Ela Romanowska: Też kiedyś mnie zwolniono i zastąpiono
Ela Romanowska jest po pierwszych nagraniach do "Naszego nowego domu". - Nie do końca jest istotne, kto będzie to remontował, projektował, kto będzie prowadził - najważniejsze jest przesłanie tego formatu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską nowa prowadząca programu.
30.05.2023 06:00
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk: Nowe wyzwanie, duża presja. Odczuwa ją pani?
Elżbieta Romanowska: Presja zawsze jest. Przede wszystkim skupiam się na tym, co najważniejsze: na ludziach, naszych bohaterach, którzy naprawdę wiele przeszli w życiu. Dzięki remontom ich los może odmienić się diametralnie. Nie do końca jest istotne, kto będzie to remontował, projektował, kto będzie prowadził - najważniejsze jest przesłanie tego formatu. Rozumiem żal co niektórych. Uwielbiam ten program, uwielbiałam panią Katarzynę... Nie chcę wchodzić w czyjeś buty, nie chcę nikogo zastępować. Chcę dalej wraz z całą ekipą i telewizją Polsat tworzyć ten program, ale trochę inaczej, chcę dać cząstkę siebie.
Na pewno nie jest to tak komfortowa sytuacja, jakbym miała tworzyć program od samego początku. Nie chcę wypowiadać się na temat tego, jak do tego doszło. Nie taka moja rola i to nie była moja decyzja. Nie przyszłam przecież do dyrektora Edwarda Miszczaka z pomysłem poprowadzenia "Naszego nowego domu". Byłam równie zaskoczona jak wszyscy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Emocje wokół tej zmiany są skrajne.
Prawda jest taka, że jeśli ktoś chce się do czegoś przyczepić, zawsze coś znajdzie. To po pierwsze. Po drugie na pewno przydałby mi się kredyt zaufania. Bardzo cenię sobie opinię ludzi, bo dzięki temu mogę się rozwijać, być lepsza. Natomiast to muszą być rzeczowe argumenty i rady, które ja z chęcią przyjmę, ale po obejrzeniu chociaż 2-3 odcinków. Jeśli ktoś ocenia mnie, moją pracę, nie widząc efektów, to jak mam podchodzić do tego poważnie? Mam przejmować się złośliwymi wiadomościami, że nie powinnam przyjmować tej propozycji?
A czuje pani, że nie powinna?
Gdybym czuła, że nie powinnam, nie zrobiłabym tego. Wiadomo, że miałam swoje przemyślenia, biłam się z myślami. Nie podjęłam decyzji bez zastanowienia.
Pojawiło się wiele komentarzy dotyczących odmładzania prowadzących różne formaty w Polsacie.
Za miesiąc skończę 40 lat, więc najmłodsza też nie jestem. Na przestrzeni ostatnich tygodni dostałam parę wiadomości o treści: "oby ciebie ktoś tak kiedyś potraktował". Potraktował mnie. Też mnie kiedyś zwolniono i zatrudniono zupełnie inną osobę. I miałam wówczas 30 lat. Czasem coś komuś nie pasuje, czasem potrzeba zmiany. W tym przypadku nie wiem i nie chcę gdybać. Pani Kasia jest wspaniałą dziennikarką z ogromnym doświadczeniem. Zapadła jednak decyzja o zmianie i powierzono tę rolę mnie.
Gdy do mnie spłynęła propozycja, zastanowiłam się i poczułam, że wchodzę w to. Ale dalej mam w sobie wiele pokory, wiele obaw.
Jest pani po pierwszych nagraniach. Jak wrażenia?
Sama oglądałam program "Nasz nowy dom". Zdarzało się, że płakałam razem z uczestnikami. Dzięki remontowi ci ludzie mogą pozbyć się niebezpieczeństw takich jak niedziałająca elektryka czy grzyby, będą mieli lepszą jakość życia. Po pierwszych nagraniach wiem jedno - ci ludzie bardzo nam ufają. Mówią o swoich troskach, porażkach, traumach, dramatach - wykazują się nie lada odwagą.
Takim ludziom często towarzyszy ogromny wstyd.
To prawda. Dzieciaki pojawiające się w programie nie mają kolegów, nie utrzymują z rówieśnikami relacji, wstydzą się je zapraszać do domu. Boją się oceny, wyśmiania... Podziwiam naszych bohaterów, bo wpuszczają do swojego świata nie tylko mnie i ekipę, ale tak naprawdę całą Polskę. Otwierają się przed wszystkimi ludźmi. Staram się, aby ta przygoda, która ich spotyka, przebiegła jak najdelikatniej, żeby czuli, że nie są sami. Ci ludzie powierzają nam wszystko, zostawiają rzeczy, które są dla nich ważne, pamiątki. To ogromna odpowiedzialność.
Dlatego dziwię się, gdy słyszę, że ktoś nie będzie oglądał programu, bo ja go poprowadzę. Okej, ja stracę pracę, ale poradzę sobie, ekipa tak samo. Ale ci ludzie, którzy dzięki tym remontom mają nowe życie, już niekoniecznie. To jest szansa dla nich, aby mogli obudzić się w lepszym świecie.
"Nasz nowy dom" to wyciskacz łez. Udało się powstrzymywać emocje na planie?
Muszę trzymać się w ryzach i być silniejsza niż nasi bohaterowie. Czasem jest to oczywiście niemożliwe, bo naprawdę czujemy ich lęk, ból, ekscytację... Trudno powstrzymać emocje, gdy widzimy mamę samotnie wychowującą synka z autyzmem, która nie może liczyć na jego bliskość, bo chłopiec nie lubi dotyku. Samoistnie chce się tej kobiecie oddać to, czego nie może dostać od własnego dziecka. Oczywiście to nie jest możliwe, choćby przytulał ją cały świat...
Obawiała się pani zderzenia ze skrajną biedą?
Na to nie da się przygotować. Każdy, kto oglądał ten program, wie, jakie rodziny tam były, w jakich warunkach żyły. A jednak, gdy człowiek styka się z tym bezpośrednio, przeżywa szok. Chcę jednak podkreślić, że nie można tych ludzi oceniać. Zdarzało mi się słyszeć komentarze: "a mogliby się wziąć do roboty". Ale to nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Jest wiele sytuacji, które nam to uniemożliwiają - chociażby stan zdrowia.
Wiele też jest w naszej głowie - ciężko wyjść ze schematu.
Tak - marazm i depresja wiele osób blokują przed podjęciem życiowych decyzji. Czasem brakowało kogoś w pobliżu, kto powiedziałby: "Hej, uda ci się. My ci pomożemy". Po nagraniach wróciłam do domu i poczułam ogromną wdzięczność za przyjaciół, za cudowną rodzinę, za ludzi, którzy są wokół mnie, za to, że jestem zdrowa, że mam siłę, energię, że mam pracę, którą kocham i mogę wykonywać.
Weszła pani pierwszy raz na plan. O czym pani pomyślała, co poczuła?
Nie pamiętam dokładnie, bo miałam w sobie dużo emocji. Tak wiele rzeczy buzowało we mnie i, szczerze mówiąc, nie do końca pamiętam ten pierwszy dzień. Starałam skupić się na bohaterach, żeby to oni czuli się komfortowo na planie, nie ja. Ja oczywiście też byłam zestresowana. Zastanawiałam się, jak zostanę przyjęta, czy wszystko się uda. Natomiast gdy tylko poznałam bohaterów, takie myśli odeszły.
A jak przyjęła panią ekipa?
Przyjęli mnie bardzo ciepło. Kredyt zaufania, o którym mówiłyśmy wcześniej - dostałam od nich w 100 proc. Są dla mnie bardzo wyrozumiali; gdy widzą, że się stresuję, próbują mnie rozweselić. Czasem ja ich czymś zaskoczę. Jestem im wdzięczna, bo mam w sobie więcej spokoju. Poczułam się częścią tej ekipy.
Czego możemy spodziewać się jesienią?
Absolutnie wszystkiego. Sama jeszcze nie wiem, jak to będzie wyglądać, ale każda rodzina jest inna, ma inną historię i potrzeby. To, co na pewno jest niezmienne - najważniejsi są ci ludzie i przekaz, że warto pomagać i trzeba to robić. Postaram się dać trochę inną jakość, swoją własną cząstkę. Jak to finalnie wyjdzie - zobaczymy.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!