W majówkę chcą odpocząć. Walczą o spokój z sąsiadami
Hałaśliwe imprezy, kłótnie na balkonie i zajęte miejsca parkingowe. Ci, którzy postanowili spędzić majówkę w domu, nie zawsze mogą zaznać spokoju. - Impreza zaczyna się o 9 wieczorem, a kończy o 9 rano dwa lub trzy dni później - opowiada jedna z mieszkanek.
Dla niektórych majówka to okazja do relaksu, dla innych pretekst do świętowania. Muzyka grająca do późnych godzin nocnych, rozmowy rozbrzmiewające na balkonach, głośne śmiechy... Jeśli nasi sąsiedzi zamierzają w tym czasie odreagować stres i problemy życia codziennego, nasz upragniony odpoczynek może stać się koszmarem.
W centrum studenckich imprez
Barbara mieszka na krakowskim osiedlu w bloku z wielkiej płyty. - To bardzo spokojne osiedle. W mojej klatce mieszkali praktycznie sami seniorzy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wszystko zmieniło się, gdy mieszkanie nad nią przeznaczono pod wynajem. Pech chciał, że padło na hałaśliwych studentów.
- Co tam się dzieje, to ja wolę nie myśleć! Mieszka tam chyba trzech chłopaków. Co chwilę urządzają jakieś imprezy, zapraszają dziewczyny. Nieraz o 1 lub 2 w nocy słyszę całą grupę schodzącą po klatce i śmiejącą się wniebogłosy.
Na emeryturze chciałaby odpocząć w ciszy i spokoju. - Czuję się jak w akademiku. Naprawdę nie mam nic przeciwko młodym ludziom, ale to już jest przesada. Najgorzej, gdy przychodzą weekendy, ferie lub dłuższe wolne. Impreza zaczyna się o 9 wieczorem, a kończy o 9 rano dwa lub trzy dni później - stwierdza.
Między nią a hałaśliwymi studentami nie ma nici porozumienia. - Gdy kiedyś zwróciłam im uwagę, ironicznie stwierdzili, żebym do nich kiedyś wpadła. Ja rozumiem, że młodość ma swoje prawa, ale czasem mam wrażenie, że podkręcają głośność muzyki, jako rodzaj "odwetu" za narzekania sąsiadów, bo po każdej rozmowie jest coraz gorzej - stwierdza. - Czasem wydają z siebie naprawdę dziwne dźwięki, jakby byli w zoo - dodaje.
Balkonowe wojny sąsiedzkie. "Bywa niezręcznie"
Niektórzy przenoszą imprezy na balkon, co wzbudza jeszcze większą frustrację sąsiadów. Najgorzej jest wtedy, gdy odległość między jednym a drugim balkonem jest na tyle mała, że sytuacja robi się wyjątkowo niekomfortowa.
- O ile w zimie nie jest to problem, wiosną i latem bywa niezręcznie. Mój balkon i balkon sąsiada dzieli jedynie wąska, przezroczysta barierka. Kiedyś, gdy wychodziłam powiesić pranie, on opalał się w samych slipkach. Dodatkowo sączył piwo, które opierał na brzuchu. Oczywiście starałam się odwrócić wzrok, ale nie była to przyjemna sytuacja. Są jakieś normy i granice dobrego smaku - stwierdza Grażyna.
Sąsiedztwo połączone balkonem wielokrotnie dało jej się we znaki. - Moi sąsiedzi mają w zwyczaju przenosić kłótnię z mieszkania na balkon. Czasem aż korci mnie, by podejść i coś skomentować. Słyszałam już o problemach z dziećmi, teściową i okropnym szefie w pracy. Czekam tylko, aż zaczną narzekać na mnie, bo chyba nie zdają sobie sprawy, że to wszystko słychać.
Sąsiedzi urządzili sobie graciarnię na balkonie
Bliskość balkonu sąsiada może być również uciążliwa ze względów estetycznych.
- Jedno z moich okien znajduje się dosłownie metr od balkonu naprzeciwko. Niestety jego właściciele urządzili sobie tam graciarnię - opisuje Dominika.
- Najpierw wstawili tam mopy i miotły, potem wynosili stary, zużyty sprzęt, a na końcu zasłonili wszystko zasłoną od prysznica. Chociaż w sumie dzięki temu wygląda to ciut lepiej - stwierdza.
Z kolei jej drudzy sąsiedzi to nałogowi palacze. - Smród niesie się po całym bloku. Cały czas wystawiają głowę przez okno i kopcą - jeden po drugim. Niestety mieszkają tak blisko, że wszystkie zapachy przedostają się do mojej kuchni. Prawie nigdy nie mogę uchylić okna.
Już kilkukrotnie próbowała zwrócić się z tym do spółdzielni mieszkaniowej, ale usłyszała, że w regulaminie nie ma zakazu palenia na balkonie. - Powiedzieli, że można ich ukarać tylko w przypadku, gdy wyrzucają niedopałki bądź popiół, ale jak znaleźć na to dowody?
Samowolka parkingowa
Ilona zwraca z kolei uwagę na inny problem mieszkańców bloku, który nasila się w święta i długie weekendy. To przepełnione parkingi. - Wielkanoc, majówka czy inne wolne... Zawsze jest to samo. Nie ma gdzie zaparkować!
W bloku, w którym mieszka, każdy ma przypisane jedno miejsce. Oprócz tego jest mała alejka, w której mogą parkować wszyscy. Chętnych jest jednak dużo więcej niż dostępnej przestrzeni.
- Na naszej sąsiedzkiej grupie co chwila ktoś wrzuca post z informacją, że jego miejsce zostało zajęte. Niestety goście, zamiast skorzystać z komunikacji miejskiej, przyjeżdżają pod blok samochodem. Najpierw krążą przez 10 minut pod oknami, tworząc straszny hałas, a potem stają wzdłuż krawężników, na chodnikach lub zajmują czyjeś miejsce.
W desperacji czasem stają na zakazie lub pośrodku przejazdu, deklarując, że przeparkują pojazd w razie potrzeby. - Łaskawie umieszczają za szybą karteczkę ze swoim numerem telefonu. Czy oni myślą, że ja, wracając z pracy, naprawdę mam ochotę wysiadać z samochodu, wykręcać czyjś numer i czekać, aż zejdzie, by umożliwić mi przejazd do własnego mieszkania? - stwierdza Ilona. - Czasem można iść sobie na rękę, ale zjawisko to jest tak powszechne, że zaczyna mnie już frustrować - dodaje.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl