Blisko ludziGdyby zaszła w ciążę, mogłaby się zabić. Adopcje ze strachu przed porodem

Gdyby zaszła w ciążę, mogłaby się zabić. Adopcje ze strachu przed porodem

Julia mogłaby mieć dzieci. Jej ciało jest na to przygotowane. Mentalnie też chciałaby mieć już malucha w domu. Problem w tym, że w jej umyśle ciąża jest obrzydliwa. Mówi, że jeśli zajdzie, mogłaby się zabić. Więc chce adoptować. A inni, zamiast ją wesprzeć, nie wierzą. Bo jaka kobieta nie chce urodzić dziecka?

Gdyby zaszła w ciążę, mogłaby się zabić. Adopcje ze strachu przed porodem
Źródło zdjęć: © 123RF
Agata Porażka

28.04.2019 | aktual.: 22.06.2019 19:58

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Julia ma 20 lat. Choć jest jeszcze tak młoda, to o tym, że nie chce urodzić dziecka, wie od dawna.

- Od najmłodszych lat traktowałam zajście w ciążę jako moją największą fobię. Przerażała mnie i obrzydzała - przyznaje.

Wraz z upływem czasu, doszły także argumenty związane z wynikami badań lekarskich. Julia cierpi na Hashimoto, PCOS (zespół policystycznych jajników - przyp.red.) i kilka innych chorób.

- Nie wyobrażam sobie urodzić dziecka, które mogłoby przejąć to po mnie - opowiada dziewczyna - Wiem, że nie są to najgorsze choroby, jakie istnieją. Ale od lat mam nadwagę przez brane hormony i wiem, jak to jest zmagać się z brakiem akceptacji. Nie tylko społeczeństwa.

Julia nie byłaby w stanie urodzić dziecka ze świadomością, że będzie skazane na to, przez co ona przeszła. Na powracające epizody depresyjne i wieczny brak pewności siebie. Nie mogłaby mu tego zrobić. Nie ma nawet pewności, że byłaby w stanie, tak jak jej mama, móc biegać po lekarzach i wykupywać leki.

Dlatego wybiera adopcję.

"Wiele osób nazwie mnie wariatką"

- Wiele osób twierdzi, że "nie będzie w stanie pokochać niebiologicznego dziecka” - mówi Julia. - Nie mam nic przeciwko rodzeniu dzieci, to byłoby niemoralne, jednak odrzucają mnie osoby, które pomimo tego, że mają ciężkie choroby genetyczne czy brak możliwości finansowych, postanawiają urodzić własne dziecko.

- Wiele osób uzna mnie za wariatkę, ale na każdym kroku widuję rodziny, które moim zdaniem nigdy nie powinny decydować się na własne dziecko - kontynuuje. - Również ze względu na różne kwestie finansowe czy wychowawcze. Przykładem są tu rodziny, które mają poglądy kształtujące nienawiść w dzieciach, homofobiczne czy rasistowskie.

Julia wychowa to dziecko tak, jak ona chciałaby być wychowana. Ze zrozumieniem i miłością do innych ludzi. Być może kiedyś zmieni zdanie. Na razie jest pewna tego, że nie chce rodzić. Adopcja jest dla niej najlepszym rozwiązaniem.

Natalia antynatalistka

"Ale jak to, nie mieć potomka?", "Nie przekazać genów dalej?", "Dzieci z domów dziecka mają różne zaburzenia, to za duże ryzyko, przecież tak głośno bywało o przypadkach, że dziecko mordowało rodziców". Takie słowa usłyszała Natalia, gdy oznajmiła, że dziecka nie urodzi, tylko adoptuje. Ma 23 lata.

- Moja decyzja bardziej była spowodowana lękiem przed ciążą i porodem, niechęcią do czucia innego człowieka we własnym wnętrzu - wyjaśnia Natalia. - Bardzo mnie odrzuca sama myśl o tym.

Wraz z upływem czasu, stosunek kobiety do zachodzenia w ciążę zmienił się jeszcze bardziej. Została antynatalistką.

Według słownika, antynatalizm to przypisywanie narodzinom negatywnej wartości. Ludzie powinni zrezygnować z prokreacji, ponieważ jest ona moralnie zła. Pytam Natalię, czy w takim wypadku rodzenie dzieci jest według niej nieetyczne.

- Każdy powinien mieć tutaj wybór - wyjaśnia kobieta. - Uważam, że powinniśmy się kierować czymś więcej niż tylko chęcią przekazania własnych genów. Patrzeć dalej niż na swoje podwórko. Dla mnie decyzja o ciąży nie tyle jest moralnie zła, co po prostu nie jest to najlepsza opcja, jaką można wybrać.

Pytam zatem, czym jest dla niej antynatalizm i dlaczego zdecydowała się na to, by dziecko adoptować.

- Mamy bardzo destrukcyjny wpływ na planetę, na własne otoczenie, każdy zostawia po sobie ślad ekologiczny - tłumaczy Natalia. - Poza tym jest nas na świecie zbyt wiele, aby wszystkich wykarmić i zapewnić dobre warunki do życia. Nie widzę sensu w rodzeniu kolejnych dzieci, skoro można zająć się tymi, które już na świecie są. Dać im kochający dom, rodzinę, wykształcenie.

Natalia dodaje, że nikt jej nie zagwarantuje, że dziecko urodzone przeze nią dziecko wyrośnie na takiego człowieka, jak chce. Twierdzi, że adoptując je, może przynajmniej pomóc drugiej osobie.

- Chciałabym, aby w ludziach było więcej refleksji i przemyśleń na temat konsekwencji własnych decyzji - podsumowuje dziewczyna. - Bo, owszem, my umrzemy i niewiele nas będzie obchodzić to, co się później stanie ze światem, ale jednak mimo wszystko zostawimy ten świat kolejnym pokoleniom i fajnie by było, aby był on w jak najlepszym stanie.

Jak powiedziała doktor Jane Goodall, jedna z najsłynniejszych badaczek w dziedzinie prymatologii, etologii i antropologii na świecie, musimy pamiętać, że nie odziedziczyliśmy tego świata po naszych rodzicach, tylko pożyczyliśmy go od naszych dzieci. A w tej chwili go im kradniemy.

Szklanka wody na starość

Jako dziecko, Julita miała jasno określone plany na przyszłość. Dwójka dzieci, mąż, szczęśliwe życie na wsi. Później poszła do liceum, zmieniła towarzystwo. I z czasem zauważyła, że jej znajome z dzieciństwa porzuciły swoje ambitne plany i zajęły się głównie pieluchami.

- Może są szczęśliwe, może się spełniają - opowiada dorosła dziś kobieta. - Wiedzą to tylko one. U mnie się wszystko pozmieniało. Jestem obciążona genetycznie przez różne choroby i stwierdziłam, że zamiast dawać cząstkę siebie, mogę przecież odmienić życie małemu człowiekowi, którego od samego początku nikt nie chce.

Do tej pory Julita nie spotkała się z hejtem, jedynie z oceną jej decyzji przez inne osoby. Jej partner ma podobne zdanie jak ona, również woli adoptować. Większość osób jednak uważa, że jeszcze zmienią zdanie.

- Ja szanuję decyzję innych odnośnie macierzyństwa, więc oczekuję tego w drugą stronę. Decyzji nie zmieniłam, bo nie czuję tego impulsu, że zegar biologiczny tyka, że nie będzie miał mi kto podać szklanki wody na starość. Jestem zadowolona ze swojego życia i szczęśliwa w tym momencie - podsumowuje.

Dziecko pod sercem

Psycholog oraz seksuolog Adam Lewanowicz wyjaśnia, dlaczego niektóre kobiety tak odrzuca poród.

- Działają tutaj bardzo złożone mechanizmy i nie da się określić jednej przyczyny - tłumaczy ekspert. - Może to być spowodowane przez trudne dzieciństwo, poglądy, a nawet karierę, w której dziecko mogłoby przeszkadzać. Niektóre kobiety nie chcą skazywać malucha na to samo, przez co one przeszły. Nie zapominajmy też, jak trudnym doświadczeniem fizycznym jest poród. Wiele osób boi się pobierania krwi, a co dopiero narodzin.

Specjalista odpowiada także na pytanie, czy trudno pokochać dziecko adoptowane.

- Sam etap ciąży, noszenia dziecka pod sercem bardzo buduje relacje i jest niezwykle ważny dla kobiety. Jednak posiadanie dziecka, które biologicznie nie jest nasze, absolutnie nie wyklucza tego, że nie możemy go pokochać.

Psycholog Monika Dreger dodaje, że nie powinniśmy żadnej kobiety zmuszać do posiadania dzieci.

- Obecnie, większość osób uważa, że kobieta jest powołana do roli matki. Jest poddawana ogromnej presji ze strony otoczenia - rodziców, cioci, która już 5 lat po ślubie pyta "A kiedy dzieci?". Nie można nikogo do niczego zmuszać. Nikt nam nie dał prawa, żeby mówić ludziom, jak powinni żyć - wyjaśnia psycholog.

Gdzie szukać pomocy?

Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 800 70 2222 całodobowego Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie. Możesz też napisać maila lub skorzystać z czatu, a listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz TUTAJ

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
dzieckoadopcjarodzina
Komentarze (0)