Blisko ludziDzieci jeżdżą na sankach, górki są oblegane. "Wreszcie jest okazja do zabawy"

Dzieci jeżdżą na sankach, górki są oblegane. "Wreszcie jest okazja do zabawy"

- Cała nasza rodzina jeździ na nartach. Teraz ta możliwość została nam odebrana, więc korzystamy z tego, co jest dostępne – mówi Karolina z Kielc, mama dwóch chłopców. Kobieta zwraca uwagę, że choć dzieci spotykają się na sankach, to nie dochodzi do zakażeń. Większym problemem jest niebezpieczeństwo urazów.

Kielecka Kadzielnia przeżywa oblężenie
Kielecka Kadzielnia przeżywa oblężenie
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Jacek Kowalczyk
Agnieszka Mazur-Puchała

19.01.2021 18:17

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Stoki narciarskie pozostają zamknięte od 28 grudnia. Klasy IV – VIII nadal nie wróciły do szkół i ich nauka odbywa się w trybie zdalnym. Jeśli chodzi o klasy I – III, to cały czas trwa dyskusja o tym, że mogą one stać się nowymi ogniskami pandemii. Tymczasem wszystkie górki w polskich miastach przeżywają oblężenie. Dzieci na sankach i jabłuszkach korzystają z dawno niewidzianego śniegu i oddają się zimowemu szaleństwu.

"Nie ma dystansu społecznego, żadnych baniek"

Karolina praktycznie codziennie przychodzi ze swoimi synami na kielecką Kadzielnię.

- W poprzednich latach chodziliśmy na pobliski stok narciarski – przyznaje w rozmowie z WP Kobieta. – Cała nasza rodzina jeździ na nartach. Teraz ta możliwość została nam odebrana, więc korzystamy z tego, co jest dostępne.

Pagórki w obrębie Kadzielni tłumnie odwiedzają dzieci z całego miasta. To okazja nie tylko do zjeżdżania, ale nawet do... grillowania.

Grill na Kadzielni
Grill na Kadzielni© Archiwum prywatne | Krzysztof Kapsa

- Po południu jest problem z zaparkowaniem auta – mówi Karolina. – Samochody stają już nawet na chodniku. Żeby zjechać, dzieci muszą ustawiać się w kolejce. Ale i tak wreszcie jest okazja do zabawy. Są radosne piski, są uśmiechy. Dawno już tak nie było – dodaje.

Karolina uważa, że obecne obostrzenia nie są dopracowane.

- Mam syna w IV klasie, który nie może wrócić do szkoły – komentuje wzburzona. – Mamy za sobą miesiące nauki zdalnej. Dla niego to stracony rok, edukacja w tej formie jest na żenująco niskim poziomie. Klasy IV – VIII nie mogą wrócić do szkoły, a młodsze dzieci mają się uczyć w jakichś "bańkach". A teraz proszę popatrzeć na Kadzielnię. Są tu tłumy, nie ma dystansu społecznego, żadnych baniek. I jakoś nie słyszę, że Kadzielnia stała się nowym ogniskiem koronawirusa – punktuje.

"Koronaferie trwają w najlepsze"

Do tematu zupełnie inaczej podchodzi Marta, matka jedynaka.

- Mój syn jest w drugiej klasie, właśnie wrócił do szkoły po ponad dwóch miesiącach – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Boję się o niego i o całą rodzinę. Zwłaszcza o moją mamę, która jest po chemioterapii. Dla niej choroba to właściwie wyrok. Robię, co mogę, żeby uniknąć zarażenia.

Marta uważa, że zabieranie dzieci na zatłoczone pagórki jest niebezpieczne. Zarzuca innym rodzicom, że są egoistami i nie myślą o innych.

- Dla mnie to jest skrajnie nieodpowiedzialne – komentuje wzburzona. – Ja trzymam mojego syna praktycznie pod kloszem, żeby nie stał się nosicielem. A tu koronaferie trwają w najlepsze. Jego koledzy z klasy spotykają się na sankach, przebywają w tłumie i radośnie wymieniają ze sobą wirusy. Kto za to odpowie, jeśli coś się stanie? Mam już dość ludzi, którzy nie potrafią po prostu wysiedzieć w domu. Mamy pandemię, dlaczego to jest tak trudno zrozumieć? – dodaje.

W Polsce nauka zdalna trwa z przerwami od marca 2020 roku. W innych krajach europejskich rządy podejmują w tej kwestii różne decyzje – we Francji, pomimo trudnej sytuacji epidemiologicznej, dzieci uczą się stacjonarnie. Podobnie jest też w Hiszpanii. Na Węgrzech czy we Włoszech lekcje online dotyczą jedynie uczniów szkół średnich. W naszym kraju coraz więcej ekspertów podkreśla, że ograniczenia, nie tylko związane ze szkołą, ale też spędzaniem czasu na wolnym powietrzu czy w grupach rówieśniczych będą mieć katastrofalne skutki dla zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży.

- Spędzanie wielu godzin przed ekranem plus prace domowe, gry ze znajomymi, to jest prosta droga do poważnych szkód w psychice dziecięcej – mówi w rozmowie z WP Kobieta psycholog dr Aleksandra Piotrowska. - Nie tylko oddziałuje to na układ nerwowy, ale na kostny, mięśniowy, na całość organizmu dziecka. To jest prowokowanie do tego, żeby wystąpiły kłopoty ze snem – uważa ekspertka.

"Dmucham na zimne i unikam ryzyka"

Aleksandra Nowakowska, mama pięciolatki zwraca uwagę na inną kwestię.

- Tak jak inni rodzice, ja też chętnie wychodziłam z córką na sanki – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Na górce, która znajduje się w pobliżu naszego bloku, codziennie robi się tłoczno. Dzieci szaleją, zjeżdżają głową w dół, kładą się na plecach. My wybieramy najmniej stromy fragment górki, do tego mała zawsze ma na głowie kask. Patrzę na inne dzieci i jestem przerażona – przyznaje.

W miniony weekend na Górce Szczęśliwickiej w Warszawie doszło do tragedii. 12-letni chłopiec zjeżdżający na sankach uderzył głową o ławkę. Nie udało się go uratować.

- Ta sprawa była dla mnie wstrząsająca – przyznaje Aleksandra. – Od tego czasu przestałam wychodzić z córką na górkę. Ciągnę tylko sanki po chodniku, żeby mogła się na nich przejechać. Przez ten wypadek dotarło do mnie, jak ta cała zabawa jest niebezpieczna. Nie wyobrażam sobie, co muszą czuć rodzice tego chłopca. Ja bym sobie z tym chyba nie poradziła, dlatego teraz dmucham na zimne i unikam ryzyka.

Stoki narciarskie są odpowiednio przystosowane do tego, by mogli po nich jeździć zarówno dorośli, jak i dzieci. Pagórki, na których zjeżdża się "na dziko" – wręcz przeciwnie. W większości takich miejsc brakuje odpowiedniego oświetlenia, nie ma siatek zabezpieczających. Na trasach zjazdowych znajdować się mogą ławki, kosze na śmieci czy drzewa. Wszystko to stwarza realne zagrożenie, że dojdzie do wypadku. W przypadku kieleckiej Kadzielni, z której zjeżdżają dzieci Karoliny, urząd miasta apeluje o ostrożność.

- W Kielcach nie ma torów do jazdy na sankach wyznaczanych przez miasto – mówi w rozmowie z WP Kobieta Tomasz Porębski, rzecznik prasowy urzędu miasta. – Dlatego możemy tylko apelować do mieszkańców, a przede wszystkim do rodziców o rozsądek i zachowywanie ostrożności podczas zabaw. Należy wybierać miejsca bezpieczne, oddalone od ruchu kołowego. Na trasie zjazdowej nie powinno być obiektów, w które rozpędzone dziecko może uderzyć – dodaje.

Komentarze (370)