Czy wiesz, że… szczęście zaczyna się w garderobie?

Czytając ten tytuł widzisz oczami wyobraźni wielką garderobę jak w amerykańskich filmach, z 30 parami szpilek od Blahnika i Loubotina oraz ustawionymi na górze torebkami Hermes, oczywiście w porządku kolorystycznym. Jednak nie o to chodziło. Wręcz przeciwnie - zakupoholizm nie ma nic wspólnego ze szczęściem, a jedynie z rozładowywaniem ciągłego napięcia, jakie się gromadzi w głowie osoby uzależnionej od zakupów. Szczęście jest w nas, jak to mówi Poppy z bajki "The Trolls". Ubrania są tylko narzędziem, by pomóc temu szczęściu wydobyć się na powierzchnię i zapanować nad naszym życiem. W dalszym ciągu nie oznacza to, że potrzebujesz sterty narzędzi. Potrzebujesz narzędzi odpowiednich. Tylko i wyłącznie. I wcale nie musi być ich dużo, wręcz nie powinno. Dlatego właśnie dzisiaj opowiem wam jak i dlaczego budować szczęście w swojej garderobie…

Czy wiesz, że… szczęście zaczyna się w garderobie?
Źródło zdjęć: © 123RF.COM

19.08.2017 | aktual.: 22.08.2017 14:45

Jest na świecie taki profesor, który nazywa się Martin Seligman. Ten profesor, w moim osobistym odczuciu, odkrył clue psychologii i jej roli, jaką powinna odgrywać w życiu każdego człowieka. Psychologia pozytywna, bo o niej mowa, wreszcie pozwala popatrzeć na to, co w naszym życiu dzieje się dobrze, zamiast bezsensownie łatać i skupiać swoją energię na tym, co jest źle. Profesor Seligman poprzez swoje badania nad szczęściem nadał kształt i formę słowom, które głosili wielcy mędrcy tego świata od tysięcy lat. Można wręcz powiedzieć, że zbadał, czy ich życiowe mądrości są coś warte. Okazuje się, że są! Jak można się domyślać potwierdził, że ani pieniądze, ani posiadanie, ani ilość znajomych nie są czynnikiem wpływającym na szczęście. Mogą wpływać na nasze zadowolenie sytuacyjnie, ale to by było na tyle. Doszedł jednak do tego, jakie czynniki składają się na nasze poczucie zadowolenia z życia. Pierwszym z nich są pozytywne odczucia. Muszą się one jednak łączyć z innymi składowymi, aby to nasze szczęście miało ręce i nogi.

Drugim czynnikiem jest odczuwanie przepływu. Właściwie nie wiem, jak wam wytłumaczyć, czym jest przepływ, ale ja to właśnie odczuwam, gdy pracuję. Przepływ jest wtedy, gdy czas się dla was zatrzymuje. Jesteście tu i teraz, co daje wam uczucie wewnętrznej harmonii i nic więcej się nie liczy. Ja bym to tak właśnie nazwała. Trzecim i ostatnim czynnikiem jest odczuwanie znaczenia życia. Bez względu na religię, wiarę, filozofię, jaką tłumaczycie sobie otaczający was świat, sam fakt odczucia, że to ma sens, że życie nie jest pustym czasem jest bardzo istotne dla poczucia szczęścia. Na “odczuwanie znaczenia” w życiu ma wpływ jeszcze jedna rzecz, która właściwie jest najważniejsza. To niesienie dobra innym, dzielenie się nim, czyli tak zwana “Pozytywna interwencja” . Reasumując, bez względu na to jakie masz auto, jeśli w twoim życiu przodują te trzy czynniki czujesz się szczęśliwy. Jednocześnie Seligman doszedł do bardzo ważnego wniosku, że załatanie życiowych dziur terapią nie sprawi, że człowiek będzie szczęśliwy. Ona jedynie zminimalizuje ból, lub go zneutralizuje. A co dalej?

Skoro mamy trzyskładnikowe szczęście to gdzieś tutaj musi być ukryte poczucie własnej wartości. No musi. Bo nie wierzę, że osoba o niskiej samoocenie, kompleksach jak Kilimandżaro może być szczęśliwa. Nie może. Dlatego trzeba poszukać gdzie to się ukryło w teorii Seligmana.

Obraz
© 123RF.COM

Pierwszy składnik szczęścia wg. Seligmana to pozytywne odczucia, czyli nic innego jak radość z małych rzeczy. Otóż to, czy w naszym życiu mamy pozytywne odczucia, czy nie, nie zależy w ogóle od tego, co nas spotyka, a od tego, co do siebie dopuszczamy. To od nas i tylko od nas zależy, czy będziemy widzieć radość w ciepłym wiosennym wietrze, czy będziemy się irytować, że rozwiał nam grzywkę. Wszystko zależy od naszego nastawienia. Nie odkryłam tutaj Ameryki, mam tego świadomość. Jednak jak to w rozkładaniu na czynniki pierwsze bywa, to jakie mamy nastawienie też wynika z dwóch czynników. Pierwszy to nasze doświadczenia życiowe, a drugi to wiara w siebie. Wiadomo, że jedno od drugiego może być zależne, ale nie musi. Nie będę zagłębiać się w doświadczenia życiowe i ich istotny wpływ na poszczególne aspekty naszego życia. Przyjrzyjmy się za to drugiemu czynnikowi. Wiara w siebie czy inaczej wiara we własne możliwości także zależy od kilku czynników. Jednym z głównych czynników budujących wiarę we własne możliwości jest samoocena, czyli najprościej mówiąc opinia, jaką mamy na swój temat. Natomiast jednym z głównych filarów samooceny wg. Nathaniela Brandena, obok między innymi uczciwości czy także świadomego życia, jest samoakceptacja. Samoakceptacja to nic innego, jak kochanie siebie takiego, jakim się jest. I nie chodzi tu tylko o to, by akceptować swoje wady, ale przede wszystkim o to, by mieć świadomość i wiarę we własne możliwości.

Wróćmy teraz na chwilę do trzeciej składowej szczęścia Seligmana, czyli poczucia sensu życia. Dwóch psychologów, Roy Baumeister i Kathlee Vohs stworzyło swoją teorię na temat poczucia sensu życia. Według nich głównymi jego składnikami jest: potrzeba posiadania celu, potrzeba poczucia kontroli nad własnym życiem, potrzeba realizowania się i uwaga…potrzeba samoakceptacji!

Mamy niezbite dowody na to, że dwa na trzy czynniki składające się na poczucie szczęścia Seligmana wymagają samoakceptacji. Jeśli doszliście do tego momentu, a pewnie duża część się po drodze wykruszyła, to gratuluję! Już pewnie wiecie jaki będzie dalszy ciąg…A może nie?

Na samoakceptację oczywiście też wpływ ma wiele czynników, bo jak wiadomo każde drzewo będzie się rozgałęziać w nieskończoność. Jednym z nich niezaprzeczalnie będzie akceptacja swojego ciała wraz ze wszystkimi jego kształtami. To, jak wyglądamy, ma gigantyczny wpływ na nasze życie, a przede wszystkim na nas samych. To, jak się ubieramy może zmienić nasze życie . A na naszą samoakceptację istotnie wpływa samoświadomość, o której pisałam tutaj.

Samoświadomość to pierwszy krok pracy nad akceptacją swojego ciała. Kolejnym krokiem jest praca nad swoim wizerunkiem i nad swoim indywidualnym stylem. W efekcie otrzymujemy stan harmonii pomiędzy tym, co wewnątrz i tym, co na zewnątrz. Jest to idealny start do zaakceptowania siebie w innych sferach życia.

Czyli okazuje się, że aby być szczęśliwym człowiekiem według profesora Seligmana, swoją transformację należałoby zacząć od garderoby. Moje przemyślenia na koniec chciałabym przypieczętować jeszcze przypomnieniem o efektach projektu prof. Pine. Osoby biorące udział w "Do Something Different", uzyskały znacząco wyższe wyniki w badaniach nad zadowoleniem z życia, w porównaniu do odpowiedzi, których udzieliły przed udziałem w projekcie.

Osobiście uważam, że praca nad swoim indywidualnym stylem, czyli nad naszym wyglądem spójnym z naszą osobowością, powinna nie tyle być początkiem zmian, ale ich systematycznym uzupełnieniem. Głównie dlatego, że budowanie swojego indywidualnego wizerunku jest długim procesem. Osiąganie szczęścia Seligmanowego, że tak je nazwę, też jest długim procesem. Nie wiem jak wy, ale ja widzę tu synergię.

Artykuł pochodzi z serwisu psychologiastylu.com.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)