"Dom jest centrum ich świata". Mit śląskiej baby wychylającej się zza firan nadal istnieje
Ślązaczki to kobiety pracowite i dobrze zorganizowane, ale jednocześnie pamiętliwe. "Jeśli ktoś zajdzie mi za skórę, to nie odpuszczam" – opowiada nam Anna Popek. Dziennikarka wychowała się w Bytomiu i do dzisiaj pamięta sytuacje, które mogły wydarzyć się tylko na Śląsku. Tekst powstał w ramach akcji #ŚląskiTydzień w WP.
30.11.2017 | aktual.: 30.11.2018 17:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Klaudia Stabach, WP Kobieta: Jakie są obecnie kobiety ze Śląska? Mają jeszcze cokolwiek wspólnego ze swoimi babciami, które na pierwszym miejscu stawiały dom?
Anna Popek: Przede wszystkim to są dziewczyny bardzo pracowite i świetnie zorganizowane, które znajdują czas na gotowanie czy sprzątanie, ale jednocześnie nie umniejsza to ich aktywności zawodowej. Owszem, dom nadal jest ich centrum świata. Ślązaczki zawsze potrafiły i chciały dbać o mężów oraz dzieci i to się nie zmieniło.
Czyli mit Ślązaczki, tzw. "matki boskiej okiennej”, z wałkami na głowie i pachnącym ciastem na stole wciąż istnieje?
Współczesny Śląsk znacząco różni się od tego z czasów mojej młodości, bo obecnie większość kobiet pracuje zawodowo i już nie ma tyle wolnego czasu. Jednak w starszych dzielnicach Bytomia można jeszcze zobaczyć kobiety wychylające się zza okien, wsparte na poduszkach położonych na parapetach. Dawniej te panie w taki sposób nie tylko prowadziły pogaduszki, ale również pilnowały dzieci bawiące się na podwórku. Często nie tylko swoje, ale i sąsiadek.
Śląski dom kojarzy się z białymi firanami i imponującym porządkiem. U Pani też tak było?
Ślązaczki bardzo dbają o czystość. Przychodząc do nas zdejmuje się buty, to jest naturalne dla każdego. U nas w domu przy wejściu zawsze leżała wycieraczka i mokra szmatka, żeby można było porządnie wytrzeć buty. Zanieczyszczenie powietrza było tak duże, że gdy rano wychodziło się w czystej koszuli, to po całym dniu wracało się oblepionym sadzą. Do dzisiaj doskonale pamiętam, jak w trakcie wieczornego mycia włosów woda robiła się czarna.
W Pani domu też wszystko lśni i pachnie?
Mam obsesję sprzątania zawsze przed świętami. Z racji charakteru mojej pracy nie mam wolnego każdego popołudnia, więc porządki domowe wykonuję spontanicznie. Raz rano, raz wieczorem, ale staram się zaprowadzić ład. Nawyk utrzymywania porządku starałam się przekazać również moim córkom. Umiejętność dbania o dom jest ważna.
Córki są dumne, że mają śląskie korzenie? Czy w dzisiejszych czasach dla młodych ludzi w Warszawie to trochę obciach?
Tak wychowałam dzieci, żeby miejsce pochodzenia ich matki czy ojca nie było dla nich obciachem. Odkąd moi rodzice wyprowadzili się z Bytomia, nasze wyjazdy na Śląsk nie są już tak częste, ale dziewczyny wiedzą dużo o tym mieście, bo staram się sporo opowiadać. Czasem specjalnie mówię zaciągając po śląsku, żeby mogły zetknąć się z klimatem mojej młodości.
Podtrzymuje Pani śląskie tradycje, np. kulinarne?
Kluski śląskie to potrawa, którą szczególnie lubię. Ostatnio, z okazji Święta Niepodległości, przygotowałam je na kolację z przyjaciółmi i wszyscy byli zachwyceni smakiem. Jedną porcję w wersji wegetariańskiej z sosem grzybowym i drugą z gęsiną. Był czas, gdy unikałam śląskiej kuchni, bo chciałam się odchudzić, a te potrawy są dosyć ciężkie. Jednak odkąd przestałam się odchudzać - nie tyję. Dobre kluski zjedzone od czasu do czasu nie tuczą. Czasem bardziej mogą zaszkodzić produkty typowo dietetyczne i odtłuszczone, niż kawałek dobrej rolady.
Jak wyglądają święta u Pani w domu? Na stole są jakieś typowo śląskie potrawy?
Nie wiem jak będzie w tym roku wyglądała Wigilia, bo moja siostra chce wyjechać za granicę na święta, a ja nie bardzo mogę ze względu na zobowiązania zawodowe. Już przeżywam dramat na samą myśl, że będziemy same z córkami siedziały przy stole. Dla mnie święta oznaczają mnóstwo ludzi w jednym pokoju, gwar i wesołe zamieszanie. Bez tego jest mi źle. Natomiast na Wigilię mój stół jest kresowy z racji pochodzenia mojej mamy i jej rodziców. Dlatego prócz zupy grzybowej i barszczyku są u nas także uszka z jaśkiem i grzybami - wg przepisu babci Małgosi, obowiązkowa kutia a opłatek polewany jest miodem, aby nadchodzący rok był słodki, dobry i obfity.
Gdy zaczynała Pani karierę dziennikarską w stolicy dopadł Panią kompleks małomiasteczkowości?
Nie. Nie czułam się osobą z małego miasta, bo jednak Śląsk to wielka aglomeracja. Do Katowic było blisko, mieliśmy wszystko w zasięgu autobusów miejskich. Do Krakowa też nie było specjalnie daleko, więc jeździłam tam często do teatru. Poza tym dużo czytałam i zawsze byłam obeznana z literaturą czy bieżącymi sprawami, dlatego nie czułam się skrępowana będąc w towarzystwie, gdzie dużo się rozmawiało o bieżących sprawach. Skończyłam też bardzo dobre liceum im. Jana Smolenia w Bytomiu a na naszej tarczy widniał znak Rodła.
Wielu Ślązaków chce, żeby byli uznani za oddzielny naród. To słuszny postulat?
Patrząc na historię Bytomia czy Śląska jestem świadoma, że bycie przez kilkaset lat pod obcym panowaniem mogło wytworzyć inną kulturę czy specyficzne cechy, ale wiem, że Ślązacy zawsze lgnęli do Polski – stąd sukces Powstań Śląskich. Myślę, że we współczesnej Polsce czy nawet Europie byłoby bardzo trudno stworzyć ze Ślązaków osobny naród, z osobnym językiem.
Do dzisiaj istnieje przekonanie, że Ślązak ma dobre serce, ale jednocześnie jest uparty i nie lubi kompromisów. Zgadza się z tym Pani?
Ślązak ma zdrowy rozsądek. Ocenia wszystko bardzo rzetelnie. Potrafi rozpoznać oraz nazwać co jest dobrem, a co złem i ja bardzo cenię sobie tę umiejętność. Z pewnością są to osoby z twardym charakterem, który ukształtował się w wyniku trudnej przeszłości. Kiedyś mieszkańców śląska o polskich korzeniach bardzo wiele kosztowało, żeby np. móc mówić po polsku. W Bytomiu przed I wojną światową byli księża, którzy kazali się spowiadać z tego, czy czyta się prasę po polsku. Jeśli ludzie przyznawali się, to zadawali im pokutę lub nawet nie chcieli dawać rozgrzeszenia. Dlatego np. Wojciech Korfanty, który to krytykował nie mógł wziąć ślubu w Bytomiu, skąd pochodziła jego narzeczona. Ślązacy są ludźmi religijnymi i dla nich to naprawdę był problem. Poważny dylemat - nie przyjąć komunii, bo mówiło się po polsku, albo nie mówić po polsku, chociaż to język ojczysty.
A Pani jest uparta?
Jeśli ktoś zajdzie mi za skórę, to nie odpuszczam. Wybaczę, ale nie zapomnę. Będę o tej krzywdzie i o tym, kto mi ja wyrządził pamiętała do końca życia. Chociażby po to, by unikać zła w swoim otoczeniu.
#ŚląskiTydzień to nowa akcja Wirtualnej Polski, w której przybliżamy naszym czytelnikom Śląsk. Jeśli masz ciekawy temat, którym chciałbyś się z nami podzielić, napisz do nas na #dziejesie.