Czy ksiądz gra w gałę? Gra, ale "wszystko z umiarem"
Ksiądz kulturysta wyprowadził kurię z równowagi. Mówiła o nim ostatnio cała Polska. Ksiądz Artur oficjalnie przyznał się do popełnienia błędu i wyraził ubolewanie nad zgorszeniem, które wzbudził wśród wiernych, biorąc udział w fitnessowych zawodach. Jednak w polskich parafiach nie brakuje księży sportsmenów. Tylko może lepiej niż ksiądz Artur ukrywają swoje hobby.
31.10.2017 | aktual.: 31.10.2017 18:16
Ksiądz Janusz gra w piłkę odkąd pamięta. Chciał zostać piłkarzem albo księdzem. – Może i dobrze się stało – śmieje się 42-letni ksiądz. – Myślę, że piłka pozwoliła mi rozładować stres, frustrację a czasem ambicję, kiedy tego potrzebowałem – tłumaczy. Ksiądz trenuje kilka razy w tygodniu. Gra z dziećmi i z dorosłymi. Założył drużynę osiedlową z dzieciakami, które chodzą do szkoły w okolicy i widuje w kościele. Ale pograć z dorosłymi jeździ na drugą stronę miasta, nieoficjalnie. Nie ukrywa, że jest księdzem, ale woli nie robić tego wszystkiego ostentacyjnie. – Wiem, że jestem oryginalny, nie wszystkim się to podoba, dlatego dwa razy w tygodniu "po cywilnemu" jadę na halę pograć z kilkoma facetami, co też lubią pokopać. To wszystko. Nie chciałbym, żeby ktokolwiek miał przeze mnie problemy. Posługa jest dla mnie najważniejsza. Ale każdy potrzebuje relaksu, odskoczni. Prawda? – mówi ksiądz Janusz, który w parafii w Wielkopolsce jest od czterech lat.
Ksiądz Janusz po naszej rozmowie chce wycofać się z publikacji, idziemy na kompromis. Obiecałam, że zmienię imię i nie poinformuję kurii o jego wypowiedziach. Pytam księdza, czy jest w nich coś kontrowersyjnego. Odpowiada, że nie, ale woli nie ryzykować. – Czy ksiądz ogląda mecze w telewizji? – zagajam kilka dni po naszej rozmowie. Ksiądz odpowiada, że telewizji nie ogląda i nie ma już czasu na rozmowy o piłce nożnej, bo czekają na niego ważniejsze obowiązki.
Zobacz także
Ksiądz też człowiek?
– Ludzie wymagają od nas bardzo wiele – mówi ksiądz Wojtek. – Dobrze, że ktoś postanowił o tym napisać, ksiądz też człowiek. Czy ja będę gorszym księdzem przez to, że lubię motory? Nie sądzę – dodaje. Ksiądz Wojtek nigdy nie miał problemów przez swoje zamiłowanie do motoryzacji, sam nie mam motoru, ale jeździ na zjazdy. Lubi też pooglądać stare samochody. Kiedy może, to jeździ zobaczyć z ciekawości stare "garbusy". Sam nie ma samochodu. Nigdy nie dano mu do zrozumienia, że musi się ukrywać z tym, że lubi motoryzację. Ale może też dlatego, że jak twierdzi, zna umiar. Mówi, że nie przesadza z ostentacją.
Kiedy tylko może organizuje wycieczki dla dzieci. Chodzi z dzieciakami po górach, jeździ na rowerach. Są i tacy, co wiedzą, że ksiądz motory lubi najbardziej i przychodzą pogadać o konkretnie o tym. Zaraził kilku młodych swoją pasją. Ale na koniec stwierdza, że motoryzacja to przede wszystkim sposób na dotarcie do młodych ludzi, pokazanie im, że można spędzać fajnie czas. Mówi, że nie może być nudno. Kiedy dzieci wracają z jego wycieczek i wyjazdów, mówią: byłem na kolonii z księdzem i było super. Uczył się nawet jeździć na deskorolce z nastolatkami. Lubi każdy sport. Kiedy zaczyna historię o tym, jak trenował karate w młodości, ścisza głos. – Wszystko z umiarem – rzuca na odchodne.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że ksiądz Wojtek woli nie mówić o swoich pasjach wprost. Po rozmowie wysyłam księdzu smsa z pytaniem, co sądzi o ostatniej medialnej aferze z księdzem kulturystą. "Bez komentarza" – odpowiada. Imię zostało zmienione na prośbę księdza. Znajduję księdza na Facebooku, próbuję dodać go do znajomych, odrzuca zaproszenie.
Ksiądz Adam, Adaś
W miasteczku w domu kultury mieszkańcy mają swoją siłownię. Ksiądz Adam chodzi tam z chłopcami, do tej pory najwięcej było gimnazjalistów. Zachęcił ich, żeby więcej ćwiczyli, a nie stali przed wejściem. Nie dostał nigdy czerwonego światła ze strony przełożonych, jeśli chodzi o siłownię. Wręcz przeciwnie, proboszcz zawsze chwali, że dociera do młodych. W miasteczku nie ma co robić. Łatwo się stoczyć, stać na rogu i pić piwo. Ksiądz Adam nigdy nie był fanem sportu, ale siłownia zmieniła jego stosunek do zajęć fizycznych.
W parafii na Śląsku jest od dwóch lat. Wcześniej mieszkał w dużym mieście. Śmieje się czasem z siebie, że jest pakerem. Wspomina o koledze z seminarium, który na co dzień biega. Podobno też nikt nie miał z tym problemu w parafii. Ksiądz Adaś powtarza to samo co jego poprzednicy, że grunt to przez swoje hobby trafić do ludzi, do parafian. Młodemu księdzu najłatwiej trafić do chłopców. Z dziewczynami byłoby trochę niezręcznie ćwiczyć na siłowni. Zresztą żadna tu nie przychodzi, kiedy jest ksiądz z chłopakami. – Wiedziałem, że nie ma co iść z gitarą do chłopaków z siłowni – żartuje młody ksiądz. – Każdy z nas księży coś lubi – dodaje. Po chwili rzuca zachowawczo, że wszystko jest kwestią balansu i nieprowokowania.
Zobacz także
Siłownia zmienia się w jego opowieściach z hobby na narzędzie, które ma przybliżyć młodych do kościoła. A właściwie do księdza. Ksiądz Adam umawia się z chłopcami na siłowni trzy razy w tygodniu. Zarzeka się, że sam tam nie chodzi, chociaż w miasteczku mówi się o nim inaczej. Kiedy próbuję dopytać o inne hobby, ksiądz Adam ucieka od tematu. Literatura? Film? Może jakiś język? Parafia jest dla niego najważniejsza.
Wystraszeni
Każda kolejna rozmowa kończy się postawą asekuracyjną. Księża odbierają sobie prawo do posiadania hobby, swojego wolnego czasu, który mogą poświęcić na coś, co lubią. Słowa "wszystko z umiarem" powtarzają jak mantrę. Co znaczy umiar, nie tłumaczą albo odpowiadają, że to po prostu kwestia rozsądku. Posługa jest dla nich najważniejsza, czy pełnią ją również poprzez siłownię z chłopakami? Ksiądz Adam mówi, że takie podsumowanie to nadużycie.