Dziecko chorowało na nowotwór. Leczono je paracetamolem
Sebastian leczony był w Irlandii paracetamolem i antybiotykami. Tamtejsi lekarze, mimo widocznych zmian, ignorowali objawy. W Polsce zdiagnozowano u niego nowotwór. O sprawie donosi "Gazeta Wyborcza".
"Gazeta Wyborcza" opisuje przypadek małego Sebastiana. Chłopiec mieszkał ze swoimi rodzicami w Irlandii. Tam przez jakiś czas leczony był na zapalenie oskrzeli. Jak twierdzi ojciec dziecka, Sebastian miał trudności w oddychaniu, ciągle odczuwał zmęczenie i nie był w stanie przejść samodzielnie nawet 10 metrów.
"To nas najbardziej dziwiło, że on nagle mówi, że jest zmęczony i chce na ręce. Bo normalnie posiadał tyle energii, jakby miał wbudowany reaktor jądrowy" – mówi "Gazecie Wyborczej" tata Sebastiana.
Po jakimś czasie chłopiec skierowany został na dodatkowe badania. Na prześwietleniu widoczna była duża biała plama. Mimo tego badający Sebastiana radiolog nie potwierdził żadnych zmian i zalecił terapię antybiotykami.
"W Irlandii system jest taki, że pediatra nie mogła zobaczyć zdjęcia, którego wykonanie zleciła. Mogła oprzeć się jedynie na opisie przesłanym przez radiologa, a ten był niestety błędny" – tłumaczy tata dziecka. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", po trzech tygodniach matka Sebastiana zauważyła na jego klatce piersiowej guza wielkości pięści.
Mimo widocznych zmian lekarze dalej nie widzieli problemu. Sugerowali, że Sebastian się uderzył. Na tłumaczenia rodziców, że guz nie jest efektem urazu, nie reagowali. Dziecko odesłano do domu z zaleceniem stosowania paracetamolu.
Wtedy rodzice postanowili szukać pomocy w Polsce. Ostatecznie dziecko trafiło pod opiekę fundacji "Przylądek Nadziei” z siedzibą we Wrocławiu.
"To był 8 marca. Najgorszy dzień w moim życiu. Weszła lekarka, której nigdy wcześniej nie widziałam na oczy i powiedziała to jedno zdanie: Szukamy dla was szpitala onkologicznego. I wyszła" – wspomina matka dziecka.
U Sebastiana zdiagnozowano trzecie stadium chłoniaka. Po kilku cyklach chemioterapii guz zmniejszył się aż o 95 proc. Nie obyło się jednak bez przykrych skutków ubocznych – silna chemia uszkodziła dziecku nerwy i mięsień sercowy. Chłopiec chorował również na sepsę. Dziś jest w remisji – przyjmuje chemioterapię w tabletkach i jest pod stałą opieką lekarzy.
"Gdybyśmy zaczęli leczenie na etapie pierwszego zrobionego w Irlandii prześwietlenia, to po trzech miesiącach chemii byłoby po wszystkim, wtedy było to jeszcze drugie stadium" – mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" matka chłopca.
Po złych doświadczeniach z irlandzką służbą zdrowia rodzice Sebastiana nie chcą już wracać na Wyspy. Dziś mieszkają we Wrocławiu. Mają żal do tamtejszych lekarzy.
"Przez 12 lat płaciliśmy tam podatki, a jak przyszło co do czego, to uratował nas polski NFZ" – tłumaczy ojciec Sebastiana.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl