamiętajmy, że jest to korporacja, w której głównym szefem jest Bóg.  

A jednak do przemocy dochodzi.

Oczywiście. Pytanie, jak zakony sobie z tym radzą. Mówi o tym siostra Dolores, która jest przewodniczącą Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń, czyli szefową wszystkich przełożonych. Efektem ich działań jest to, że pojawił się telefon zaufania dla zakonnic, że do zakonów wchodzi terapia, że są siostry psycholożki, które pomagają innym.

Natomiast jak się posłucha siostry Nazarii (Izabeli Mościckiej), która odeszła z zakonu i założyła Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym i tym, które chcą odejść z zakonu, to ona powie, że wciąż jest z tym duży problem. Teoretycznie wszelkie patologie można zgłosić siostrze przełożonej. Pytanie, co, jeśli takich zachowań dopuszcza się sama siostra przełożona?

Można zgłosić to komuś wyżej?

Biskupowi, ale czy on pomoże...? To są bardzo trudne sytuacje, które później często stają się tematami reportaży.

A te nie stawiają zakonów i zakonnic w dobrym świetle. Wystarczy wspomnieć siostry prezentki z Jordanowa z reportażu Szymona Jadczaka i Dariusza Farona czy siostrę Bernadettę, boromeuszkę z Zabrza, która po reportażu Justyny Kopińskiej trafiła do więzienia na 2 lata, a 2 tygodnie temu sąd nakazał wypłacenie jednej z jej ofiar pół miliona złotych odszkodowania. Czy to takie sprawy zainspirowały cię do zajrzenia za kulisy zakonów?

Długo się zastanawiałam nad propozycją napisania książki o zakonnicach. Na samym początku zaznaczyłam wydawnictwu, że jestem osobą niewierzącą - nie jest to tajemnicą, ale też nie wypisuję tego na sztandarach. Być może intencją wydawnictwa było pokazanie życia sióstr zakonnych właśnie z takiej perspektywy.

Oczywiście to jest kuszące, by sprawdzić, co naprawdę dzieje się w zakonach. Szczególnie, że jak mówisz, zakonnice nie mają dobrej prasy, a przecież do mediów trafia tylko wycinek tego, jak naprawdę wygląda ich życie. Postawiłam sobie wiele pytań. Dlaczego kobiety decydują się na życie w zamkniętej, hermetycznej społeczności? Jakie trzeba mieć cechy, żeby poczuć się w takim życiu spełnioną? Po co dziś kobietom życie zakonne - co im daje, a co odbiera?

Łatwo było namówić zakonnice do rozmów?

Oczywiście, że nie. Dostałam ponad dwadzieścia odmów. Poza tym po publikacjach, o których wspomniałaś, a także po filmach braci Sekielskich o przypadkach pedofilii w Kościele, osoby duchowne zaczęły się bać rozmów z mediami, obawiając się, że dziennikarz będzie szukał tylko wycinka - patologii. Głównym problemem przy zbieraniu materiałów było to, że każda siostra zakonna musi mieć zgodę siostry przełożonej, by móc udzielić wypowiedzi mediom.

Jak w służbach mundurowych, w których panuje ścisła hierarchia.

Trochę tak. Chciałabym zaznaczyć, że wszystkie wypowiedzi podlegały autoryzacji, ale siostry wiele nie zmieniały. Oczywiście nigdy nie poznamy całej prawdy o życiu w zakonie. Możemy mieć tylko tę "prawdę", którą dadzą nam nasze rozmówczynie. Natomiast udało mi się pokazać cały przekrój: od młodych zakonnic w nowicjacie, po starsze, szefową zgromadzenia, 80-letnią zakonnicę będącą w zakonie od dekad. Porozmawiałam także z byłą zakonnicą. Każda z nich ma swoją "prawdę" o życiu w zakonie. Tematem, który mnie zaciekawił, było (nie)posłuszeństwo.

Dlaczego (nie)posłuszeństwo?

Śluby nieposłuszeństwa wzięły się od… ślubów posłuszeństwa. To jedne z trzech - obok ślubów czystości i ubóstwa, składanych przez osoby wybierające życie zakonne. To element poświęcenia się, podporządkowania regule i zasadom panującym w danej wspólnocie, a przede wszystkim oddanie Bogu. Niejednokrotnie słyszałam, że kobietom ze ślubami posłuszeństwa jest najtrudniej. Zwróciło to moją uwagę.

Zaczęłam się zastanawiać, czym jest posłuszeństwo w zakonie i dlaczego kobiety je kwestionują. Dla mnie to opowieść o zmianie mentalnej kobiet. Mamy swoją mądrość i cele w życiu i coraz śmielej chcemy je realizować. Również w zakonach.

(Nie)posłuszeństwo ma różne odcienie - od całkowitej niezgody na reguły zakonne i odejście ze zgromadzenia (jak Iza Mościcka, była siostra Nazaria), przez wyrażanie własnej opinii, robienie rzeczy trudnych, niepopularnych, okupionych poświeceniem (jak siostra Anna Bałchan, która od lat pomaga m.in. prostytutkom).

Czy siostry opowiadały ci o przypadkach przemocy w zakonach?

Pytanie, czym dla kogo jest przemoc – fizyczna i psychiczna. Ktoś może powiedzieć, że przemocą jest już sama formacja, czyli przygotowanie do życia w zakonie, kiedy to siostra może odejść. Byłe zakonnice powiedzą, że to jest etap "prania mózgu", a te, które zostały w zakonie, mówią, że to normalny proces adaptacji.

Na czym on polega?

Na przystosowaniu siostry do życia w zakonie, oddzielenia od rodziny etc., ale też na prostych pracach fizycznych np. myciu podłogi. Ktoś może powiedzieć, że to jest przemoc, że trzeba "jeździć na szmacie". A siostry w żartach mówią, że to też jest po coś. Każda z nich na początku ma wielkie aspiracje, a przez ten etap "pracy na szmacie" mają nabrać pokory, wyciszenia, znaleźć swoje miejsce. I wracając do pytania o przemoc psychiczną – dla jednej będzie to przymuszanie do pracy, a dla innej – element życia we wspólnocie. Bo przecież te proste prace też ktoś w zakonie musi wykonywać.

Zgadzam się, że w tym przypadku wiele zależy od interpretacji. Natomiast przypadek przemocy fizycznej, który opisałaś w swojej książce, nie podlega dyskusji.

Mówisz o przytoczonej przez Nazarię historii siostry zakonnej, która została uderzona ciężkim narzędziem. Niestety przemoc w zakonach się zdarza, podobnie jak zdarza się w zwykłych domach, tuż za naszą ścianą, u naszych sąsiadów. Pytanie, czy system zakonny sobie z tym radzi.

A radzi?

Siostry mówią, że to się zmienia, ale bardzo powoli. Podobnie jak w przypadku całego Kościoła, którego zakony są częścią.

Czy w Polsce wiele sióstr odchodzi z zakonów?

Odejście z zakonu nie jest łatwe. Kiedy pojawia się taka myśl, zwykle zakon robi wszystko, żeby taką osobę zatrzymać. Dlatego była siostra Nazaria założyła centrum pomocy, które pomaga zakonnicom odchodzić z zakonów. To jest nie tylko kwestia procedur kościelnych, ale też tego, że zakonnica zwykle nie zna życia innego, niż to zakonne. Na tę drogę wstępują tylko takie siostry, które są naprawdę zdeterminowane, żeby odejść.

Wtedy okazuje się, że są nieprzystosowane do życia poza zakonem?

Zdarza się. Nazaria opowiadała historię zakonnicy, która po odejściu z zakonu, nie potrafiła nawet zrobić zakupów czy skorzystać z bankomatu. Nigdy tego nie robiła. Była przystosowana do życia w innym systemie, więc po odejściu z zakonu musiała uczyć się wielu rzeczy od nowa.

Książka dotyczy (nie)posłuszeństwa wśród zakonnic. Dostrzegłaś w nich cień rysu feministycznego?

Jasne, że tak! Siostry z Żarek Letniska zgodziły się na rozmowę, bo spodobał im się ten temat. Ja ich nie pytałam o to, czy to jest czas kobiet w Kościele, ale siostry mówiły o tym, że kiedy zakładały swoją wspólnotę, to bardzo drażniło je, że zawsze pierwszym pytaniem, które padało było: "Który ksiądz jest waszym założycielem?". A one odpowiadały: "Nie ma księdza. My jesteśmy założycielkami". Gdyby siostry nie miały tego rysu feministycznego, to na pewno by nie wyszły z taką inicjatywą. Podobnie jak siostra Anna Bałchan, która całe życie poświęciła, by pomagać kobietom.

Czym zatem dla zakonnic jest feminizm? Jak go widzą? Jak widzą rolę kobiet w Kościele katolickim?

Nie umiem odpowiedzieć wprost na pytanie czym jest dla zakonnic feminizm. Należałoby je w ten sposób postawić samym siostrom. Bez wątpienia widzą swoją rolę w Kościele, ale na pewno każda inaczej. Siostry na pierwszym miejscu stawiają służbę Bogu. Siostra Dolores mówi o tym, że służy dla Jezusa nie dla poklasku.

Jednocześnie podkreśla, że lubi głosić Ewangelię, mówić do wiernych, czuje, że jej słowa padają na podatny grunt, że jest słuchana. Może nawet chętniej niż księża? Siostry ze Wspólnoty Karmelu Ducha Świętego mówią nie tyle o feminizmie, ile o równowadze między kobietami a mężczyznami. Spotykają się z zakonnikami, rozmawiają o Bogu, wspierają zakonników w ich drodze. Kiedy u nich gościłam, spotkałam kilku braci, którzy przyjechali na rekolekcje.

Rozmawiała Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (376)
Zobacz także