Depresja ekologiczna. Coraz więcej osób ląduje na kozetce z tym problemem
Polacy są na bakier z wiedzą w zakresie ekologii. Naukowcy ocenili nas na dwóję z plusem. Jednak ci, którzy uświadomili sobie skalę nadciągającej katastrofy, często popadają w depresję ekologiczną. Ten stan jest porównywalny do żałoby po bliskiej osobie.
27.09.2019 | aktual.: 29.09.2019 12:06
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Temat dotyczący zmian klimatycznych i konsekwencji, które z nich wynikają, mocno dzieli społeczeństwo. Wystąpienie Grety Thunberg podczas szczytu klimatycznego ONZ wywołało skrajne emocje, a 16-letnia aktywistka była najczęściej opisywaną osobą w światowych mediach. Jedni widzą w Grecie promyk nadziei w obliczu nadciągającej katastrofy, a inni bez ogródek wyśmiewają.
Zobacz także
Wielu Polaków dopiero od niedawna zaczyna uświadamiać sobie skalę możliwej katastrofy ekologicznej. Jak się okazuje, nasz naród jest na bakier z podstawową wiedzą w tym zakresie. 6 na 10 osób nie odróżnia smogu od problemu zmian klimatycznych oraz powątpiewa, że to człowiek jest główną przyczyną ocieplenia klimatu. W najnowszym raporcie Kantar "Ziemianie atakują" Polacy zostali ocenieni na dwóję z plusem. Wstydźmy się.
Życie w błogiej nieświadomości może i jest wygodne, ale im szybciej wyrwiemy się z niej, tym prędzej zaczniemy działać. Strach jest adekwatny do zagrożenia. Niestety po drodze możemy wpaść w czarną dziurę zwaną depresją klimatyczną. Zderzenie się z brutalną prawdą potrafi poważnie odbić się na zdrowiu psychicznym. Życie z myślą, że może zabraknąć wody na planecie, a kilogram malin, będzie kosztować kilkaset złotych, wzbudza paraliżujący lęk. Psycholodzy alarmują: coraz więcej osób przychodzi do nich właśnie z takimi problemami.
Naukowcy porównują ten stan do żałoby, ponieważ człowiek przechodzi przez takie same etapy, jak w przypadku utraty bliskiej osoby:
Zaprzeczenie - "To propaganda. Ziemia istnieje tyle lat i nieustannie się zmieniała".
Złość - "Przestańcie nas straszyć armagedonem"
Negocjacje - "Tak naprawdę nikt nie wie czy będzie gorzej, czy lepiej"
Przygnębienie - "Nic już nie da się zrobić. Zginiemy"
Akceptacja - "Jest coraz gorzej, musimy zacząć działać".
– Wiedza na temat zmian klimatycznych oraz obserwowane anomalie pogodowe generują w ludziach poczucie bezsilności i strachu – wyjaśnia dr Marcin Urbaniak, etyk środowiskowy, który jednocześnie nie dziwi się, że świadomy człowiek może zareagować właśnie w ten sposób. – Do tej pory nigdy nie doświadczyliśmy podobnej sytuacji, więc nie mamy do czego się odwołać – dodaje.
"Czuję się wariatką"
Martyna wstydzi się przyznać publicznie, jakie myśli kotłują się w jej głowie. Kobieta jest matką 4-letniej dziewczynki i notorycznie wpada w panikę odkąd zrozumiała, że jej córka może żyć na planecie, która nie będzie się już do tego nadawała. – Na początku śmieszyły mnie i jednocześnie irytowały te wszystkie medialne alarmy. Jednak gdy poczytałam trochę fachowych analiz, to dotarło do mnie, że nie jest wesoło. Susze czy wymieranie zwierząt to poważne sprawy – opowiada. – Najgorsze jest to, że im więcej o tym myślę, tym bardziej czuję się wariatką. Mąż wprost kpi ze mnie i sugeruje, żebym zajęła się codziennymi sprawami – dodaje.
33-latka czuje się zagubiona. – Już sama nie wiem, czyje podejście jest lepsze. Moje życie w strachu i rezygnacja z przyjemności czy ludzi, którzy wyciskają z tego życia, ile wlezie – zastanawia się. Wśród tych, którzy zdążyli już przyswoić, z czym wiąże się efekt cieplarniany, są nawet tacy, którzy ze względu na planetę rezygnują z posiadania dzieci.
Tzw. ruch birthstrike narodził się w Wielkiej Brytanii i jest popularny głównie na zachodzie Europy, ale i w Polsce powoli pojawiają się jego zwolennicy. Aktywistka społeczna Kaya Szulczewska opowiedziała o pobudkach swojej decyzji podczas wywiadu w studiu Wirtualnej Polski. Reakcje internautów dają wiele do myślenia. W komentarzach przewijał się śmiech i oburzenie. Mało kto potrafił dostrzec, że Szulczewska mówi naprawdę do rzeczy.
Doktor Marcin Urbaniak jest świadomy, że nie brakuje ludzi wyśmiewających osoby przerażone wizją katastrofy ekologicznej i dobitnie podsumowuje ich zachowanie. – Ośmieszanie jest formą wypierania faktów ze świadomości, czyli pierwszym etapem żałoby klimatycznej – tłumaczy. Z kolei psycholożka dr Magdalena Budziszewska, specjalizująca się m.in. w depresji ekologicznej, radzi osobom, które przechodzą przez ten stan, aby nie zamykały się w czterech ścianach ze swoimi czarnymi wizjami. – Włączanie się w grupy osób, które myślą podobnie sprawia, że nie czujemy się odosobnieni z lękiem i później łatwiej jest nam przekuć paraliżujący strach w działanie – wyjaśnia.
Na dowód ekspertka podaje przykład grupki kilku zaniepokojonych matek, które skrzyknęły się i wspólnie udało im się przeforsować proekologiczny pomysł w szkole ich dzieci. – Przekonały nauczycielkę muzyki do śpiewania z dziećmi piosenek, które propagują dbanie o środowisko. To może i są małe kroki, ale z punktu widzenia ludzi pogrążonych w depresji ekologicznej, to już realny krok naprzód – tłumaczy Budziszewska i przekonuje, że tego typu działania są lepsze niż podpisywanie wirtualnych petycji.
Działania w skali makro
Jednak i tak najlepszym działaniem, które może zrobić każdy z nas i de facto nie wymaga aż tak dużego wysiłku i wyrzeczeń, jak radykalne próby odejścia od konsumpcyjnego stylu życia, jest zaangażowanie się w strajki. – Przede wszystkim trzeba w ekspresowym tempie zmienić produkcję energii czy zasady funkcjonowania rolnictwa. To są działania w skali marko, których nie jest w stanie zrobić nawet najbardziej zaangażowana jednostka. Wyliczono, że rządzący i wielkie korporacje mają na to około 10 lat, czyli trzeba zająć się tym natychmiast – mówi psycholog.
Tymczasem osoby, które mają władzę w rękach, nie kwapią się do zmian, ponieważ to się im nie opłaca. – Pokazanie im, że jesteśmy zdeterminowani do walki o lepsze jutro, jest niezbędne, żeby coś mogło się zmienić. Jeśli mamy zrobić jedną rzecz dla środowiska, to wyjdźmy na ulice – dopowiada ekspertka. Działanie poprzez protestowanie popiera również dr Marcin Urbaniak.
Etyk widzi nadzieję w młodych ludziach, którzy świadomi, na co zostali skazani, próbują odwrócić bieg wydarzeń. – Mamy do czynienia z niecodzienną sytuacją, gdy to młodsze pokolenia mają więcej racji niż starsze. Jest to przełamanie patriarchalnego stereotypu, który mocno się w nas zakorzenił, a który niekoniecznie ma rację bytu – kwituje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl