Historię jej brutalnego gwałtu poznał cały świat. Przyznano jej tytuł Kobiety Roku
„Patrzyłam na swoje ciało i postanowiłam, że już go nie chcę. Bałam się go, nie wiedziałam, co się w nim znalazło, czym zostało skażone, kto je dotykał. Chciałam je zdjąć jak kurtkę i zostawić w szpitalu” – pisała w czerwcu Emily Doe, ofiara gwałtu, której poruszające oświadczenie obiegło cały świat. Teraz przyznano jej tytuł Kobiety Roku.
03.11.2016 16:23
Jej list udostępniono i wyświetlono ponad 11 mln razy, a telewizja CNN przeznaczyła 30 minut programu na odczytanie go w całości.
To tylko jego fragment: „miałam wyschniętą krew i bandaże na rękach, łokciach i pośladkach. Pomyślałam, że się przewróciłam, ale wyjaśniono mi, że zostałam napadnięta. Wciąż jeszcze byłam spokojna, miałam wrażenie, że mówią do innej osoby. We włosach miałam tysiące sosnowych igieł, myślałam, że może spadły na mnie z drzewa. Potem dostałam do podpisu papiery, na których widniało: ofiara gwałtu. Zabrano moje ubrania. Stałam zupełnie naga, gdy pielęgniarki linijką mierzyły różne obrażenia na moim ciele i fotografowały je. Potrzeba było trzech osób i sześciu torebek, aby pozbyć się wszystkich igieł z moich włosów. Pobrano mi mnóstwo próbek z waginy i odbytu, nakłuwano igłami, podawano różne tabletki do połknięcia. Nikon był wycelowany wprost między moje nogi”.
Zobacz także
Proces jej gwałciciela – nastoletniego Brocka Allena Turnera – relacjonowały wszystkie media, nie tylko te amerykańskie. Student pierwszego roku prestiżowego Uniwersytetu w Stanford i gwiazda drużyny pływackiej twierdził, że wysoka kara zniszczy jego życie. Jego ojciec pisał w liście otwartym o tym, że „20 minut akcji nie może przesądzić o 20 latach życia”. Prokurator wnioskował o 6 lat pozbawienia wolności, a sędzia uznał, że tak wysoka kara wpłynie negatywnie na przyszłość Turnera.
Ostatecznie miał spędzić pół roku za kratami. Za brutalny gwałt na dziewczynie nie posiedział w więzieniu nawet tyle. 20-latek wyszedł po 3 miesiącach za „dobre sprawowanie”, a pod jego domem przez kilka tygodni zbierali się Amerykanie oburzeni taką decyzją sądu.
- Czasem myślę, że gdybym nie poszła na tę imprezę, to wszystko nie miałoby miejsca. Ale potem dociera do mnie, że wydarzyłoby się – tyle że innej dziewczynie – przyznała Emily.
2 listopada tego roku magazyn „Glamour” przyznał Doe tytuł Kobiety Roku. W uzasadnieniu napisano, że jej historia zmieniła sposób opowiadania o gwałtach”.
- Jej słowa obiegły cały świat. Po kilku dniach list odczytywano na antenie CNN i w Kongresie. Telefony zaufania przeżywały oblężenie, a wolontariusze wysłuchali setek historii dziewczyn, które wreszcie odważyły się o nich opowiedzieć – piszą.
Emily po raz pierwszy od skazania Turnera opowiedziała, jak wygląda dziś jej życie. Mówi m.in. o tym, jak zalała ją fala listów ze świata. Pisały do niej dziewczyny z Botswany, Irlandii czy Indii.
- Miałam dowody, trzeźwych świadków, nagranie na skrzynce pocztowej, były też dowody zebrane przez policję na miejscu. Było wszystko, a i tak stwierdzono, że nie ma dostatecznego potwierdzenia jego zbrodni. Pomyślałam, że jeśli to jest dobre zakończenie mojej historii, to przez jakie piekło muszą przechodzić inne dziewczyny? Podczas procesu trochę mi ulżyło, bo byłam przekonana, że najgorsze za mną. Miałam szansę opowiedzenia swojej wersji. Nie jestem śmieciem, który można wyrzucić za domem. Jestem tu, opowiadam o tym, co się stało i słucham jego argumentów, które mają go usprawiedliwiać – pisze.
- Potem okazało się, że zostanie skazany na sześć miesięcy. Zamurowało mnie. Od razu poczułam się poniżona, że w ogóle próbowałam mieć na to wszystko jakiś wpływ. Sędzia uwolnił go do dawnego życia. Panikowałam. Jeśli ta sprawa miała dać przykład innym kobietom, to dała zupełnie przeciwny efekt – dodaje.
Emily otrzymała mnóstwo wsparcia, list wysłał jej m.in. Joe Biden. Z drugiej strony pojawiły się i te poniżające słowa. „Nie jest wcale taka ładna, żeby ją od razu gwałcić” – napisał ktoś pod jednym z tekstów na jej temat. To właśnie dlatego Emily do dziś posługuje się pseudonimem i nie ujawnia prawdziwego stanowiska.
- Ktoś napisał: „mam nadzieję, że moja córka nigdy nie skończy jak ona”. A ja mam nadzieję, że jeśli coś takiego się jej stanie, to będzie taka jak ja. Silna. Mam nadzieję, że będzie żyła dalej, że świat przestanie tolerować gwałcicieli. Ofiary to nie tylko jakieś delikatne, żałosne istoty. Potrafimy znacznie więcej niż tylko przetrwać – kończy swojej najnowsze oświadczenie.
Prowokatorki
W czerwcu, kilka dni po tym, jak w sieci pojawił się list Emily, Biały Dom przygotował specjalny raport dotyczący gwałtów w kraju. Według statystyk, jedna na pięć Amerykanek została zgwałcona lub była napastowana seksualnie na uczelni. 63 proc. sprawców przyznało, że dopuściło się gwałtu średnio sześć razy. Tylko 12 proc. pokrzywdzonych zgłasza sprawę władzom uczelni. Jeszcze mniej trafia do sądu.
Absurdalne wyroki za napaści na tle seksualnym to nie tylko problem w Stanach Zjednoczonych. W Polsce głośno było m.in. o sprawie z Pietrzykowic. 16-letnia Małgorzata poszła z kolegami na imprezę, później przenieśli się do willi, która należała do jednego z jej kolegów. Dziewczyna była nieświadoma, gdy ją wykorzystali i zgwałcili. Po wszystkim odwieźli ją na przystanek i porzucili. Matka dziewczyny jeszcze tego samego dnia zawiadomiła prokuraturę.
Oskarżono w sumie 6 chłopaków. Gwałciciele dostali kary od jednego roku i trzech miesięcy do dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. Wszyscy zostali ukarani grzywnami (od 4,8 tys. zł do 5,4 tys. zł), każdy musiał też zapłacić na rzecz poszkodowanej po 2 tys. zł, a także pokryć koszty procesowe. Skąd tak niski wyrok? Dziewczyna była, według ustaleń biegłych, pod wpływem alkoholu.
Przed Sądem Okręgowym w Elblągu, gdzie zapadł ostateczny wyrok, zorganizowano protest. Zebrani podkreślali, że takie zakończenie tej sprawy to „kpina z wymiaru sprawiedliwości i kobiet”, a „kara powinna być na tyle wysoka, by odstraszyła niedoszłych gwałcicieli”.
Tylko w 2013 roku spośród 455 orzeczeń wydanych przez sądy rejonowe pierwszej instancji, w 162 przypadkach ogłoszono wyrok w zawieszeniu. Wychodzi na to, że ponad 30 proc., sprawców nie odczuje kary za przestępstwo.
W przypadku gwałtów sytuacja wygląda gorzej. Jak podawała ostatnio „Gazeta Wyborcza”, w 2014 roku z 651 osób skazanych za gwałt w Polsce, aż 41 proc. usłyszało wyrok w zawieszeniu. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości można wyczytać, że kary więzienia to pojedyncze przypadki – najczęściej są orzekane w przypadku zbiorowych gwałtów na nieletnich i na krewnych, ale także w przypadku gwałtów ze szczególnym okrucieństwem. Statystyki pokazują także, że coraz rzadziej każe się sprawców tych przestępstw.
Prof. Beata Gruszczyńska z Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości przeprowadziła badania, z których wynika, że każdego roku przemocy fizycznej lub seksualnej doświadcza od 700 tys. do miliona Polek, a 10 proc. kobiet w Polsce zostaje ofiarami gwałtu lub usiłowania gwałtu. Według statystyk prof. Gruszczyńskiej co roku w Polsce zostaje zgwałconych około 30 tys. kobiet. Do tego każdego roku ginie w Polsce około 150 kobiet, które są ofiarami przemocy domowej. To trzy kobiety tygodniowo.
Lżejsze sankcje dla gwałcicieli sprawiają, że kobiety nie czują się bezpiecznie, zgłaszając swoje sprawy na policję. Przesłuchiwane i traktowane podobnie jak Emily ze Stanów, stają się nie tylko ofiarami, ale czują się jak sprawcy, prowokatorki.