Czy kobiety czytają i oglądają fantastykę?
Kobieta wyznająca, że czyta fantastykę wciąż narażona jest na lekceważące zbycie ramionami i głosy, że prawdopodobnie chodzi jej o „Zmierzch”, bo cóż innego może mieć na myśli, mówiąc „fantasy”, jeśli nie wampiryczny romans?
Kobieta wyznająca, że czyta fantastykę wciąż narażona jest na lekceważące zbycie ramionami i głosy, że prawdopodobnie chodzi jej o „Zmierzch”, bo cóż innego może mieć na myśli, mówiąc „fantasy”, jeśli nie wampiryczny romans? Przekonanie o tym, że to właśnie tego kobiety szukają w fikcji – romansu, wielkiej miłości pokonującej wszelkie przeszkody, szczęśliwego zakończenia i jeszcze raz romansu – wciąż jest obecne i mocno zakorzenione.
Żywiołową reakcję w tym temacie wywołał niedawny artykuł autorstwa Giny Bellafante w New York Times. Traktował on o tym, o czym ostatnio mówią prawie wszyscy: nowej i odważnej adaptacji telewizyjnej pierwszego tomu cyklu „Pieśni Lodu i Ognia” George'a R.R. Martina, czyli o „Grze o Tron”. Saga ta wpisuje się w nurt tak zwanego epic fantasy, a sam autor często porównywany jest do Tolkiena, jakkolwiek zaznacza się, że jest on dużo mroczniejszy.
Pani Bellafante miała szczęście być jedną z osób, które jako pierwsze obejrzały pierwszy odcinek serialu produkowanego przez stację HBO. Później, na łamach New York Timesa podzieliła się ze wszystkimi czytelnikami swoją opinią i ta, eufemistycznie ujmując, nie była zbyt pozytywna. Ale czy sam ten fakt to wystarczający powód do wspomnianej wcześniej żywiołowej reakcji? Każdy przecież ma prawo do swojej opinii, a o gustach się nie dyskutuje.
Chodzi o to, jak pani Bellafante swoją opinię argumentowała, a sprowadzało się to mniej więcej do stwierdzenia, że serial jej się nie podobał i nie spodoba się też innym kobietom, bo jest to fantasy. Z niezachwianą pewnością założyła, że posiadanie macicy uniemożliwia czerpanie przyjemności z oglądania przystojnych mężczyzn walczących na miecze i rozbierających się, by przystrzyc włosy. Jaką przyjemność mogłybyśmy z tego potencjalnie czerpać? Nie potrafię sobie wyobrazić.
Zapewniam przy okazji, że nie tylko o tym są książki i serial. Fantasy jako gatunek przeszło wiele zmian, ewoluowało, zupełnie jak wszystko wokół. Fikcja jest lustrem, w którym odbijają się wszystkie niepokoje i tendencje obecne w społeczeństwie. Twórcy, jak wiadomo, czerpią z otaczającej ich rzeczywistości, są w niej zanurzeni. W pisaniu Martina znajdziemy zatem to, czego na próżno szukać u autorów wcześniejszych, chociażby wspomnianego wcześniej Tolkiena. Znajdziemy aktywne kobiety, które mają wpływ na historię, które pożądają władzy, które walczą fortelem i słowem, ale walczą też mieczem. Kobiety szukające swojego miejsca w patriarchalnym świecie, buntujące się przeciw sprowadzaniu ich do ról dla nich za małych.
POLECAMY:
Na jakiej podstawie Gina Bellafante założyła, że fantasy nie ma nic do zaoferowania kobietom? Dlaczego wciąż tak popularne jest pytanie: Czy kobiety czytają fantasy? Czy oglądają? A jest zadawane, o czym przekonałam się, przygotowując się do napisania tego artykułu i przekopując fora internetowe, gdzie poszukiwałam ciekawych wypowiedzi.
Zawiodłam się. Większość z tych wypowiedzi nie była ciekawa, a raczej naiwna, nieprzemyślana, żeby nie powiedzieć ordynarnie, że zwyczajnie głupia. Jeden chłopiec (był uprzejmy zaznaczyć na samym wstępie swoją płeć) zadał tytułowe pytanie, na co drugi chłopiec (co również zostało zaznaczone) odpowiedział, że – pozwoliłam sobie przetłumaczyć z angielskiego – fantasy może trafić do przedstawicieli obu płci, myślę jednak, że pewne książki, tak jak pewne filmy, przemówią bardziej do mężczyzn niż do kobiet. Są historie, które starają się znaleźć złoty środek. Historie, które nie opierają się na akcji i przemocy, ale nie opierają się też całkowicie na romansie.
A więc tak, oto jest! Stereotypowy podział, którym nieustannie operujemy. Akcja dla mężczyzn, romans dla kobiet. Ktoś inny zauważył też, że z dyskusji wynika, iż fantasy jest męskim odpowiednikiem romansu. A jeszcze inna osoba wyraziła swoje zdumienie, bo do tej pory uważała, że fantasy jest dla kobiet, a science fiction, czyli „fantastyka naukowa”, jako ta bardziej poważna i naukowa, dla mężczyzn. Czy nie jest trochę krzywdzące założenie, że płeć biologiczna w tak znaczący sposób determinuje nasze poglądy i gusta? Po co narzucać sobie i innym takie ograniczenia?
Wielkim krokiem dla ludzkości będzie chwila, w której z naszej mentalności zniknie przekonanie o tym, że to, co lubimy czytać i oglądać, zależy od tego, co mamy między nogami. Z utęsknieniem czekam na moment, w którym moje wyznanie (ponieważ czasem wciąż jest to coś, co się wyznaje, zupełnie jak na spowiedzi), że czytam fantasy, nie będzie budzić pełnych zdziwienia spojrzeń. Na moment, w którym znikną pytania: „Dlaczego kobiety czytają fantasy?”, jakby kobiety były odrębnym i nieznanym gatunkiem. Znamy przecież od dawna odpowiedź na pytanie: „Dlaczego ludzie czytają fantasy?”
Bo mogą. Bo lubią. Bo od zarania dziejów karmimy się historiami, w których granice są zatarte, w których, cytując Stephena Kinga, istnieją inne światy niż ten.
(ada/sr)