Historia sado-maso. Kto wymyślił to określenie i skąd wzięła się fascynacja chłostaniem?
Na początku XX wieku „nawet w kołach lekarskich” termin ten był „obcy i niezrozumiały”. Leon Wachholz, wpływowy biegły sądowy z Krakowa, twierdził, że dla jego kolegów masochizm brzmi jak coś „asyryjskiego, semickiego, w ogóle wschodniego”. Ale na pewno nie seksualnego.
28.07.2018 | aktual.: 30.07.2018 13:21
Określenie masochizm zrodziło się w głowie jednego z najważniejszych pionierów badań nad ludzkim życiem płciowym. Richard von Krafft-Ebing odpowiadał za najwcześniejszą naukową klasyfikację perwersji i za pierwsze fachowe badania nad homoseksualizmem. Dzisiaj w poczet jego zasług zalicza się także zwrócenie uwagi na seksualne parafilie związane z cierpieniem. A przy okazji: wyrobienie osobliwej renomy dwóm kontrowersyjnym pisarzom.
Osoby zażywające rozkoszy na skutek zadawania bólu Krafft-Ebing nazwał sadystami od francuskiego libertyna Markiza de Sade. Z kolei ci, których podniecało to, że są bici i mieszani z błotem, byli dla niego masochistami. Określenie pochodziło od nazwiska Leopolda von Sacher-Masocha. Nowelisty, który miał bardzo wiele wspólnego z Austrią, ale zupełnie nic z bliskowschodnią Asyrią.
Od czyjego nazwiska pochodzi masochizm?
Twórca ten, jak nikt przed nim, odmalował oblicze cierpiętniczych perwersji. W 1870 roku wydał Wenus w futrze. Historię Seweryna, który pragnie być poniżany, bity, pozbawiany choćby strzępów ludzkiej godności. Bohater powieści podkreśla: „W miłości nie ma równouprawnienia”. I wie, że nie jest mu pisana rola tyrana, lecz karconego, skomlącego psa.
Partnerka mężczyzny, Wanda, wybucha śmiechem, gdy słyszy, czego się od niej oczekuje. Tylko żartem rzuca: „Ja na przykład mam talent do despotyzmu!”. Szybko jednak odkrywa, że w istocie go ma. I zaczyna zgłębiać stronę swej natury, której istnienia nigdy się nawet nie spodziewała:
Ukląkłem u jej stóp w nadziei, że mnie obdarzy pieszczotami — lecz odtrąciła mnie brutalnie i poruszyła dzwonkiem, na którego dźwięk wbiegły do pokoju trzy Murzynki, czarne jak wykrojone z hebanu, ubrane w czerwone szaty. Rzuciły się, by mnie spętać. Zrozumiałem swoje położenie i chciałem się podnieść, ale surowy, piorunujący wzrok mojej bogini jakby mnie przygwoździł. Ani się spostrzegłem, kiedy krępe Murzynki obezwładniły mnie, związały ręce i nogi.
— Podaj mi bat, Heydee — rozkazała Wanda jednej z niewolnic ze spokojem i zimną krwią.
Murzynka wypełniła rozkaz w okamgnieniu, podając na klęczkach bat srogiej władczyni.
— Zdejmij ze mnie futro i podaj mi szal gronostajowy — rozkazywała dalej, a Murzynka uwijała się jak łasica, zwinnie i zgrabnie.
— Uwiążcie go tu do słupa — brzmiał głos kobiety, otulającej się w gronostaje. Murzynki przywiązały mnie w pasie do słupa, który podpierał baldachim nad ozdobnym łóżkiem, urządzonym w stylu starowłoskim, po czym zniknęły wszystkie, jakby się ziemia pod nimi rozstąpiła.
Wanda podeszła do mnie szybko, roztaczając tren atłasowej sukni niby pawi ogon. Jej rude włosy, zda się, sypały iskrami. Chwyciła bat, oparła jedną rękę na biodrze i pozostając w tej pozycji, zaczęła się śmiać.
— Skończyła się między nami zabawa i gra w ciuciubabkę — mówiła zimno, przez zaciśnięte zęby. — Oddałeś się sam w moje ręce, bez zastrzeżeń; wykorzystuję to i czynię zadość twoim pragnieniom z rozkoszą (…). Otóż nie jesteś już teraz moim kochankiem, lecz niewolnikiem i poznasz, kim ja jestem.
Powieść spotkała się z dokładnie takim odbiorem, jakiego należałoby oczekiwać. Oburzenie mieszało się z niesmakiem. Ale to nie był żaden natychmiastowy bestseller. Znacznie więcej było osób komentujących półgębkiem ekscesy bohaterów niż tych, które w istocie przeczytały książkę. Na ziemiach polskich przez 40 lat nie znalazł się nawet nikt zainteresowany przetłumaczeniem Wenus w futrze. To była literatura marginesu.
Stanu rzeczy nie zmieniły ani badania Krafft-Ebinga, ani fakt, że Sacher-Masoch jeszcze za życia stał się ojcem chrzestnym gorszącego społeczeństwo „masochizmu”. Tak losy miotanego namiętnościami Seweryna, jak i nowa klasyfikacja zboczeń weszły do głównego nurtu dopiero za sprawą pewnej niezwykle zachłannej i zdemoralizowanej hrabiny. Kobiety, która w pojedynkę uosabiała zepsucie rosyjskiej arystokracji. I w której sylwetce obijała się – w chorej, wyolbrzymionej mutacji – postać Wandy, odkrywającej swoje ciągoty do pomiatania mężczyznami.
Wampirzyca i jej niewolnicy? Historia hrabiny Marii Tarnowskiej
Życie Marii Nikołajewny Tarnowskiej obfitowało w erotyczne wybryki. Była żoną zamożnego oficera, Wasyla Tarnowskiego. Ten związek jej jednak nie wystarczał. Adorował ją własny szwagier, ale zamiast niego na kochanka wybrała sobie bajecznie bogatego barona, Stefana Borzewskiego. Nie ocierała łez, gdy odtrącony amant popełnił samobójstwo. Nie zmroziła jej nawet wizyta męża, który przyjechał tylko po to, by… zamordować szargającego jego honor Borzewskiego. Rozwód rozpustnej hrabiny odbił się echem w całej Europie. Podobnie zresztą jak jej kolejne miłostki.
Mężczyźni, których omotywała, byli gotowi skakać za nią w ogień. Wyzbywali się majątku, narażali życie w szaleńczych widach, oferowali, że się zabiją, byle tylko Tarnowska zwróciła na nich uwagę. Ona zmieniała ich niczym rękawiczki. Na dłużej zajęła się dopiero Pawłem Kamarowskim. Był to kolejny rosyjski magnat, nawet zamożniejszy od poprzednich. Nie tylko zaproponował jej ślub, ale też zgodził się podpisać polisę ubezpieczeniową na życie na olbrzymią kwotę miliona rubli. Gdyby coś mu się stało, wszystkie pieniądze miała otrzymać ponętna hrabina.
Na tragiczny koniec Kamarowskiego nie trzeba było długo czekać. Tarnowska znalazła sobie powolne narzędzie w osobie zatrudnionego przez męża guwernera, Nikołaja Naumowa. Od mężczyzny oczekiwano, że będzie dawać lekcje dzieciom hrabiny. Zamiast tego zakrzątnął się wokół swej olśniewającej i otoczonej wianuszkiem adoratorów pracodawczyni. Nie trzeba było wiele czasu, by na jaw wyszły perwersyjne skłonności tutora.
Naumow prosił Tarnowską, by ta gasiła papierosy na jego ramionach i wbijała mu ostrza w skórę. Wył z rozkoszy, gdy ona okładała go pejczem. Wreszcie, znalazłszy się już zupełnie pod władzą sadystycznej kobiety, zgodził się zabić jej świeżo poślubionego męża. Dopiero gdy kule przeszyły ciało Kamarowskiego, do Naumowa dotarło, co uczynił. Schwytany przez policję, wyjawił wszystkie szczegóły swojego związku z bezwzględną hrabiną.
„Osobnik pęta swe ręce i nogi, knebluje usta”. Lekarze o masochizmie
Odtąd odruchowo dopatrywano się masochistycznego tła we wszystkich podobnych historiach. Wskazywali na nie świadkowie, specjaliści, a nawet sami oskarżeni, liczący na kurację w szpitalu zamiast kary więzienia. Psychiatrzy i seksuolodzy przeszli od ignorancji do absolutnej fascynacji nowo zdiagnozowanym odchyleniem.
Ta obsesja wcale nie słabła wraz z upływem czasu. W roku 1934 psychiatra Albert Dryjski był już przekonany, że wiele zupełnie zdrowych dzieci przejawia silne tendencje masochistyczne. Swoich pierwszych w życiu wrażeń seksualnych doznają one „pod wpływem bicia po pośladkach”, „uderzania w twarz” lub „bicia po plecach”. Nawet w niewinnych zabawach, w których zdarza się koleżeńskie poklepywanie rówieśników, warszawski doktor dopatrywał się erotycznego kontekstu.
„Osoby, które (…) praktykowały tego rodzaju rozrywki, stwierdzają niejednokrotnie domieszkę seksualną do odczuwanego bólu. Manipulacje powyższe wykazują także, że jedne dzieci biorą w nich udział przeważnie jako sadyści, inne znowu jako masochiści” – tłumaczył na kartach Zagadnień seksualizmu dziecka i młodzieży szkolnej.
Dla przykładu przytoczył historię 11-latka, który „doznał po raz pierwszy sensacji płciowych” już od samego patrzenia na to, jak ojciec pierze jego brata po tyłku. Pobudzająco działała myśl, że mógłby się znaleźć w tej samej sytuacji. Z kolei pewnej 5-letniej dziewczynce wystarczało, że wyobraziła sobie, iż jest małym, konającym zwierzątkiem, a już doznawała „przyjemnego drżenia” połączonego z „uczuciem rozkoszy seksualnej”.
Źródła podobnych odruchów pozostawały tematem zażartych dyskusji. Oświatowcy woleli jednak dmuchać na zimne. Na łamach „Nauczyciela Pomorskiego” przestrzegano pedagogów przed nadmiernym biciem dzieci, bo przecież: „Nauka wykazała, że pomiędzy konstytucją seksualną a bólem fizycznym istnieje bliski związek. Ból fizyczny może doprowadzić do zwyrodnień seksualnych, jak sadyzm, masochizm i tym podobne”.
Masochizmem zajmowano się w najpoważniejszych pracach seksuologicznych. Autorzy Encyklopedii wiedzy płciowej z 1937 roku wyjaśniali: „Służyć ślepo, niewolniczo umiłowanej czy umiłowanemu, spełniać najgorszą robotę, najniższe posługi, być wiązanym i bitym, być służącym i paziem, psem lub koniem, być źle traktowanym lub nawet stracić życie. Oto treść najbardziej rozpowszechnionych fantazji masochistycznych”. Łódzki wenerolog Paweł Klinger przytoczył w pracy Vita Sexualis. Prawda o życiu płciowym człowieka podobną definicję, podkreślając jeszcze, że „traktowanie jak psa” należy rozumieć zupełnie dosłownie.
Skąd się bierze skłonność do masochizmu?
Masochistyczną przyjemność starano się wyjaśniać nie tylko skłonnościami kryjącymi się gdzieś głęboko w ludzkim umyśle, ale też prostą, fizjologiczną reakcją. Oczywiście zaznaczając, że wyłącznie ludzie zwyrodniali mogą przejawiać ku niej tendencję. „Bicie pośladków sprowadza do bitej części ciała duży wpływ krwi” – tłumaczono. – „Krew ta rozchodzi się wokoło odbytnicy, trafia w okolice organów rodnych i powoduje podniecenie i pragnienie płciowe, którego w normalnych warunkach wyczerpany mózg i zwiotczałe zmysły nie są w stanie wywołać”.
Uważna lektura prasy codziennej potwierdza, że w przedwojennej Polsce nie brakowało mężczyzn przyznających, że lubią być pomiatani. I że marzą nie tyle o partnerce, co o dominie.
W numerze z 18 lipca 1932 roku „Ilustrowany Kuryer Codzienny” zamieścił anonse aż dwóch takich dżentelmenów. Pierwszy z nich podkreślał, że reprezentuje „typ kobiecy”, jest uległy i pragnie się dostosować „do przejawów zupełnie nieprzeciętnych gustów i pragnień”. Drugi oznajmiał, że chce się znaleźć „pod pantofelkiem”, że śni mu się niewola i szuka kobiety o „specjalnych gustach”. Odpowiedzi należało wysyłać z dopiskiem „ZMIENIONE ROLE”.
Kamil Janicki - Redaktor naczelny "Ciekawostek historycznych". Historyk, publicysta i pisarz. Autor książek wydanych w łącznym nakładzie ponad 200 000 egzemplarzy, w tym bestsellerowych “Pierwszych dam II Rzeczpospolitej”, “Żelaznych dam”, "Dam złotego wieku", "Epoki hipokryzji" i "Dam polskiego imperium". W maju 2018 roku ukazała się jego najnowsza książka: "Epoka milczenia".
Najciemniejsze zakamarki ludzkiej natury w książce Kamila Janickiego pt. „Epoka milczenia. Przedwojenna Polska, o której wstydzimy się mówić”. Kup z rabatem w księgarni wydawcy