Człowiek z kremówki

Człowiek z kremówki

Człowiek z kremówki
20.03.2006 23:14, aktualizacja: 30.06.2010 01:51

*Nie pytam, czy film pana wzruszył, pytam, co pana wzruszyło – w taki mniej więcej sposób roztrzęsieni dziennikarze TVP odpytywali widzów po uroczystej premierze „Jana Pawła II”. I to właśnie podejście do „papieskiego kina” wydało mi się symptomatyczne. Najwyraźniej bowiem twórcy filmów o papieżu (w Polsce właśnie pokazały się dwa) z góry zakładają, że skoro Jan Paweł II był wielki, to jego wielkość automatycznie spływa na każdy kadr poświęconego mu „dzieła”, napełniając go niewyobrażalną mądrością oraz wyjątkowym artyzmem. *Niestety, prawda jest taka, że i „Janowi Pawłowi II” Johna Kenta Harrisona (w kinach od 3 marca), i „Janowi Pawłowi II: Nie lękajcie się” Jeffa Blecknera (w wypożyczalniach od 13 marca) jest daleko o lata świetlne nie tylko do wielkości, ale i do przyzwoitego filmowego poziomu.
Biograficzny „Jan Paweł II” to pospieszna, wybiórcza i powierzchowna galopka przez pontyfikat, a jej bohater „wielkim papieżem był”, choć kompletnie nie wiadomo dlaczego – bo na pewno nie z powodu recytowanych przez niego z emfazą banałów o godności i miłości. Jeśli cokolwiek ratuje tę produkcję, to aktorski wysiłek Jona Voighta. Z kolei twórcom innej biografii, „Jan Paweł II: Nie lękajcie się”, coś dzwoni, ale kompletnie nie wiedzą, w którym kościele. Dlatego Boże Narodzenie odbywa się w Polsce w okolicach późnego września (jest całkowicie zielono!), Jaruzelski (ustylizowany na jakiegoś latynoskiego dyktatora) niemal szlocha na papieskim ramieniu, zaś polskie wojsko nosi przedziwne umundurowanie. Nie mówiąc o dziesiątkach oczywistych pomyłek i ordynarnych uproszczeń, które pokazują, z jak wielką nonszalancją Amerykanie (stacja ABC) podeszli do tematu, zakładając – pewnie słusznie, niestety – że i tak „ciemny lud” u nich to kupi.
Na poziomie historii oba filmy sprowadzają się do gestów i haseł – taka hagiograficzna kolekcja podniosłych scen lub – innymi słowy – bryk z pontyfikatu: oto przyszły papież odprawia mszę w Nowej Hucie, papież podnosi z kolan kardynała Wyszyńskiego, papież mówi „Niech zstąpi duch Twój...”, papież pod Ścianą Płaczu, papież ranny w zamachu, papież z młodymi, papież słucha „Barki”, papież je kremówki, papież cierpi... Wszystko to pokazane przy użyciu najprymitywniejszych, serialowych właściwie chwytów ma wycisnąć potoki łez, ale już – broń Boże! – nie dać do myślenia.
Nikt nie pokusił się o najdrobniejszą próbę analizy fenomenu Karola Wojtyły, nikt nie próbował podać w wątpliwość słuszności papieskich poczynań, zapomnieć można o niuansach, o nieoczywistym spojrzeniu, o krytycznym tonie – o wszystkim tym, czym karmi się dobre kino. Wspomniane filmy (łącznie zresztą z pierwszym, „Karol – człowiek, który został papieżem”) zdecydowanie lansują kiczowatą wizję pontyfikatu kremówek, a nie encyklik, gestów, myśli. Dlatego mówić o nich można wyłącznie w kategorii dochodowych dewocjonaliów, a nie dzieł filmowych.
Tymczasem w kwietniu czeka nas kolejna porcja kremówek w postaci premiery „Karola – papieża, który pozostał człowiekiem”, drugiej części papieskiego filmu z Piotrem Adamczykiem.
Przyznaję, że już się lękam.

Małgorzata Sadowska

„Jan Paweł II: Nie lękajcie się”, reż. Jeff Bleckner, USA 2005, SPI Video, premiera na DVD 13 marca
„Jan Paweł II”, reż. John Kent Harrison,USA/Włochy/Polska 2005, InterFilm, premiera 3 marca