Dziecko Emmy urodzi się 8 miesięcy po jej śmierci. Niesamowity przypadek w Wielkiej Brytanii
Matka zmarła, ale dziecko urodzi się osiem miesięcy po jej śmierci. Wszystko dzięki sztucznemu zapłodnieniu i surogatce. Mąż Emmy Coates przyznaje, że to piękny sposób na uhonorowanie zmarłej żony, która od zawsze marzyła, by zostać mamą. – Część Emmy zawsze będzie przy mnie – mówi Jake, mąż kobiety w rozmowie z dziennikarzami.
15.11.2017 | aktual.: 15.11.2017 17:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Emmy poznała Jake’a jeszcze jako dziecko. Miała 11 lat, chodzili do tej samej klasy. Dziecięca miłość. Ich drogi rozeszły się, gdy rozpoczęli studiować – każde w innym końcu kraju. Wrócili do siebie w 2015 roku. Jake pracował wtedy jako lekarz w Sydney w Australii, Emmy była nauczycielką w Londynie.
Po sześciu miesiącach związku na odległość Emmy postanowiła odwiedzić partnera. – Przyjechała do mnie do Australii. Ostatniego dnia zapytała, czy chciałbym wymasować jej kark. Siedzieliśmy w restauracji, był piękny, niedzielny dzień. Położyłem jej ręce na szyi – tak od tyłu. Zacząłem ją delikatnie dotykać. Nagle poczułem duży guz pod palcami. Zmroziło mnie. Jestem lekarzem. Wiedziałem, co to oznacza – wspomina Jake w rozmowie z "Mirror". Nie chciał, by dziewczyna niepotrzebnie wpadła w panikę. Powiedział jej spokojnie, że powinna bardzo szybko umówić się na wizytę u lekarza.
Jak powiedział, tak zrobiła. W kilka tygodni jej zdrowie całkiem się pogorszyło. Jake nie mógł zostawić jej z tym samej. Przyleciał do Wielkiej Brytanii, by niedługo później oświadczyć się swojej wieloletniej dziewczynie. Ona już znała diagnozę: rak tarczycy. Wkrótce okazało się, że rozprzestrzenił się na kręgosłup, płuca, wątrobę i kości. Nie było możliwości uratowania Emmy. Można było tylko walczyć, by zyskała kilka dodatkowych tygodni.
Największe marzenie i cuda medycyny
Emmy miesiącami starała się walczyć z rakiem. Dokumentowała to na blogu, który cieszył się w Wielkiej Brytanii niemałą popularnością. Publikowała zdjęcia, opisywała kolejne dni spędzone w szpitalu. Razem z mężem (ślub był jednym z największych marzeń Emmy) pisała książki dla dzieci, a dochody ze sprzedaży przeznaczali na leczenie.
- Może to banał, ale ona była moim brakującym elementem. Nawet po diagnozie byliśmy przekonani, że będziemy razem do końca świata – wspomina Jake w rozmowie z "Mirror".
Brytyjka pisała na swoim blogu: "Mój przypadek jest wyjątkowo rzadki. W ciągu ostatnich 12 lat takich historii było w Wielkiej Brytanii tylko 300. Ja jestem najmłodszą Brytyjką z taką diagnozą. (…) Przez to, że biorę silne leki, nie mogę zostać mamą. Ta wiadomość była dla mnie bardziej przerażająca od tego, że w ogóle mam raka. Zawsze chciałam zostać mamą. Naszą jedyną opcją na zostanie rodzicami, stało się zamrożenie jajeczek i znalezienie surogatki".
Historię Emmy przeczytała jej była przyjaciółka ze szkoły – Liz Begg. Zaproponowała, że to ona zostanie ich surogatką. Lekarze rozpoczęli procedurę. Po kilku tygodniach Liz zrobiła test ciążowy. Emmy zmarła, wiedząc, że zostanie mamą.
Dziecko Emmy i Jake’a ma przyjść na świat przed świętami Bożego Narodzenia. Mężczyzna nie kryje, że to cud i spełnienie marzeń całej rodziny. – Wciąż rozmawiam z Emmy. Lubię myśleć, że jest gdzieś obok mnie, że sprawdza, co u mnie. Chcę, żeby była ze mnie dumna. Teraz część Emmy zawsze będzie obok mnie. Wiem, że właśnie tego chciała – opowiada mężczyzna.
Jeszcze kilka miesięcy wcześniej Emmy pisała: "Jake byłby najlepszym ojcem na świecie, więc jest mi bardzo ciężko pogodzić się z tym, że ja nie mogę mu dać dziecka. Mogę walczyć z chorobą, z tym nie. Nienawidzę tego, że Jake tak wiele dla mnie poświęca. To najwspanialsza osoba na ziemi, która zasługuje na to, by być tatą". Jake w odpowiedzi napisał jej: "Niczego nie poświęcam. Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła".
Już za kilka tygodni Jake zostanie ojcem.
Rzeczy, które nie śniły się filozofom
W dzisiejszych czasach medycyna daje ogromne możliwości. W ostatnich kilku latach głośno było o podobnych, choć nieco bardziej skomplikowanych przypadkach, gdy dziecko rodziło się po śmierci mamy. Ostatnio głośno było o "cudzie we Wrocławiu". Ciężarna trafiła w ciężkim stanie do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. Tam straciła przytomność. Niedługo później lekarze stwierdzili śmierć mózgu. Była w 17. tygodniu ciąży. Serce kobiety jeszcze biło, ale lekarze wiedzieli, że nie przeżyje. Trzeba było jednak znaleźć sposób na to, by uratować dziecko.
Było za wcześnie, by maluch mógł żyć poza ciałem matki. Dlatego kobieta przez 55 dni pełniła funkcję inkubatora. Lekarze podtrzymywali funkcje życiowe mamy do momentu, gdy dziecko mogło przyjść na świat. Po 55 dniach wykonano cesarskie cięcie. Zdrowym chłopcem zaopiekował się tata.
W 2009 r. w Wielkiej Brytanii lekarze dokonali cesarskiego cięcia dwa dni po śmierci kobiety, będącej w 25. tygodniu ciąży. To niedługo w porównaniu z przypadkiem, jaki miał miejsce rok później we włoskim Turynie. Tam aż przez miesiąc utrzymywano przy życiu kobietę, znajdującą się w terminalnej fazie raka mózgu. Ciążę przerwano z uwagi na fakt, że stan matki zaczął się pogarszać i stwarzać realne zagrożenie dla życia dziecka. Dziewczynka przyszła na świat w wyniku cesarskiego cięcia w 21. tygodniu ciąży, ważąc niecałe 800 g.
Podobny przypadek miał miejsce w Mediolanie, gdzie ciało będącej w nieodwracalnej śpiączce, cierpiącej na ciężkie zapalenie opon mózgowych kobiety, utrzymywano przy życiu aż przez dwa miesiące. W tym wypadku poród przyspieszono z uwagi na stały spadek ciśnienia w organizmie ciężarnej, która zaraz po porodzie została odłączona od aparatury. Urodzony w 29. tygodniu ciąży chłopiec ważył 1140 g.