Blisko ludziChcę zostać żoną obcokrajowca. Dla pieniędzy

Chcę zostać żoną obcokrajowca. Dla pieniędzy

Oddam zadbanego kanarka z klatką. Poznam panią 18-45 lat, cel towarzyski. Zaopiekuję się starszą osobą w zamian za dach nad głową. Sprzedam cnotę przystojnemu, tylko poważne oferty. Dam obywatelstwo.

Chcę zostać żoną obcokrajowca. Dla pieniędzy
Źródło zdjęć: © 123RF
Aneta Wawrzyńczak

17.09.2012 | aktual.: 17.09.2012 15:41

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Oddam zadbanego kanarka z klatką. Poznam panią 18-45 lat, cel towarzyski. Zaopiekuję się starszą osobą w zamian za dach nad głową. Sprzedam cnotę przystojnemu, tylko poważne oferty. Dam obywatelstwo.

Marta ma przed sobą dwudzieste drugie urodziny, za sobą - dwanaście lat edukacji. Marzy jej się własna restauracja. Na razie jednak i marzeniami, i dyplomem z "gastronomika" może sobie co najwyżej pomachać. Mieszka w 70-tysięcznym mieście w zachodniej Polsce. Mimo iż to tzw. Polska A, pracy raczej nie było, nie ma i nie zapowiada się, żeby miała być. Jeśli już, to dorywczo. I nie dla wszystkich.

- Pracowałam raz, ale to była tylko sezonowa robota w restauracji. To było dawno. I pieniędzy też już dawno nie ma. A teraz? W grudniu skończę dwadzieścia dwa lata. Mama w końcu przestanie chcieć mnie utrzymywać - mówi Marta. Szybko oblicza, ilu jej najbliższych ma metkę "bezrobotny". A raczej ilu jej nie ma. - Z moich bliskich znajomych pracę ma pięć osób, z tego tylko dwie mają umowy - wyjaśnia.

Marta jest zarejestrowana w urzędzie pracy, ale "tam to już tylko chodzi się po podpis, bo ofert pracy nie dają". Jej znajomi radzą sobie inaczej. - Trochę pomagają im rodzice, niektórzy kradną, inni próbują grać na maszynach. Czasami uda się złapać jakąś pracę dorywczą. Nie zawsze jest to legalne i też wiąże się z ryzykiem - wylicza. I zaraz dodaje: - A dziewczyny mają chłopaków, którzy je utrzymują. Ale ja nie jestem za taką opcją. Jestem z tych dziewczyn, które musi łączyć coś więcej z chłopakiem niż tylko kasa - wyjaśnia.

Z tego marazmu i kolejek po podpis w urzędzie pracy chce ją wyrwać kolega. Już wcześniej gdybali nieraz, jak łatwo, szybko i dużo zarobić. Aż Marek wykombinował. - Przyszedł do mnie i powiedział, że zamieścił ogłoszenie w internecie. Wtedy postanowiłam, że też spróbuję. Zwłaszcza że z pracą, przynajmniej w moim mieście, jest problem. A wiadomo, pieniędzy potrzebuje każdy z nas - mówi Marta.

Dlatego wystawiła anons: "Wyjdę za mąż za obcokrajowca".

Ślub jak w serialu

Igor, utalentowany bokser, dowiaduje się, że czeka go ostatnia walka. Bardzo nierówna, bo przeciwnik to rak mózgu, więc wynik starcia już jest przesądzony - na niekorzyść Igora. Bokser postanawia więc, że zostawi po sobie nieco więcej niż wielki apartament i podrasowana bryka. Wraca tramwajem z dyskoteki, gdy z ręki wypada mu puszka piwa, a w oko wpada młoda Wietnamka. Idzie za nią aż do małego baru na Stadionie Dziesięciolecia, gdzie Yen Ha smaży sajgonki. Igor proponuje jej czysty układ: ona urodzi mu dziecko, on się z nią ożeni i da jej upragnione obywatelstwo.

Małżeństwo jako furtka do legalnego zamieszkania i pracy w Polsce w filmie Marcina Wrony "Moja krew" jest tylko wątkiem pobocznym. Ale Marta wyłapała go, gdy oglądała ten film. Wcześniej, jako nastolatka, dowidziała się o opcji "kasa za ślub" z odcinka serialu "Pensjonat pod Różą". Już wtedy pomyślała, że to wcale niegłupi pomysł.

Oceniając po ilości ogłoszeń w internecie, zarówno w serwisach lokalnych jak i ogólnopolskich, osób, które myślą podobnie, jest całkiem sporo. Sprawa co jakiś czas wypływa, najczęściej przy okazji kolejnych afer, czyli rozbijania przez służby Straży Granicznej siatek organizujących małżeństwa z cudzoziemcami za pieniądze. Głośne były sprawy Duonga T., właściciela sieci barów wietnamskich i organizatora fikcyjnych małżeństw czy liczącej ponad 30 członków grupy ze Śląska, która aranżowała małżeństwa Polek z Nigeryjczykami. Mimo ryzyka wpadki, pośrednicy wciąż funkcjonują. I chyba mają się nieźle. Zdaniem Andrzeja Pilaszkiewicza, pułkownika Straży Granicznej, dyrektora Zarządu do Spraw Cudzoziemców SG, gra jest warta świeczki. - Pięć tysięcy euro dla przeciętnego obywatela Polski to jest dużo. Zwłaszcza za samo zawarcie fikcyjnego małżeństwa - wyjaśnia.

Panna młoda z warunkami

Do skrzynki mailowej Marty w ciągu miesiąca wpadło około dwudziestu odpowiedzi. Statystycznie jeden potencjalny narzeczony co półtora dnia. Piszą mężczyźni młodzi i troszeczkę starsi, ale tylko troszeczkę, bo Marta panów lat czterdzieści i wzwyż odrzuca z góry. - Wygląd nie ma znaczenia. Ale wiek tak, bo głupio wyglądałoby, gdyby dwudziestolatka wychodziła za mąż za faceta czterdziestoletniego. Nawet jak Polka z Polakiem tyle lat starszym bierze ślub, wydaje się to dziwne - wyjaśnia dziewczyna. Dodaje, że wśród tych, którzy już składali jej oferty matrymonialne, "przedział wiekowy to dwadzieścia sześć do trzydziestu trzech lat". - Więc nie jest tak źle - kwituje.

Odzywają się pośrednicy i "osoby prywatne". Ci pierwsi od razu proponują dwadzieścia tysięcy złotych, ci drudzy piszą kilka zdań o sobie, załączają zdjęcia. O Marcie chcą wiedzieć, ile ma lat i jak wygląda - też chcą fotkę. Nieśmiało pytają, ile będzie kosztował ich ślub i rozwód z nią. Większość z nich pochodzi z Azji lub Bliskiego Wschodu. Zapraszają Martę do siebie na kilka miesięcy, oczywiście na ich koszt. W końcu młodzi powinni się poznać przed ślubem, by przechytrzyć urzędników, którzy któregoś dnia znienacka zapukają do ich domu i zapytają: gdzie małżonka? Na czym byliście ostatnio w kinie? Możemy zobaczyć wspólne zdjęcia? Bo z fikcyjnym ślubem nie jest tak prosto, jak życzyliby sobie tego pośrednicy: kilka podpisów, zwitek pieniędzy do kieszeni, dziękuję, do zobaczenia na rozprawie rozwodowej.

Marta wie, że trochę energii musiałaby zainwestować w taki związek. - Połowę (wynagrodzenia - red.) miałabym dostać przed, a resztę po podpisaniu aktu małżeństwa. Mieszkać nie będziemy razem, ale zameldowani musimy być razem. W mieszkaniu będę też musiała zostawić jakieś swoje rzeczy, gdyby ktoś to kontrolował - mówi. Jednak i to może nie wystarczyć, by przekonać urzędników. Zwłaszcza w Polsce. Ewa Piechota, rzecznik Urzędu ds. Cudzoziemców, wylicza procedury, którym świeże multikulturowe małżeństwo musi się poddać.

Co państwo jedli na obiad?

Od ślubu do obywatelstwa biegnie długa i kręta ścieżka. Najpierw cudzoziemiec może otrzymać zezwolenie na zamieszkanie na czas oznaczony - i to wtedy, gdy "okoliczność, która jest podstawą ubiegania się o to zezwolenie, uzasadnia jego zamieszkiwanie na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej przez okres dłuższy niż trzy miesiące". Jak podkreśla jednak Ewa Piechota, cudzoziemcowi poślubionemu obywatelowi Polski jest znacznie łatwiej. Nie musi m.in. wykazywać, że posiada "stabilne i regularne źródło dochodu" ani ubezpieczenie zdrowotne, "nie jest obowiązany również przedstawić tytułu prawnego do zajmowanego lokalu". A gdy obcokrajowiec ukrywał się wcześniej jako nielegalny imigrant, nie można odmówić mu zezwolenia na zamieszkanie (jeśli nielegalny pobyt w Polsce miałby być podstawą tej odmowy).

Jest jednak w Ustawie o cudzoziemcach zapis, na który fikcyjni małżonkowie klną siarczyście. "Organ prowadzący postępowanie o udzielenie zezwolenia na zamieszkanie na czas oznaczony cudzoziemcowi będącemu małżonkiem obywatela polskiego ustala, czy związek małżeński nie został zawarty w celu obejścia przez cudzoziemca przepisów o udzielaniu zezwolenia (…)", podkreśla Ewa Piechota w przesłanych dokumentach. - To jest bardzo trudne do udowodnienia. Urząd Stanu Cywilnego nie może odmówić udzielenia małżeństwa, nawet jeśli ma jakieś podejrzenia, że jest ono zawierane dla pozoru - tłumaczy płk Pilaszkiewicz.

Tu do akcji wkraczają urzędnicy wojewódzcy i funkcjonariusze Straży Granicznej. Ustalają, czy np. "jedno z małżonków przyjęło korzyść majątkową w zamian za wyrażenie zgody na zawarcie małżeństwa", para wypełnia obowiązki małżeńskie, wspólnie zamieszkuje, spotkała się przed ślubem, itd. Kontrola może nastąpić bez uprzedzenia. A podczas rozmowy w cztery oczy ze strażnikiem granicznym lub urzędnikiem, padną pytania: jak się poznaliście? co jedliście wczoraj na obiad? jak spędzacie czas wolny? Później trzeba jeszcze będzie pokazać wspólne zdjęcia, ubrania i bibeloty polskiej żony lub męża, aż wreszcie liczyć na to, że sąsiedzi lub ktoś z rodziny nie zdradzi, że małżonka ani widu, ani słychu.

- Straż Graniczna działa na zlecenie urzędu stanu cywilnego. Nie jest to żadna standardowa procedura. W praktyce wygląda to po prostu tak, że kierownik danego USC ma dobry kontakt z miejscową strażą graniczną i jeśli coś go niepokoi (w sprawie autentyczności małżeństwa obywatela polski z obcokrajowcem - red.), zleca straży granicznej przeprowadzenie oględzin czy przesłuchania. Oczywiście nikt nie wejdzie obcokrajowcowi na siłę do mieszkania. Konieczna jest jego zgoda. Ale bardzo często dostajemy odmowę - wyjaśnia płk Pilaszkiewicz.

Przesłuchanie i oględziny to jeszcze nic, bo obcojęzyczny mąż może zaraz po ślubie spakować manatki i zapuścić się w głąb Unii. A wtedy nici z rychłego rozwodu albo kredytu na mieszkanie. W takiej sytuacji jednak niewdzięczny małżonek raczej nie doczeka się upragnionego obywatelstwa. - Urząd ds. Cudzoziemców przed uzyskaniem obywatelstwa co najmniej dwukrotnie weryfikuje, czy małżeństwo nie jest fikcyjne. Zniknięcie małżonka tuż po ślubie praktycznie przekreśla możliwość dalszej legalizacji pobytu w Polsce - wyjaśnia Dariusz Kostyra, prawnik i kierownik Centrum Obsługi Cudzoziemców - Karta Pobytu.

Marta nie zawraca sobie głowy dylematem: ucieknie czy nie ucieknie? - Jestem optymistką. Myślę pozytywnie i nie zastanawiałam się nad tym. Trzeba mieć trochę zaufania do ludzi - śmieje się.

Ślub dobrze płatny, zwiedzanie w pakiecie

Zdaniem Dariusza Kostyry rzeczywistość jest nieco inna, niż mogłoby się wydawać. - Problem zawierania fikcyjnych małżeństw w Polsce jest zdecydowanie wyolbrzymiany. Jak podają statystyki, w roku 2010 zaledwie sto małżeństw uznano za fikcyjne (228 tysięcy zawartych - red.), przy czym należy założyć, iż znacząca ich cześć została uznana za fikcyjne, pomimo iż takie nie były - wyjaśnia prawnik.

Ślubów dla papierka faktycznie w Polsce może być niewiele. Bo fikcyjne małżeństwo Polki (lub Polaka) z obcokrajowcem można zawrzeć gdziekolwiek, byleby w Unii Europejskiej lub strefie Schengen. Co zresztą zdarza się nierzadko. Odpowiadam na jedno z kilkudziesięciu ogłoszeń pt. "małżeństwo z obcokrajowcem". Następnego dnia dostaję zaproszenie na Półwysep Iberyjski. "Mogę pani zaproponować ślub z Brazylijczykiem w Hiszpanii. Cały proces trwa około 6 miesięcy i wiąże się, poza samym ślubem, z przyjazdem do Hiszpanii w celu zdobycia adresu zamieszkania. Oczywiście wszystkie koszty podróży, wyżywienia, itd., są pokrywane, a przy okazji można pozwiedzać. Wynagrodzenie to cztery tysiące euro, wypłacane stopniowo, aż do momentu ślubu bądź w momencie ślubu, jak pani woli", pisze pośrednik w mailu.

W Polsce jest trudniej, nawet tym prawdziwie zakochanym narzeczonym, bo, jak przekonuje Dariusz Kostyra, "ustawa o cudzoziemcach nie jest dostosowana do obecnej sytuacji". - Niemal wszystkie kraje zachodnie w swych unormowaniach prawnych posiadają chociażby możliwość uzyskania przez cudzoziemca tzw. wizy narzeczeńskiej, tymczasem w Polsce jedyną możliwością przedłużenia pobytu cudzoziemca jest zawarcie z nim związku małżeńskiego. W efekcie decyzja o zawarciu związku zapada pod presją przepisów i po stosunkowo krótkim okresie znajomości osoby zmuszone są do zawarcia małżeństwa - wyjaśnia prawnik.

Dlatego nie dziwi, że Marta dostawała już propozycje tymczasowego zamieszkania we Francji, Anglii i Hiszpanii. Za każdym razem odmawiała. - Jest pełno ofert, tylko każda wiąże się z wyjazdem za granicę na parę miesięcy. Ja się na to nie piszę, bo to ryzykowne. Pojadę na ślub, a wyląduję w domu publicznym - stwierdza.

Trafił się co prawda absztyfikant, który nie ciągnie Marty za granicę. Jednak z nim jest inny problem. - Jeden chłopak z Ukrainy chce brać ślub w Polsce, ale jemu chodzi raczej o prawdziwe małżeństwo. I tak oferuje tylko pięć-sześć tysięcy złotych, a ta stawka jest za mała, nawet jak na Polskę - stwierdza.

A poza tym z takiego małżeństwa ze zbyt zaangażowanym mężczyzną mogłaby wyjść grubsza afera, bo Marta ma chłopaka.

Budka z zapiekankami na początek

- Nie przeszkadzałoby mi to, bo to jest tylko ślub na papierku, a uczucia są w sercu - deklaruje Marta. Jej chłopak jest w więzieniu, więc ani przez telefon, ani przez listy dziewczyna nie może powiedzieć mu o swoich planach. Wie, że oboje mogliby mieć przez to problemy. Mimo to jest przekonana, że ich miłości nie zniszczyłaby wiadomość, że w międzyczasie wyszła za mąż za Nigeryjczyka czy Ukraińca. - Myślę, że uszanuje to. Rozmawiałam o tym z jego bratem i też nie ma nic przeciwko - mówi Marta.

Jedynie jej mamie pomysł się nie podoba. - Mama mi awantur o to nie robi, tylko uważa, że to niebezpieczne. Myśli, że mogę mieć przez to problemy. I chyba trochę się tego wstydzi. Właściwie już o tym nie rozmawiamy, bo wie, że i tak zrobię, co zechcę - mówi Marta. A jeśli nie uda się teraz, ma już plan awaryjny. - Jak mi nie wyjdzie, to pojadę do pracy za granicę na jakiś czas. Może wtedy by było łatwiej z tym ślubem. To też dobry pomysł – pojechać latem na przykład do Hiszpanii, żeby zbierać owoce i znaleźć kogoś, kto chce taki ślub. Normalnie bym zarabiała i do tego miałabym bonus za ślub - zastanawia się.

Jest też inne wyjście. Bo Marta nie potrzebuje pieniędzy na zagraniczne studia, kosmetyki czy samochód. - Wystarczyłaby mi normalna praca w Polsce za 1500 złotych. Ale tej pracy po prostu nie ma - stwierdza. Za chwilę rozmarza się: - Chciałabym mieć swoją restaurację, ale wiem, że te pieniądze (za fikcyjne małżeństwo - red.) nie są aż tak duże. Żeby otworzyć coś własnego, potrzeba dużo więcej kasy. Ale zawsze jest już jakaś suma na start. Na budkę z zapiekankami wystarczyłoby - śmieje się.

Chociaż dała ogłoszenie niedawno, jej znajomi też już o wszystkim wiedzą. Jedni się podśmiewują, drudzy uważają, że i tak nic z tego nie wyjdzie, inni myślą "a może coś w tym jest?". Marta w każdym razie uważa, że tak. I że więcej Polaków pójdzie tym śladem. - Chyba że zdarzy się cud i w Polsce coś się zmieni. W co szczerze wątpię - kwituje.

Imiona bohaterów zostały zmienione.

(aw/sr)

POLECAMY:

Komentarze (61)