Elżbieta Radzikowska: Ze skalpelem i na obcasach
Marzyła o byciu chirurgiem, choć profesorowie na studiach medycyny to jej odradzali. Mówili, że to męski zawód. Zawsze zadbana, drobna, bardzo kobieca, ale twarda. Uparła się i przekonała do siebie także mężczyzn. Dziś jest z jednym z najlepszych chirurgów plastycznych, szefem Oddziału Chirurgii Plastycznej. Specjalizuje się w rekonstrukcji piersi, korekcji uszu, liftingu twarzy. Niedawno otworzyła też własną klinikę.
Monika Głuska-Durenkamp: W swojej książce pisze pani już we wstępie, że ładnym ludziom w życiu łatwiej. Czy to nie powielanie stereotypów?
Doktor Elżbieta Radzikowska, specjalista z zakresu chirurgii plastycznej i chirurgii ogólnej, Ordynator Oddziału Chirurgii Plastycznej Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA, właścicielka Radzikowska Clinic, autorka książki "W służbie urody, czyli co naprawdę może poprawić chirurg plastyk?": To brzmi jak truizm, ale przecież żyjemy w świecie, w którym wygląd stał się niezmiernie ważny. Możemy się z tym nie zgadzać, spierać, mówić, że przecież dużo ważniejszy jest nasz charakter, inteligencja… Ale choćby z mojego zawodowego doświadczenia, wiem, że haczykowaty nos czy odstające uszy bywają dla ludzi olbrzymim problemem i są przyczyną wielu kompleksów. W dzisiejszym świecie ludziom ładnym żyje się łatwiej, szybciej zdobywają pracę, lepiej radzą sobie w relacjach damsko-męskich.
Ale piękno to przecież rzecz nieoczywista?
Zgadzam się z tym. Uroda jest trudno uchwytna i każdy ma inny gust. Oczywiście, że liczy się osobowość, sposób bycia, urok, coś, co sprawia, że na kogoś zwracamy uwagę. Ale cielesność to niezwykle istotny składnik naszej tożsamości. Budujemy ją od dziecka, obserwując swoje ciało oraz o to, w jaki sposób reagują na nie inni. A gdy mamy problem, kompleksy, to nic dziwnego, że chcemy to poprawić.
Kiedyś zabiegom chirurgii plastycznej towarzyszyło powszechne przekonanie, że osoby decydujące się na nie, są po prostu próżne. Czy nadal tak jest?
Takie myślenie to już przeszłość. Dziś ważne, żeby jak najdłużej zachować młodość, czyli mieć dobrą kondycję i ładnie wyglądać. Dużo większej wagi nabrało samopoczucie jednostki postawione w centrum uwagi, a także wolność wyboru. Mamy prawo do kształtowania własnego losu i własnego ciała według indywidualnych upodobań. Oczywiście, we wszystkim potrzebny jest umiar.
W swojej książce pisze pani, że chirurgia plastyczna, to rzecz ostateczna i przestrzega przed robieniem zabiegów zbyt wcześnie.
Dziś panuje moda na podobne twarze, te same woskowe, gładkie, ale rozmyte, wypchane usta, których widok aż boli. Kobiety ulegają tej modzie i padają ofiarami oszustów. Często w dążeniu za pięknem ludzie kierują się niską ceną czy kuponem promocyjnym na zabiegi w internecie. Medycyna estetyczna to duży biznes, w którym znajdziemy wielu nieuczciwych ludzi. W książce radzę, jak znaleźć specjalistę i rozwiewam wiele mitów dotyczących chirurgii estetycznej. W swojej praktyce często spotykam się z ofiarami źle wykonanych zabiegów czy nawet operacji. Swoim pacjentom zawsze radzę, żeby jeszcze raz rozważyli, co chcą poprawić i czy w ogóle warto coś zmienić, bo może wszystko jest w porządku.
Jak zatem rozsądnie walczyć z upływem czasu, który odbija się na naszej skórze?
Jest wiele sposobów, jak go trochę spowolnić. Można wyglądać młodo, mieć promienną cerę, błysk w oku, bez operacji plastycznych. Do dyspozycji mamy świetne kosmetyki i zaawansowane technologicznie urządzenia, które łagodzą objawy starzenia. Jest mnóstwo technik pielęgnacji i zabiegów pomagających lepiej się czuć we własnym ciele. Dziś medycyna estetyczna to nie tylko chirurgia plastyczna, ale zabiegi kosmetologiczne, rehabilitacja, dieta.
Dlaczego zostałam pani chirurgiem?
Nie pochodzę z rodziny lekarskiej, ale od dziecka marzyłam o zawodzie lekarza. Wydawał się pełny możliwości rozwoju i spełnienia w różnych dziedzinach. Moje marzenia na początku były oderwane od rzeczywistości, nie zdawałam sobie sprawy, co znaczy ten zawód. Chirurgia kojarzy się ze światem dużych, silnych facetów, a ja byłam drobną, niewysoką dziewczyną. Wydawało się, że nie pasuję do tego świata. Moi profesorowie na studiach chcieli mnie zrazić, przestrzegali, że to wymaga wielu wyrzeczeń. Ale nie słuchałam i uparłam się, jednak nie było łatwo. Podczas operacji okazało się, że daję radę, jestem wytrzymała i cierpliwa. Odnajdowałam się podczas długich zabiegów i nigdy nie narzekałam. Już podczas specjalizacji trafiłam do pracy w szpitalu, na urazówce. Dyżury na izbie przyjęć to zderzenie z różnymi przypadkami, cierpieniem, śmiercią. Ta praca nauczyła mnie szybkiego podejmowania decyzji, organizacji, zyskałam doświadczenie, jak sobie radzić z różnymi urazami.
Czy miewała pani doktor chwile zawahania?
Każdy je ma. Dziś po latach doświadczeń wiem, że aby radzić sobie w tym zawodzie, trzeba umieć zachować dystans. Nie należę do osób, które nadmiernie wyrażają emocje, przytulają się, płaczą razem z pacjentem, ale moi pacjenci wiedzą, że zawsze można na mnie liczyć. Zbytnie angażowanie się, życie tylko pracą, paradoksalnie nie pomaga. Tracimy dystans, obciążamy siebie, także pacjentów, bo pokazujemy słabość, brak zdecydowania. Oczywiście, przeżywam zabiegi i operacje. Zdarza mi się nie spać w nocy, myślę, czy nie wystąpią powikłania, czy wszystko dobrze zrobiłam. Jednak w kontakcie z ludźmi staram się wprowadzać spokój, nie stresować ich. Ważna jest też umiejętność rozmowy. Są w stresie, cierpią, bywają przewrażliwieni, zdarza się, że agresywni. Kiedyś te emocje brałam do siebie, starałam się wszystko tłumaczyć, traciłam cierpliwość, dziś umiem sobie z tym radzić.
Ten świat chirurgów to nadal głównie męski świat, jak sobie pani w nim radzi?
Nigdy nie miałam z kolegami żadnych problemów. Zdobyłam pozycję, niektórzy mogą to nazwać i karierą, bo osiągnęłam w swej dziedzinie całkiem dużo. Nie odczułam z ich strony gorszego traktowania. Może to wynika z mojego sposobu bycia? Nie jestem typowym kumplem. Lubię się ładnie ubrać, zawsze jestem umalowana, ale od strony zawodowej chcę dorównać najlepszym. Umiem walczyć i podejmować ryzyko. Nikt mi dziś nie powie, że nie potrafię operować.
Ma pani czas na życie prywatne?
Chirurgia to zaborcza dziedzina, ale staram się znajdować czas dla siebie, dla bliskich. Mam dużo przyjaciół. W pewnym momencie życia zdecydowałam się na dziecko i to była dobra decyzja. Dziś moja córka Edyta ma trzynaście lat. Jest też bardzo samodzielna i z charakteru do mnie podobna.
Niedawno otworzyła pani własną klinikę, dlaczego?
Od lat współpracowałam z różnym prywatnymi klinikami. W końcu zdecydowałam się na swoją. Chciałam mieć miejsce, które będzie działało na moich zasadach. Tu pacjenci będą mieli kompleksową opiekę. Ja zajmuję się operacjami, ale ważne jest też późniejsze podtrzymywanie efektów zabiegów. Dziś medycyna estetyczna to łączenie chirurgii z zabiegami kosmetologicznymi, rehabilitacją, dietą. Ważna jest współpraca chirurga estetycznego z dobrym dermatologiem, kosmetologiem, dietetykiem, rehabilitantem, czasem też i psychologiem. W przyszłości moi pacjenci będę mogli skonsultować się w mojej klinice z laryngologiem, okulistą, ortopedą.
Jak odnajduje się pani w biznesie?
Radzę sobie, choć to trudne. Jednak przez lata pracy jako lekarz wyrobiłam sobie pewne cechy, które się przydają i w biznesie. Zdobyłam m.in. doświadczenie w zakresie nowoczesnego podejścia do medycyny, w zarzadzaniu. Dziś lekarze muszą wypełniać wiele dokumentów, kart pacjentów, więc "papierologia" też nie jest mi obca. Mam podzielność uwagi, ale i umiem się skoncentrować. Trudne w biznesie jest to, że czasem trzeba ryzykować, poruszać się jak na polu minowym. Nie dałabym rady, gdyby nie duże wsparcie wspólników i specjalistów: prawników, finansistów i przyjaciół. Nie spotykam się z ludzką negatywną zazdrością, o której się dużo mówi. Jeśli ktoś zazdrości mi sukcesu, to raczej w pozytywnym znaczeniu. Przyznają, że patrząc na moją historię i doświadczenia, sami chcą się rozwijać i zmieniać.
Partnerem artykułu jest Dermika