Mazur-Puchała: Nie wypychamy dzieci na siłę do szkół
14.01.2021 12:38, aktual.: 03.03.2022 06:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Rodzice nie są po naszej stronie, nie chce im się siedzieć z dziećmi w domu, chcą je na siłę wypychać do szkół" - komentują nauczyciele po informacji, że od 18 stycznia dzieci klas I - III będą się uczyć stacjonarnie. Jestem mamą drugoklasisty i odliczam minuty do końca ferii. Czekałam na tę decyzję jak na zbawienie. Chcę, żeby mój syn wrócił do szkoły. Nie dlatego, że go nie lubię.
Oburzeni nauczyciele twierdzą, że rodzice sami nie wiedzą, po co mają dzieci. Że ich te dzieci w domu po prostu uwierają. Proponuję teraz spojrzeć na tę sprawę z drugiej perspektywy. Kiedy przed pandemią miałam urlop, był to dla mnie i mojego syna wręcz świąteczny czas. Piekliśmy pierniczki i ozdabialiśmy je lukrem. Graliśmy w planszówki. Oglądaliśmy filmy o dzielnych psach, jedząc popcorn. Najbardziej lubiliśmy jednak podróże. Łażenie po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, zaliczanie wszystkich rezerwatów przyrody w okolicy, zrobiliśmy razem prawie wszystkie trójstyki granic w Polsce. Każda minuta tego naszego czasu była dla mnie cudowna, nawet kiedy zdarzało nam się o coś sprzeczać.
Nie chodzi o to, że nie lubimy swoich dzieci
Nasza codzienność w 2020 roku zmieniła się o 180 stopni. Tydzień temu syn wykrzyczał, że mnie nienawidzi i jestem najgorszą matką na świecie. Rzucił we mnie piórnikiem (trafił), po czym podarł swój zeszyt do matematyki. Powód? Powiedziałam, że nadrobimy trochę zaległości szkolnych. Mój syn ma osiem lat i zaczął wagarować. Przy lekcjach online to banalnie proste, zwłaszcza kiedy mama pracuje zdalnie z drugiego pokoju, przeprowadza wywiady telefoniczne lub ma wideokonferencję. Żeby mieć wgląd w to, co dzieje się za ścianą, musiałabym się zwolnić z pracy. No więc ten ośmiolatek symuluje problemy z łączem internetowym, żeby nie pojawiać się na lekcjach. Albo na nich jest, ale zamiast robić zadania, buduje sobie z klocków i chwali się przed kolegami z klasy tym, co udało mu się stworzyć.
Dopiero po dwóch tygodniach takich zachowań ze strony mojego dziecka ktoś ze szkoły do mnie zadzwonił i powiedział, co się dzieje. Okazało się, że nie oddał prac plastycznych, nie robił prac domowych, nie przepisywał z czatu zadań do wykonania w zeszycie. I, co gorsza, nie zrozumiał, na czym polega dodawanie i odejmowanie do pełnych dziesiątek, więc teraz już nie wie, o co w tym chodzi.
Kiedy zaczęłam uzupełniać z nim zaległości i tłumaczyć to, co go ominęło, zaczęły się histerie. "Ja chcę się bawić, a nie ciągle uczyć! Nie jesteś moją panią! Źle to tłumaczysz! Szkoła jest głupia i nie będę się uczyć!". I tak to sobie trwa. Czas na pieczenie pierniczków, filmy o bohaterskich psach, spacery po rezerwatach: nie stwierdzono. Częstotliwość histerii i krzyków pod moim adresem: przynajmniej dwa razy dziennie. Nie da się być pedagogiem bez wykształcenia pedagogicznego, zwłaszcza jeśli jednocześnie ma się w tym samym czasie etat w redakcji. Czy jakiejkolwiek innej pracy, która wymaga robienia czegokolwiek innego niż stawianie pasjansa i picie kawy.
Drodzy nauczyciele, my, rodzice, wcale nie wypychamy swoich dzieci na siłę, bo ich nie lubimy. Wręcz przeciwnie – chcemy móc być dla nich kochającymi rodzicami, z którymi da się zrobić coś miłego po szkole. Którzy nie kojarzą się tylko z obowiązkami i trudnościami. Bo do tego się to w tym momencie sprowadza. Lekcje online w przypadku klas I – III nie mają wiele wspólnego z nauką, a głównym zadaniem rodziców jest tłumaczenie dzieciom, o co pani nauczycielce chodziło dziś na lekcji i jak zrobić tę pracę domową, bo "nie zrozumiałem".
Już 17 stycznia wybory Miss Polski. Spośród 23 kandydatek wybieramy Miss Polski Wirtualnej Polski. Oddaj swój głos - http://miss.kobieta.wp.pl/