Co z darmowymi obiadami w szkołach? Zastępcza pomoc nie zawsze jest dostępna

Co z darmowymi obiadami w szkołach? Zastępcza pomoc nie zawsze jest dostępna

Rodzice doceniali darmowy obiad dla dziecka
Rodzice doceniali darmowy obiad dla dziecka
Źródło zdjęć: © East News
Klaudia Stabach
10.11.2020 15:50, aktualizacja: 02.03.2022 08:16

Zamknięte szkoły dla uczniów oznaczają koniec z regularnym ciepłym posiłkiem. Ośrodki pomocy społecznej powinny wdrażać zastępczą pomoc, jednak okazuje się, że ten problem jest bagatelizowany. Sylwia Szarzewska usłyszała, że jeśli chce, to może przyjeżdżać do szkoły po obiad dla syna. Codziennie, 8 kilometrów.

Według rządzących edukacja zdalna pozwala w pewnym stopniu zahamować transmisję koronawirusa, ale jednocześnie wymusza szereg, niekoniecznie dobrych, zmian w codzienności ucznia. Jedną z nich niewątpliwie jest kwestia darmowych obiadów w szkołach.

Pomimo licznych programów socjalnych liczba dzieci żyjących w skrajnym ubóstwie nadal jest zatrważająca - 2019 roku ta grupa wynosiła 313 tys. osób (wg GUS). Minimum egzystencji wynosiło wtedy 614 zł na osobę samotną oraz 1658 zł na czteroosobową rodzinę z dziećmi do lat 14.

Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej opracowało plan dożywiania najuboższych, w tym dzieci w szkołach. Na pomoc mogą liczyć rodziny, w których dochód netto, w przeliczeniu na osobę, nie przekracza 792 zł miesięcznie.

W czasie pandemii Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej nadal przekazuje środki na posiłki, ale to samorządy decydują, w jakiej formie je rozdysponują. Może być to obiad z dowozem do domu, świadczenie pieniężne na jego zakup lub paczka z produktami spożywczymi.

Bez pośpiechu

Każda gmina samodzielnie podejmuje decyzję o formie udzielanej pomocy zastępczej, dlatego postanowiliśmy zadzwonić do niektórych miejskich i gminnych ośrodków pomocy społecznej. Okazuje się, że w wielu miejscowościach zbagatelizowano rozporządzenie. W gminie Stary Brus, która trzy miesiące temu została ogłoszona najbiedniejszą w Polsce, nie podjęto żadnych działań. Pracownica OPS przyznała, że brak ciepłych posiłków dla uczniów jest problemem, ale jak na razie nic z tym nie zrobiono.

Z kolei w gminie Zawadzkie na terenie woj. opolskiego, która rok temu zajęła pierwsze miejsce w niechlubnym rankingu, przed wakacjami wypłacano rodzicom dziecka 100 złotych miesięcznie na przygotowanie posiłków. W tym roku jeszcze nie podjęto żadnych kroków. – Będziemy dzwonić po rodzinach i pytać, czy potrzebują wsparcia – zapewnił pracownik gminy.

A jak wygląda sytuacja na drugim końcu rankingu? Najbogatszą gminą w Polsce od kilku lat jest Kleszczów (woj. łódzkie). Przed wybuchem pandemii gmina mogła pochwalić się darmowymi obiadami w szkołach dla wszystkich uczniów. Jak się dowiedzieliśmy, wraz z przejściem na edukację zdalną fundusze przekazywane szkole na ten cel zostały zamrożone.

W takim razie gdzie mogą szukać pomocy rodzice najbiedniejszych dzieci z Kleszczowa? Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej nie posiada informacji na temat liczby osób, które mogłyby zakwalifikować się do pomocy w ramach projektu "Ciepły posiłek w szkole i w domu", ponieważ gmina nie przystąpiła do udziału w nim. – Nie jesteśmy objęci umową – wyjaśniła pracownica ośrodka.

Walkę z niedożywieniem dzieci w Polsce od lat podejmuje Polska Akcja Humanitarna, która w ramach programu "Pajacyk" finansuje posiłki w niektórych szkołach czy świetlicach. Pandemia nie zatrzymała organizacji i jak zapewnia jej rzecznik, nadal wszystkie placówki objęte programem są wspomagane finansowo.

– Co trzecia wydaje paczki żywnościowe, a pozostałe przygotowują posiłki, które są wydawane na wynos – tłumaczy rzecznik PAH, Rafał Grzelewski, w rozmowie z WP Kobieta. "Pajacyk" nie przyznaje pomocy w formie finansowej. – Placówki otrzymały fundusze, za które kupują żywność. To rozwiązanie uważamy za najlepsze – dodaje Grzelewski.

Tak samo uważają niektórzy rodzice. Sylwia Szarzewska z Wielkopolski skontaktowała się z dyrekcją szkoły, do której chodzi jej syn i dowiedziała się, że jeśli chce, to może odbierać obiady dla dziecka. – Mam codziennie dojeżdżać 8 kilometrów po posiłek? To absurd – uważa. Kobieta zadzwoniła do MOPS-u z pytaniem, czy jest przewidziana inna forma zapomogi. – Na razie jeszcze nie wiedzą, czy będą przelewać nam pieniądze, a o paczkach nic mi nie powiedziano – relacjonuje.

W poprzednim roku szkolnym Sylwia Szarzewska otrzymywała finansowe wsparcie z gminy, ale nie ukrywa, że zdecydowanie lepszym rozwiązaniem były obiady. – Wolałabym, żeby moje dziecko mogło zjeść darmowy ciepły posiłek między lekcjami niż pieniądze – podkreśla. – To duże wsparcie, zwłaszcza gdy ma się tak jak ja więcej niż jedno dziecko – dodaje.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (263)
Zobacz także