Blisko ludziMówią o nich "covidowi donosiciele". A oni po prostu chcą przeżyć pandemię

Mówią o nich "covidowi donosiciele". A oni po prostu chcą przeżyć pandemię

- Jak mnie zobaczyła, od razu wyskoczyła z krzykiem, że jestem donosicielem, że to na pewno ja na nią doniosłem i że nie mam wstydu pokazywać się w sklepie. Kazała mi wyjść i nie wracać, bo wstydzi się za takich ludzi. Co osiągnąłem? Miała maseczkę na twarzy, czyli jednak pomogło – wyjaśnia Michał.

Często do kłótni dochodzi w sklepach
Często do kłótni dochodzi w sklepach
Źródło zdjęć: © Getty Images

26.03.2021 09:39

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Magdzie na COVID zmarł dziadek i wujek. – Żarty się skończyły. Z traumą ja i moja rodzina będziemy mierzyć się latami. Najgorsze jest to, że dziadzia zaraził mój brat, który uważał, że pandemia to ściema i niespecjalnie dbał o reżim sanitarny. Trudno mi wybaczyć mu tę głupotę. On chorował lekko tydzień, dziadek męczył się 17 dni. Zmarł samotnie w szpitalu. Nie mam pociechy z tego, że dziś mój brat Michał stał się jednym z najbardziej przestrzegających zasad człowiekiem. Trochę za późno, ale on czuje, że to rodzaj odkupienia win. Dziś nie tylko zwraca uwagę ludziom na ulicy i opowiada im swoją historię, ale również pomaga jako wolontariusz. Rozwozi jedzenie i leki starszym ludziom – opowiada Magda.

 Michał, widząc, że jego przestrogi niewiele dają, postanowił zadziałać mocniej. – Siostra się ze mnie śmieje, że jestem covidowym donosicielem, ale ja ludziom zawsze daję szansę. Dopiero jak widzę, że nic sobie z tego nie robią, czasem dzwonię po straż miejską, policję, albo wysyłam skargę do sanepidu. Nie mogę zrozumieć, że ludzie nie zdają sobie sprawy - albo nie chcą jej sobie zdawać - z powagi sytuacji – wyjaśnia 24-latek. 

Ostatnio Michał miał nieciekawą sytuację. – W sklepie ekspedientka nosiła maseczkę na brodzie. To taki mały osiedlowy sklepik, ale w sumie non stop ktoś tam przychodzi – opisuje Michał. - Zapytałem jej, czemu nie zabezpiecza siebie i klientów, a ona na to, że pracuje tak od roku i nie zachorowała, a obsługuje dziesiątki ludzi codziennie, więc albo ma hiperodporność, albo Covida nie ma. Strasznie się zdenerwowałem, opisałem jej historię mojej rodziny i poprosiłem, żeby zakładała maseczkę – wspomina.

 Gdy chłopak przyszedł do sklepu kilka dni później, maseczka nadal była zsunięta. Brudna, taka widać, że nieprana od dawna. Ponownie jej zwrócił uwagę. Nie poskutkowało, więc zgłosił sprawę do sanepidu z prośbą o kontrolę. - Oczywiście następnym razem jak mnie zobaczyła, od razu wyskoczyła z krzykiem, że jestem donosicielem, że to na pewno ja na nią doniosłem i że nie mam wstydu pokazywać się w sklepie. Kazała mi wyjść i nie wracać, bo wstydzi się za takich ludzi. Co osiągnąłem? Miała maseczkę na twarzy, czyli jednak pomogło – wyjaśnia Michał.

Rząd swoje, ludzie swoje

W kontekście COVID-19 centralnym pojęciem psychologiczno-socjologicznym odnoszącym się do tej kwestii jest zjawisko dysonansu społecznego. - W tym wypadku polega ono na tym, że część społeczeństwa wkłada znaczny wysiłek w walkę z epidemią, a wręcz podporządkowuje jej całe swoje życie: nie wychodzą z domu, śledzą bieżące wymogi i obostrzenia. Domagają się docenienia własnego poświęcenia, ale też solidarności. Jeśli więc dochodzi do zderzenia z opozycyjną grupą, która nic sobie z tego nie robi, a zarazem uchodzi im to płazem, rodzi nam się klasyczny dysonans poznawczy - tłumaczy zjawisko Roland Zarzycki, prorektor ds. dydaktycznych w Collegium Civitas, doktor nauk humanistycznych.

COVID-19 ujściem dla frustracji

Skala takich sytuacji jest już widoczna gołym okiem przez każdego z nas. Chociaż oficjalnie policja nie gromadzi takich statystyk, to nieoficjalnie mówi się o fali skarg. - Okres pandemii to czas w którym wszelkiego typu zgłoszenia, skargi, wnioski i petycje - anonimowe bądź podpisane - kierowane są do Inspekcji Sanitarnej w bardzo dużej liczbie - stwierdza Jan Bodnar, radca Głównego Inspektoratu Sanitarnego.

- Tylko do GIS-u w ciągu ostatniego roku napłynęło ich kilka tysięcy. Gdyby uwzględniać te napływające do powiatowych i wojewódzkich stacji sanitarno-epidemiologicznych, można je liczyć w setkach tysięcy - dodaje.

Brak dyskusji

- Nie posiadamy szczegółowej analizy tego typu zgłoszeń, ale na podstawie informacji napływających "z terenu" można pokusić się o tezę, że charakter tych skarg zmieniał się w czasie - wyjaśnia specjalista GIS-u i dodaje, że na początku pandemii dominowały zgłoszenia stricte medyczne dotyczące stanu zdrowia danej osoby i działania placówek służby zdrowia. Częste były również "donosy obywatelskie" np. na kaszlącego sąsiada czy kolegę z pracy.

Trzeba jednak zaznaczyć, że za zwracaniem uwagi na przestrzeganie obostrzeń stoją często dobre intencje i troska o zdrowie. Ludzie chcą jak najszybciej zwalczyć wirusa. A w obecnej sytuacji, kiedy wszyscy jesteśmy zmęczeni trwającą od roku covidową rzeczywistością, spięcia i awantury wynikają z braku nadziei na poprawę. Warto więc rozróżnić motywy, które stoją za taką postawą. - Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że nie można wszystkich tych zgłoszeń ocenić jednoznacznie negatywnie. Część z nich dotycząca braku lub nieprzestrzegania procedur w zakładach pracy, placówkach oświatowych, środkach komunikacji czy placówkach medycznych ma ogromne znaczenie w walce epidemią - podsumowuje specjalista GIS-u.

Problem polega także na tym, że nie dochodzi do dyskusji na argumenty. Polacy są spolaryzowani od dawna, a brak dialogu społecznego stał się normą i nosi to znamiona wojny dwóch obozów. Teraz, gdy doszedł COVID, podział dodatkowo się pogłębił i skomplikował.

Komentarze (682)