Blisko ludziCałe życie mi niewygodnie. Dla tych kobiet ciało jest jak więzienie

Całe życie mi niewygodnie. Dla tych kobiet ciało jest jak więzienie

Całe życie mi niewygodnie. Dla tych kobiet ciało jest jak więzienie
Źródło zdjęć: © Pixabay.com
Ewa Kaleta
25.10.2017 14:17, aktualizacja: 12.06.2018 14:30

Według ekspertów kampanii "Wybieram siebie" aż 36 proc. kobiet nie akceptuje swojego ciała. Jedna trzecia w efekcie porównania z innymi kobietami czuje się gorsza.

Asia ma 25 lat. Jest ratownikiem medycznym, mieszka w Łodzi. Spotykamy się na kawie na jednej z głównych ulic miasta. Asia jest niepozorna, wręcz niewidzialna. Przemyka między ludźmi cicho, żeby nikomu nie sprawić kłopotu. To co rzuca się w oczy to "tapeta", nadmiar korektora i pudru. Pod skorupą kosmetyków kryje się zraniona dziewczynka, która nikomu nie pokazuje twarzy. Usłyszała zbyt wiele na swój temat.

Nie wychodzę z domu bez tuszu na rzęsach, bez kryjącego podkładu. Nawet do sklepu spożywczego nie wychodzę bez makijażu. Bez tuszu moja twarz wygląda jak biała plama. Bez podkładu wyglądam jak trup. Nie chcę straszyć ludzi. Kiedy mój chłopak zobaczył mnie bez makijażu, to zrobił przestraszoną minę, jakby ducha zobaczył. To było na żarty, ale od tej pory, kiedy u mnie śpi, to wstaję przed nim i robię makijaż. Wstydzę się swojej skóry i piegów.

Jako nastolatka miałam trądzik. Kiedy miałam 14 lat, mama mi dała ciężki podkład i powiedziała żebym "to" zakryła. To był tani kosmetyk, więc po całym dniu chodzenia w nim moja skóra wyglądała jeszcze gorzej. Odłożyłam na droższy podkład i było ciut lepiej. Dziś mam na policzku ślady po trądziku. Muszę je zakrywać, bo inaczej wstyd mi, czuję się nieatrakcyjna. Koleżanki w szkole śmiały się ze mnie, mówiły, że moja twarz jest obleśna. Poszłam do dermatologa, maść trochę pomogła, ale i tak odstawałam od reszty.

Mój pierwszy chłopak na boku mnie obgadywał i śmiał się ze mnie. Kiedy się spotykaliśmy po szkole, było miło i fajnie, całowaliśmy się, nic więcej. Potem usłyszałam, jak mówi kolegom, że w życiu nie pocałowałby kogoś takiego jak ja. Byłam chuda, wyższa od wszystkich, nie miałam biustu ani żadnych kobiecych kształtów, nawet w liceum. Ubierałam się na szaro i czarno. W domu tata mówił, że wyglądam jak trup – blada i chuda. Mówił, że mogłabym się od razu do grobu kłaść. Więc po domu też chodziłam w makijażu. Już chyba nikt mnie nie widział takiej, jaka jestem. Tylko ja sama patrzyłam na siebie, zmywając warstwy makijażu. Płakałam, nienawidziłam tego, jak wyglądam. Do tego doszły komentarze mamy – "Nie garb się, wypnij się trochę. Nie masz wiele, ale coś tam jest. Co się chowasz?".

I tak jest nadal, nikt nie widzi mnie bez makijażu, nawet na siłowni go mam. Zmywam po ćwiczeniach i nakładam nowy. Nigdy nie usłyszałam komplementów pod swoim adresem. Ani w domu, ani w szkole. Kiedyś chłopak na randce na studiach powiedział mi, że jestem przeciętna. Było mi przykro, ale nie wstałam i nie wyszłam ze spotkania. Pomyślałam, że pewnie wszyscy tak myślą, ale tylko on jeden miał odwagę mi to powiedzieć. Zawsze byłam wycofana, niepewna siebie. Raz wykładowca krzyknął na mnie: "Mówże wyraźniej, co ty jesteś taka wystraszona fretka". Miał rację. Tak się czułam i czuję do dziś.

Przez wiele lat żyłam nieświadomie. Myślałam, że pewnie większość osób czuje się tak jak ja. Nie licząc oczywiście ładnych dziewczyn. Ale moja koleżanka ze studiów powiedziała, że potrzebuję pomocy. Kiedy opowiedziała mi, że nie każdy siebie nienawidzi, że można siebie akceptować, lubić mimo wad, to byłam zszokowana. Może to głupio brzmi, ale pierwszy raz w życiu dotarło do mnie, że niskie poczucie własnej wartości nie jest normą. Chciałabym iść na terapię, ale jako ratownikowi medycznemu trudno mi znaleźć czas i pieniądze. To moje największe marzenie, żeby ktoś pomógł mi wyjść do świata. Może założyłabym czasem spódnicę? Bo nóg też nie pokazuję.

Mój "dół"

Alina jest wesołą, charyzmatyczną dziewczyną. Próbuje wszystkich rozbawić, kelnera, stojących w kolejce i mnie. Ale kiedy siadamy naprzeciwko siebie, robi się smutna. Spogląda na mnie znad dużego kubka kawy i pyta: Wiesz, jak to jest spędzić całe życie w niewygodnych butach? Obie wybuchamy śmiechem. Ale to nie żart, Alina przez całe życie próbuje pogodzić się z "dołem" swojego ciała i za pomocą obcasów go optycznie wyszczuplić.

Moją największą wadą są grube uda i grube łydki. Jestem niezgrabna, taka się urodziłam. Zawsze chciałam być szczuplejsza. W domu ja i siostra zawsze słyszałyśmy, że w kolejce po urodę byłyśmy ostatnie. Duże tyłki, duże nogi, generalnie ciężki dół. Na górze byłyśmy obie "S" a na dole "duże L". To moja siostra, o rok młodsza, wykombinowała, że musimy zacząć chodzić na obcasach i to nas optycznie wyszczupli. Mama pozwoliła nam kupić buty na małym, kilkucentymetrowym obcasie. Potem obcas był coraz większy. Obie byłyśmy ciągle na diecie, żeby zrzucić parę kilo "tam na dole".

Obraz
© Pixabay.com

Dieta, ćwiczenia, a mimo to zero efektu. Zazdrościłam innym dziewczynom, że mają normalne uda. Zawsze byłam chłopczycą, dopóki mi tak dupa nie urosła. Biegałam po drzewach, jeździłam na rowerze, cały dzień spędzałam na dworze. A jak przyszły obcasy i wiek dojrzewania, to musiałam dostosować się do swoich warunków. Nie biegałam tak szybko. Zresztą chłopczyce zawsze są szczupłe, a ja nie byłam szczupła. Przestałam się dobrze bawić, a zaczęłam kontrolować. Uważnie dobierać kolor ubrań – jasna góra, ciemny dół. Nie jadłam kolacji, liczyłam kalorie. Ćwiczyłam prawie codziennie. Kiedy miałam 15 lat byłam już bardzo nieszczęśliwa i poblokowana.

W liceum śmiali się ze mnie trochę chłopcy, miałam już wtedy taki wystający kuper. Klepali mnie czasem na przerwach. Najpierw się wkurzałam, a potem przywykłam i udawałam, że to śmieszne. Na studiach prawie każdy facet widział we mnie tylko tyłek. Nadal nienawidziłam swojego "dołu", więc chodziłam nawet na 10 cm obcasie. Biegłam rano na zajęcia na obcasach, to była męka. Nigdy się nie przyzwyczaiłam. Zawsze było mi niewygodnie. Jak żaliłam się siostrze, że już mam dość śmigania w tych obcasach, to powiedziała, że Chinki miały krępowane stopy i jakoś chodziły.

Kiedy poznałam mojego męża, trochę się uspokoiłam, chodziłam już tylko na 5-7 cm obcasie. On kocha mnie taką, jaka jestem. Nie muszę nosić obciskających majtek. Ale sama na sobie wywieram presję. Kiedy patrzę na cellulit na moich wielkich udach, chce mi się płakać.

Kiedyś marzyłam, żeby odciąć te fałdy skóry i tłuszczu, zrzucić tę powłokę. Przez lata czułam się jak w obcej skórze. Wewnętrznie byłam rozbieganą zabawną dziewczyną, a zewnętrznie powolną babą z grubym tyłkiem. Jak chcę się pocieszyć, to myślę o Jennifer Lopez. Ona też ma duży tyłek. Tylko, że wygląda zgrabnie, a ja, jakbym miała górę od innego ciała i dół od innego. Mój mąż bardzo chce mieć dzieci, pierwsza rzecz jaka przyszła mi do głowy, kiedy to powiedział to: tylko nie dziewczynka, bo będzie musiała żyć na obcasach całe życie, jak ja.

Zaakceptuj to w sobie

Rozmowa z dr Marta Majorczyk, pedagog, wykładowcą akademickim w Collegium Da Vinci w Poznaniu, doradcą rodzinnym w poradni psychologiczno-pedagogicznej przy SWPS.

WP Kobieta: Nie wyjdę z domu bez makijażu, chodzę tylko w butach na obcasach. Co się może kryć za takimi stwierdzeniami?
dr Marta Majorczyk: W tych przypadkach makijaż czy buty na obcasach są istotną częścią wyglądu kobiety, stałymi elementami, na których być może kobieta opiera obraz własnej kobiecości, bez których nie czuje się dobrze, komfortowo. Są jakby jej częścią. Według socjobiologów wykonywanie makijażu oznacza, że kobieta chce być atrakcyjniejsza seksualnie od innych kobiet, współzawodniczy z innymi kobietami o mężczyzn.

Jak sobie poradzić z krytyką, którą się słyszało przez całe życie. Czy człowiek jest w stanie się od tego uwolnić?
Ciągła krytyka własnego ciała może wynikać z problemów z samooceną i zaniżonym lub chwiejnym poczuciem własnej wartości, lękiem przed odrzuceniem, poczuciem, że nie jest się wystarczająco dobrym. Budowanie poczucia własnej wartości głównie na wyglądzie to prosta droga do kompleksów na tym tle i niskiego samopoczucia. Proszę pamiętać, że ciało wraz z wiekiem się zmienia. To biologiczny proces, któremu każdy z nas podlega. Trzeba nauczyć się akceptacji tych zmian, a przede wszystkim przesunąć punkt ciężkości na inne nasze zalety czy mocne strony. Jesteśmy w stanie uwolnić się od samokrytycyzmu, pracując nad samooceną i poczuciem własnej wartości. Trzeba siebie po prostu zaakceptować takim, jakim się jest. Żyć zgodnie z własnymi wartościami, analizować swoje zachowania i wybory życiowe.

Jak wiele kobiet nie lubi siebie, swojego ciała? Czy są jakieś badania na ten temat?
Z badań wynika, że tylko jeden na siedmiu mieszkańców Ameryki czuje się dobrze w swoim ciele. Z akceptowaniem swojego ciała częściej nie mają problemu mężczyźni niż kobiety. Przyczyną tego jest m.in. przekaz medialny związany z powszechnym komentowaniem wagi kobiety (niezależnie od jej wieku) oraz ciągła ocena jej wyglądu w mediach społecznościowych. Postrzeganie swojego ciała i jego akceptacja zmienia się wraz z wiekiem.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (20)
Zobacz także