"Wyprawa na polowanie". Mieszkańcy kurortów załamują ręce

Tłumy na deptakach, restauracje wypełnione po brzegi. Sezon turystyczny w wielu miastach Polski oznacza znacznie wyższe zyski dla przedsiębiorców, ale codzienny rytm życia mieszkańców zostaje zaburzony. Zwłaszcza jeśli turyści zapominają o ciszy nocnej czy sprzątaniu po sobie.

Kosze przy plaży zapełniają się w kilka godzin; zdjęcie poglądowe
Kosze przy plaży zapełniają się w kilka godzin; zdjęcie poglądowe
Źródło zdjęć: © East News | Wojciech Strozyk/REPORTER

07.07.2023 | aktual.: 07.07.2023 09:13

Wraz z początkiem wakacji w Trójmieście czy Zakopanem pojawia się zdecydowanie więcej turystów. Sezon rozpoczął się na dobre, a w części wypoczynkowych miejscowościach już trudno o wolne pokoje. Choć dla każdego właściciela hotelu czy restauracji turyści oznaczają przypływ gotówki, to bywa, że sami mieszkańcy do masowych odwiedzin ich miasta podchodzą sceptycznie.

- Turyści odpoczywają, a my modlimy się o urlop. Chmara przyjezdnych robi straszny hałas. Współczuję osobom, które mieszkają zaraz przy Krupówkach. Tam nie da się moim zdaniem wytrzymać - zauważa Małgorzata, mieszkanka Zakopanego.

Śmieci i awantury chlebem powszednim. "Niestety od wielu lat to norma"

Maja mieszka w Gdańsku. Sama bardzo się cieszy, że turyści przyjeżdżają do jej miasta. Podkreśla, że największe zainteresowanie nadmorską miejscowością jest od czasu współorganizacji Euro 2012. Teraz w trakcie sezonu nietrudno jest usłyszeć na gdańskich ulicach Anglików czy Skandynawów. Mimo niewątpliwych zalet wynikających z zainteresowania tym miastem jest jednak pewien problem.

- Irytuje mnie fakt, że nie tylko turyści, ale również okoliczni mieszkańcy nie potrafią dopilnować porządku w miejscu, w którym przebywają. Śmieci na plażach czy nad jeziorami i w lasach to niestety od wielu lat norma - podkreśla.

Choć puszek i papierów nie brakuje przede wszystkim na plażach, w mieście nietrudno o przepełnione kosze, które uginają się od ilości pustych butelek.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Podobne zdanie na temat "wyczynów" turystów ma Beata, która mieszka w Sopocie. O tym, do czego są zdolni, mogłaby długo opowiadać.

- Z mojej perspektywy mogę powiedzieć, że Sopot ze spokojnego miejsca, jakim jest od września do maja, mimo że imprezowy charakter ma w zasadzie przez cały rok, latem zmienia się nie do poznania - zaczyna rozmówczyni WP Kobiety.

Beata dodaje, że często ludzie wracający z imprez do wynajmowanych mieszkań robią na ulicy awantury. Kilka razy do bijatyk doszło przed samym oknem sopocianki. 

- Turystom zdarza się nie szanować tego, że tutaj mieszkają ludzie i jest to miasto, jak każde inne. Jeżdżące walizki, balangi, półnadzy ludzie nawet na głównej ulicy, którą od morza dzieli pół kilometra. To wszystko niestety ma miejsce w sezonie - dodaje kobieta.

Wspomina również brak kultury w restauracjach i swawolę w parkowaniu turystów, szczególnie na terenach osiedli, czyli miejscach stworzonych dla miejscowych, a nie przyjezdnych. Podkreśla też, że na szczęście jest wiele miejsc, o których wczasowicze nie mają pojęcia i tam życie toczy się spokojnie.

Mówi, że większość urlopowiczów potrafi się zachować, ale zawsze zdarzają się wyjątki. Dla niektórych mieszkańców Sopotu takie sytuacje są wyjątkowo uciążliwe. Wówczas w najbardziej gorący czas w roku zwyczajnie uciekają z miasta. Wyjeżdżają w miejsca, gdzie turyści się nie zapuszczają.

Tłumy, niekończące się kolejki i korki. "Parking przychodni upchany plażowiczami"

Paulina jest jedną z mieszkanek Gdyni. Przyznaje, że z powodu turystów w sezonie letnim w mieście robi się duży ścisk i chaos.

- Mnóstwo ludzi sprawia, że brakuje przestrzeni. Wszędzie jest pełno aut, pozabierane miejsca parkingowe dla miejscowych, trzy razy większe korki na ulicach - tłumaczy kobieta.

- W restauracjach też mnóstwo ludzi, kolejki, że aż się odechciewa wyjść na miasto, na spacer, czy coś zjeść, bo jest to przerażające. No, chyba że ktoś chce stać 20 min w kolejce do wejścia do knajpy, a potem prawie godzinę czekać na jedzenie - wylicza Paulina.

Problem ze zwiększonym ruchem zauważa również mieszkanka Sopotu. W sezonie turystycznym to kolejna miejscowość, gdzie można zauważyć tworzące się korki i problemy z zaparkowaniem, np. przed przychodnią - miejscem, które powinno być do wykorzystania przez pacjentów, a nie turystów.

- Mnie osobiście to denerwowało tylko w momencie, gdy jechałam z maleńkimi dziećmi do przychodni, a parking był upchany plażowiczami. Przychodnia to miejsce, gdzie przyjeżdżają ludzie chorzy, starsi, mający problemy z chodzeniem, czy właśnie osoby z małymi dziećmi, które często trzeba nieść - wspomina Agnieszka.

Kobieta dodaje też, że kij ma dwa końce. Sama jako turystka również ma świadomość, że nawet samo przetransportowanie się z bagażem plażowym nie jest prostą sprawą. Do tego obecność turystów w takich miejscach jak Sopot jest przecież pożądaną sytuacją przez samych mieszkańców.

Turysta kontra mieszkaniec. W sklepach dochodzi do kuriozalnych sytuacji

Sylwester mieszka w Zakopanem z żoną i pięciomiesięczną córką przy ulicy Chałubińskiego, która stanowi jeden z dwóch głównych "szlaków" pieszych przemierzających okolicę. Choć sam pracuje w branży hotelarskiej i żyje z turystów, doświadcza wielu trudności związanych z ich obecnością.

- Chodzą po ulicach do późnych godzin nocnych, szukając drogi do miejsca, w którym się zatrzymali. Krzyczą, kłócą się między sobą, śpiewają, najczęściej "Miłość w Zakopanem". Mimo że to bardziej niedogodność, to jednak snu to nie ułatwia. Zwłaszcza przy małym dziecku - zauważa mieszkaniec Zakopanego.

Kolejnym utrudnieniem w sezonie są zakupy, które mężczyzna nazywa "wyprawą na polowanie". Bywają bowiem dni, że w sklepach zaczyna brakować niektórych produktów. Z relacji mieszkańca Zakopanego wynika, że najwięcej problemów jest z pieczywem. Choć sklepy próbują od razu uzupełnić braki, często trzeba brać udział w wyścigu, aby zakupić upatrzone bułki czy chleb.

- Kolejka do kasy jest zazwyczaj po horyzont. "Urokiem" mieszkania w Zakopanem są też opóźnienia lub wstrzymane dostawy z restauracji, pizzerii itp. Bo gdy człowiek wieczorem wymyśli, że może jednak zamówiłby pizzę, dzwoni w kilka miejsc i okazuje się, że trzeba czekać około 2-3 godzin lub w ogóle nie ma takiej możliwości. Wtedy wraca się do bułki upolowanej w markecie - tłumaczy Sylwester.

Mężczyzna dodaje, że aby nacieszyć się zakopiańskimi atrakcjami, wraz z rodziną czeka do zakończenia się sezonu. Wtedy odwiedzają np. termy, a na miejscu nie muszą czuć się jak sardynki w puszce, a ryby w wodzie.

Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
premiumwakacjeturyści
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (377)