Pracuje jako kelnerka. Klientka zostawiła jej karteczkę z wiadomością

Zdaniem pracowników restauracji i kawiarni, w majówkę klienci dają im "popalić". - Pan zrobił przedstawienie przy wszystkich gościach, wykrzykując, że za porcję kwaśnicy i placki po zbójnicku zapłaciłby mniej w Paryżu - opowiada Ewa, pracownica jednej z restauracji w Zakopanem.

Majówka jest koszmarem dla kelnerówMajówka jest koszmarem dla kelnerów / zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Getty Images
Aleksandra Lewandowska

Majówka to dla wielu osób czas kojarzący się z relaksem i odpoczynkiem. Dla właścicieli i pracowników restauracji oraz kawiarni w popularnych kurortach nad morzem i w górach jest to jednak jeden z najintensywniejszych okresów w roku. To właśnie wtedy przeżywają prawdziwe oblężenie, a ich praca zamienia się w "prawdziwy survival".

"Zamiast zareagować, nagrywali filmik na TikToka"

Dominika Majkowska od kilku lat pracuje w niewielkiej kawiarni pod Kołobrzegiem. W rozmowie z Wirtualną Polską nie ukrywa, że majówka to dla niej czas pełen wyzwań. - Przychodzą całymi rodzinami. Dzieci biegają między stolikami, przewracają krzesła, rozlewają napoje. Rodzice w tym czasie udają, że nic się nie dzieje albo siedzą z nosami w telefonach. A kiedy zwrócimy uwagę, są pretensje, że się czepiamy - opowiada.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

2 maja dniem wolnym od pracy? Zdania posłów są podzielone

Podobne doświadczenia ma Ewa, która pracuje w restauracji w Zakopanem.

- Nie da się ukryć, że podczas majówki panuje totalny chaos. Wchodzą grupami, są głośni, krzyczą do siebie z jednego końca sali na drugi. A dzieci? Dzieci urządziły sobie kiedyś wyścigi na deskach snowboardowych, które mieliśmy wystawione jako dekorację. Zakończyło się oczywiście stratami - mówi.

Iga, zatrudniona w smażalni ryb w Międzyzdrojach, dodaje natomiast:

- Rodziny często traktują restaurację jak plac zabaw. Raz dziecko weszło na bar i zaczęło stukać w dzwonek kucharza. Rodzice zamiast zareagować, śmiali się i nagrywali filmik na TikToka.

Pretensje o każdą złotówkę

Każdego roku temat cen w restauracjach powraca jak bumerang - a już szczególnie podczas majówki. Wielu turystów jest zaskoczonych, że za obiad nad morzem lub w górach trzeba zapłacić więcej niż w restauracji w średnio zaludnionym mieście.

- Stały repertuar: "Dlaczego dorsz kosztuje 60 zł?!" albo "Za taką cenę bym w domu trzy ryby usmażył!'". Tłumaczymy grzecznie, że to świeża ryba, lokalny produkt, sezonowy wzrost kosztów, ale i tak jesteśmy nazywani złodziejami i naciągaczami - relacjonuje Iga.

Dominika zauważa, że pretensje o ceny dotyczą nie tylko głównych dań, ale także deserów i napojów. - Gofr z bitą śmietaną i owocami za 20 zł to "skandal", a kawa mrożona za 18 zł to "zdzierstwo". Nikt nie patrzy na to, ile kosztują teraz produkty: owoce, cukier czy prąd. Wszystko jest droższe, ale ludzie żyją cenami sprzed dekady - tłumaczy.

Ewa z Zakopanego opowiada, że skargi o ceny są często wyjątkowo głośne i teatralne.

- Raz jeden pan zrobił przedstawienie przy wszystkich gościach, wykrzykując, że za porcję kwaśnicy i placki po zbójnicku zapłaciłby mniej w Paryżu. Zabawne. Nie zapłaciłby, bo w Paryżu tego nie dostanie. Ale jak już zacznie się taki teatrzyk, to nic nie przekona człowieka - stwierdza.

Napiwki? "Zostawili dwa złote"

Weekend majowy w restauracjach i kawiarniach to jednak nie tylko więcej pracy dla zatrudnionych, ale także - teoretycznie - szansa na lepsze napiwki. W praktyce bywa z tym różnie. - Najczęściej dostajemy grosze. Serio. Czasem ktoś zostawi złotówkę na paragonie za 200 zł - mówi Ewa.

- Pamiętam, jak pewna rodzina zamówiła pełen obiad z przystawkami, winem i deserami. Rachunek wyniósł prawie 700 zł. Zostawili dwa złote. Nawet nie pięć - dodaje w rozmowie z Wirtualną Polską.

Większe napiwki zostawiają jednak częściej turyści zagraniczni. - Niemcy, Holendrzy - oni zostawiają 10-15 proc. rachunku. Polacy różnie. Potrafią jeszcze przy tym mruknąć pod nosem coś w rodzaju: "za co niby ta obsługa?". A my latamy, tłumaczymy, znosimy pretensje - zaznacza Ewa.

Iga opowiada historię, która szczególnie utkwiła jej w pamięci.

- Młoda para, ubrana w markowe ciuchy, zamówiła obiad - ryby, frytki, surówki, po drinku. Jedli, pili, śmiali się. Rachunek na ok. 300 zł. Przyszłam z terminalem, a oni zapytali, czy mogą zapłacić w ratach. Nie wiedziałam, co powiedzieć - mówi.

Presja, stres i brak wyrozumiałości

Pracownice gastronomii podkreślają, że majówka to dla nich przede wszystkim ogromny stres. Liczba gości przekracza możliwości kuchni i obsługi, co generuje napięcia - i pomiędzy pracownikami, i na sali, między klientami a osobami obsługującymi.

- Ludzie nie mają cierpliwości. Chcą wszystko natychmiast. Jak czekają 20 min na pizzę to już awantura. A przecież wszystko jest robione na bieżąco, na świeżo - tłumaczy Ewa.

Dominika przyznaje, że czasem słyszy wyzwiska, gdy kelner lub kelnerka przynoszą zamówienie kilka minut później niż oczekiwano.

- Przy takiej liczbie gości musimy być jak roboty. A przecież jesteśmy tylko ludźmi. Też się pocimy, też się stresujemy, też się czasem pomylimy - zaznacza.

Zdaniem Igi, wielu gości nie rozumie ograniczeń lokalu. - Nie mamy nieskończonej liczby stolików, zapasowych kucharzy ani maszyn robiących jedzenie. Jak jest pełno, trzeba poczekać. Ale niektórzy ludzie myślą, że jak przyjechali na urlop, to cały świat ma się kręcić wokół nich - zauważa.

Są też promyki nadziei

Mimo trudnych doświadczeń, pracownice gastronomii mówią także o momentach, które wynagradzają im cały trud. - Zdarzają się cudowni goście - uśmiechnięci, cierpliwi, wdzięczni. Tacy, którzy widzą, ile się nabiegasz i potrafią powiedzieć "dziękuję" - mówi Ewa.

Według Dominiki jedno miłe słowo od klienta potrafi zmienić cały dzień.

- Kiedyś pani zostawiła karteczkę z napisem: "Wspaniała obsługa! Dzięki wam nasza majówka była jeszcze lepsza". Takie rzeczy się pamięta - wspomina.

- Wierzę, że z roku na rok będzie lepiej. Że goście nauczą się więcej empatii, a my nauczymy się jeszcze lepiej radzić sobie z presją. Bo gastronomia to nie tylko praca. To codzienna szkoła życia - podsumowuje Iga w rozmowie z Wirtualną Polską.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Wybrane dla Ciebie

"Singapurski pocałunek" zna niewiele osób. Na czym polega?
"Singapurski pocałunek" zna niewiele osób. Na czym polega?
Jak często powinniśmy się kąpać? Lekarka stawia sprawę jasno
Jak często powinniśmy się kąpać? Lekarka stawia sprawę jasno
Zajadasz się ziemniakami? Tak podane mogą ci zaszkodzić
Zajadasz się ziemniakami? Tak podane mogą ci zaszkodzić
Pokazała córki. Tak wyglądają nastolatki
Pokazała córki. Tak wyglądają nastolatki
Trendy prosto z Mediolanu. Oto co będziemy nosić już wiosną
Trendy prosto z Mediolanu. Oto co będziemy nosić już wiosną
Leśnik zdążył to nagrać. "Tylko dla ludzi o mocnych nerwach"
Leśnik zdążył to nagrać. "Tylko dla ludzi o mocnych nerwach"
Tak wystroiła się do TVN-u. Mikroszorty to dopiero początek
Tak wystroiła się do TVN-u. Mikroszorty to dopiero początek
Jej dziadkowie mieszkali w Polsce. Tak brzmi jej prawdziwe nazwisko
Jej dziadkowie mieszkali w Polsce. Tak brzmi jej prawdziwe nazwisko
Rozwiodła się po 14 latach. "Najpierw się leży na podłodze"
Rozwiodła się po 14 latach. "Najpierw się leży na podłodze"
Jesienią zaleją ulice. "Krowia" kurtka w stylu Bołądź robi furorę
Jesienią zaleją ulice. "Krowia" kurtka w stylu Bołądź robi furorę
"Puszczę go w skarpetach". O relacji z byłym mężem mówi jednoznacznie
"Puszczę go w skarpetach". O relacji z byłym mężem mówi jednoznacznie
Masturdating robi furorę. Nie tylko single są zachwyceni
Masturdating robi furorę. Nie tylko single są zachwyceni