Blisko ludziGdy odchodzi ukochane zwierzę...

Gdy odchodzi ukochane zwierzę...

Gdy odchodzi ukochane zwierzę...
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Aneta Wawrzyńczak
29.11.2017 13:29, aktualizacja: 29.11.2017 18:51

- Rozpacz, bezradność, tęsknota... Nie wiesz, co masz ze sobą zrobić, pęka serce. Mój mąż, kawał chłopa, tak płakał, że chusteczki to było za mało. Potrzebny był ręcznik, żeby zatamować potoki łez, które nie chciały przestać lecieć. Do dziś go wspominamy i nawet mi się łza w oku kręci, a minęło 6 lat - tak Aneta wspomina śmierć Harry'ego, psiaka przygarniętego przez nich rok wcześniej ze schroniska. Pierwsze skojarzenia na hasło cmentarz? Nostalgia, zaduma, smutek, powaga. Także: szarość, którą przełamują jedynie czerwone, białe, żółte czy fioletowe znicze i kwiaty. To cmentarze dla ludzi. Te dla zwierząt to ich zupełne przeciwieństwo.

Kawałek pola w podwarszawskim Koniku Nowym, otoczony siatką z drutu, dalej lasem z jednej strony i polami z drugiej. Żeby tu dotrzeć, jadąc z centrum stolicy, trzeba minąć zjazd na Lublin i trochę pokręcić się po bocznych drogach. Jeszcze tylko skręt w lewo, skręt w prawo i nagle wyłania się feeria barw godna najprzedniejszego lunaparku. Składają się na nią: kolorowe wiatraki, pluszowe maskotki, plastikowe słoneczniki i serduszka na patykach.

Obraz
© WP.PL

Tak samo wyglądają cmentarze dla zwierząt w innych miejscach w Polsce. Tomasz Jagielski, właściciel cmentarza i krematorium "Tęczowy Most" w Szymanowie, 30 km od Wrocławia, mówi:

- Miło patrzeć, jak w święta cały cmentarz rozświetlają lampki, jak trudno czasami zaparkować, bo tylu jest odwiedzających na cmentarzu. Wiemy, kiedy są urodziny, kiedy właściciele byli na wakacjach, wtedy nad grobami pojawiają się kolorowe baloniki, zabawki, muszelki... Ale najbardziej lubimy momenty, kiedy z samochodu wypada pełen emocji futrzasty kłębek, a na twarzach ludzi, którzy jeszcze kilka dni wcześniej zarzekali się, że "nigdy więcej", znowu pojawia się uśmiech i ten szczególny rodzaj dumy, gdy patrzą na te jeszcze niepewne, przewracające się cztery łapy...

Pochowanie psa, kota, królika czy świnki morskiej w miejscach takich jak "Psi Los" w Koniku Nowym czy "Tęczowy Most" w Szymanowie to luksus, na który nie każdy może sobie pozwolić, bo cmentarzy dla zwierząt (przynajmniej tych legalnych, nadzorowanych przez Inspekcję Weterynaryjną) jest w Polsce raptem 14. Do tego są rozlokowane nierównomiernie, w co trzecim województwie nie ma żadnego. Jeśli więc ktoś chce pochować zwierzaka legalnie, musi przemierzyć kilkadziesiąt albo i kilkaset kilometrów, ewentualnie zdać się na zarządców cmentarzy, którzy często oferują transport zwłok z całego kraju. Podobnie sytuacja przedstawia się w przypadku kremacji, kilka firm ją przeprowadzających oferuje odbiór ciała nawet na drugim końcu Polski. Tylko że wtedy koszta idą w setki złotych.

Obraz
© 123RF.COM

Materiał szczególnego ryzyka

Na stronach internetowych kilkunastu cmentarzy i/lub spalarni dla zwierząt przewija się gdzieniegdzie nowomowa, sztywna, zimna, oficjalna, obleczona w formułki: "oferujemy kompleksową obsługę", "spełniamy wszelkie normy sanitarne Polski i Unii Europejskiej", "dbamy o jak najwyższą jakość całego procesu". Są też zapewnienia: "pomożemy Państwu w trudnej sytuacji", "możecie Państwo na nas liczyć", "jesteśmy po to, żeby służyć Państwu pomocą w tych trudnych chwilach". Robi się ciepło, przyjaźnie, ludzko. Bo i o ludzi (także) chodzi.

Tomasz Jagielski z "Tęczowego Mostu" wyjaśnia:

- Oboje z żoną mamy wykształcenie weterynaryjne, do tego od zawsze dom pełen zwierzaków, więc doskonale wiedzieliśmy, jak ważne dla właścicieli zwierząt jest to, żeby móc spokojnie pożegnać się z wieloletnim przyjacielem i móc go pochować - nie zakopać gdzieś nielegalnie na łące czy w lesie, martwiąc się, że ciało wygrzebią dzikie zwierzęta czy buldożer pod budowę nowego osiedla.

Cmentarze oraz krematoria to właściwie jedyne miejsca, gdzie można zgodnie z prawem - i zarazem własnym sumieniem - pochować lub spopielić szczątki zwierzęcia. Pogrzebanie psa, kota, świnki morskiej czy jeszcze nawet mniejszego chomika w lesie nieopodal domu to bowiem złamanie prawa, a konkretnie artykułów 154 i 162 kodeksu wykroczeń. Wynika z nich, że pogrzebanie zwierzęcia poza miejscami do tego wyznaczonymi grozi grzywną do 1000 złotych lub naganą. Jest też artykuł 8 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1069 z 2009 roku, który zmarłe zwierzęta określa mianem "materiału szczególnego ryzyka", podlegającego "przetworzeniu w zakładzie utylizacyjnym". Zutylizowanie z kolei zwierzęcia, z którym spędziło się kilka, a nawet kilkanaście lat - to często złamanie serca właściciela.

- Członków rodziny nie oddaje się do utylizacji. Nie widzę najmniejszego powodu, by ranić osoby, które są silnie związane ze swoim psem. Ich ukochane zwierzę musi być wrzucone do worka i wywiezione jakąś śmieciarką do spalarni, żeby wszystko było zgodnie z prawem - mówił w rozmowie z portalem naTemat psycholog-behawiorysta Andrzej Kłosiński z COAPE Polska.

*- Czasem pies umiera na stole operacyjnym, czasem w drodze do weterynarza, czasem w kojcu, a czasem znajduję go nieżywego. Co się wtedy robi? Są trzy drogi: jedziesz do instytutu przy wyższej uczelni, aby sprawdzić, co mu się stało, przeprowadzić sekcję zwłok. Albo oddajesz do weterynarza, który go waży, płacisz złotówkę do dwóch za kilogram, później pies ląduje w spalarni. Albo kopiesz dół i go zakopujesz. Nielegalne? Większość fundacji tak robi – *wyjaśnia anonimowy rozmówca z jednej z fundacji ratującej głównie bezpańskie psy i koty.

Obraz
© WP.PL

Mur

Według statystyk (m.in. CBOS i TNS OBOP) zwierzaka - najczęściej psa, rzadziej kota, jeszcze rzadziej rybki, chomika, papużki, królika - ma co drugie gospodarstwo domowe w Polsce. Cmentarzy i krematoriów jest jednak jak na lekarstwo, te zaś które są (zwłaszcza krematoria), a jeszcze bardziej te, które mają powstać, budzą spore kontrowersje. W przypadku cmentarzy głównie ze względu na nazwę, bo cmentarz jest zwłaszcza w tradycji i kulturze polskiej uznawany za sacrum, a że aura świętości przenosi się też na nomenklaturę, koncyliacyjnie urzędnicy nazywają więc nieraz miejsca pochówku zwierząt "grzebowiskami".

W przypadku krematoriów - ze względu na sam fakt ich (planowanego) istnienia. Tylko w ciągu ostatniego półtora roku przeciwko budowie krematoriów dla zwierząt protestowano w Rudzie Pabianickiej, Nawojowej Górze, Podgórkach Tynieckich, Mysłowicach Brzezince czy Marszewie.

Protestujący w rozmowie z mediami argumentowali:

- Będą tu zwożone padłe zwierzęta z całej Polski. Boimy się nie tylko fetoru, ale też roznoszenia chorób i problemów higienicznych. ("Dziennik Łódzki")
- Czy ktoś by chciał, żeby pod jego oknami jeździły transporty z martwymi zwierzętami. To hałas, to smród. Zapraszamy chętnych na przeżycie takiej „przygody”. Nawet niech sobie postawią namioty za spalarnią. ("Fakt")
- 300 metrów od działki znajduje się Ośrodek rehabilitacji kardiologicznej. Czy to dobrze dla pacjentów? ("Gazeta Wyborcza: Łódź")
Inwestorzy ripostowali:
- Spalarnia jest zgodna z przepisami o ochronie środowisk. Wszystko jest bezpieczne, nie ma wpływu na środowisko. ("Dziennik Łódzki")
- (Spalarnia) jest niegroźna dla otoczenia. Chcę spalać w niej psy i koty. Liczę, że może się to odbywać dwa razy w tygodniu. ("Dziennik Polski")
- Sam miałem psy i żadnej możliwości ich godnego pochówku. Dlatego zdecydowałem się, by zbudować krematorium dla zwierząt. ("Dziennik Zachodni")

Zbigniew Czaja, właściciel biura projektowo-konsultingowego Igneus, wyjaśnia:

- Przy prowadzeniu tego typu działalności obowiązuje nadzór weterynaryjny, każda spopielarnia musi posiadać certyfikat powiatowego lekarza weterynarii, w nomenklaturze weterynaryjnej określa się je jako spalarnie o małej zdolności produkcyjnej. Takich obiektów jest obecnie w Polsce kilka.

Jego firma specjalizuje się w "doradztwie technicznym oraz projektowaniu instalacji do spalania odpadów oraz biomasy pochodzących z różnych gałęzi gospodarki", od 2013 roku pośredniczy także w sprowadzaniu infrastruktury do kremacji zwierząt domowych z Wielkiej Brytanii.

- Sama budowa, montaż urządzeń oraz ich uruchomienie to jest wisienka na torcie. Albo truskaweczka, jak kto woli - mówi. *- Gros pracy i wysiłku dotyczy przebicia się przez biurokrację: lokalne starostwa, urzędy gminy, burmistrzów. 80 proc. mojej pracy z klientami to jest przeprawa przez przepisy administracyjne i uzyskiwanie odpowiednich pozwoleń. To jest mur, który trzeba przebić. A przebijanie go trwa zazwyczaj od dwóch do pięciu lat - *wyjaśnia Zbigniew Czaja. Na mur składa się m.in. ponad "20 potężnych cegieł" - aktów prawnych, a w inwestycji trzeba uwzględnić przepisy prawa administracyjnego, budowlanego, pracy, weterynaryjnego i samorządowego.

- Urzędnicy na początku są zazwyczaj nastawieni bardzo pozytywnie do inwestycji, która leży też w interesie gminy. Ich stanowisko zmienia się jednak, kiedy informacja rozchodzi się wśród lokalnej społeczności, następuje lawinowe składanie wniosków, protesty, często zapraszane są media. Urzędnicy, zwłaszcza przed wyborami samorządowymi, nierzadko zaczynają wtedy utrudniać proces, wymyślają absurdalne uzasadnienia dla odmowy decyzji.

*- Absurdalne, bo sądy wyższej instancji przychylają się do naszych wniosków - *mówi właściciel firmy Igneus. Część klientów rezygnuje. Tych zaś, którzy się nie zrażają, przedsiębiorca może podzielić z grubsza na dwie grupy. W 30-40 proc. są to lekarze weterynarii, którzy posiadają własną działalność - przychodnię, klinikę, szpital weterynaryjny - i chcą ją rozbudować, podobnie jest z właścicielami cmentarzy dla zwierząt. Kolejne 40 proc. to osoby, które mają inne działalności gospodarcze, krematorium realizują najczęściej jako drugi biznes.

Obraz
© 123RF.COM

Członek rodziny

Osoby, które siedzą w temacie na co dzień, przyznają: to bardzo emocjonalna branża.

- Na co dzień pracujemy z ludźmi w bardzo trudnej sytuacji psychicznej, emocje towarzyszące odejściu czworonoga wcale nie są mniejsze niż te przy pożegnaniu ludzi... Nie ma jednakowych ludzi i nie ma jednakowych pożegnań. Prowadzimy cmentarz od 14 lat i praktycznie codziennie jesteśmy czymś zaskakiwani, bardzo często sami mamy łzy w oczach. To naprawdę jest praca na najtrudniejszych emocjach - wyjaśnia Tomasz Jagielski z "Tęczowego Mostu" z Szymanowa. I dodaje: - Słowa pożegnania wyryte na pomnikach i zapisane w Księdze Pamiątkowej są tak wzruszające, że często spotykamy na naszym cmentarzu ludzi, którzy szukają tekstu na "ludzkie'' nagrobki.

"Tęczowy Most", podobnie jak większość krematoriów (nie mylić ze spalarniami, gdzie zwłoki zwierząt są utylizowane w zależności od wagi i wyrzucane) oferuje możliwość ostatniego pożegnania, nadzorowania procesu spalania, wreszcie - odebrania prochów zwierzęcia w ozdobnej urnie. O krok dalej poszło krematorium z Lublina, które oprócz urn ma w asortymencie diament "Zawsze razem". Jak reklamuje właściciel Animal Park na stronie internetowej, "to osobista pamiątka zrodzona z miłości do ukochanego stworzenia. Każdy diament jest inny i unikalny, tak jak unikalny i wyjątkowy jest każdy z naszych zwierzęcych towarzyszy. (…) Jest w całości tworzony z sierści lub prochów zwierzęcia bez żadnych innych dodatków".

Fanaberia czy wzruszająca pamiątka? Szczegółowych badań w Polsce na temat siły więzi łączącej człowieka ze zwierzętami domowymi jeszcze nie przeprowadzono, ale w Wielkiej Brytanii i owszem. W październiku br. przytaczała ich wyniki "Polityka". Wyszło z nich, że na Wyspach Brytyjskich co czwarty (24 proc.) właściciel zwierzęcia domowego kocha je bardziej niż "ludzkich" przyjaciół, co ósmy (12 proc.) niż życiowego partnera, a co dziesiąty (9 proc.) niż własne dzieci.

*- Zwierz motywuje do działania, do kontaktu z naturą, do wyjścia na spacer bez względu na pogodę. Człowiek nie kapcanieje przed telewizorem. Pies motywuje do zorganizowania wyjazdu na urlop czy weekend z pogimnastykowaniem się, żeby znaleźć miejscówkę, gdzie przyjmą całą rodzinę. Wybierania lub zrezygnowania z knajpy, gdzie nie chcą nas wszystkich. Czyli decyzje i wybory. Bardzo świadome i wiążące się często z krytyką czy nie zrozumieniem przez innych. To jest członek rodziny jak każdy inny – *tłumaczy Aneta, właścicielka Harry'ego, którego po roku położyły nabyte w schronisku choroby, a od kilku lat również przygarniętej Moli.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (65)
Zobacz także