Inka. Sanitariuszka Łupaszki
Gdyby żyła, dziś skończyłaby 87 lat. Niestety nie dane jej było dożyć nawet osiągnięcia pełnoletności. Nastoletnia bohaterka została rozstrzelana w ubeckiej katowni niecały tydzień przed swoimi osiemnastymi urodzinami.
03.09.2015 | aktual.: 03.09.2015 10:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gdyby żyła, dziś skończyłaby 87 lat. Niestety nie dane jej było dożyć nawet osiągnięcia pełnoletności. Nastoletnia bohaterka została rozstrzelana w ubeckiej katowni niecały tydzień przed swoimi osiemnastymi urodzinami. Jakby tego było mało, przed śmiercią doświadczyła okropieństw wielotygodniowego śledztwa, poniżania i tortur. Kim była dziewczyna, która nawet pod ogromną presją fizyczną i psychiczną potrafiła dochować wierności swoim ideałom i towarzyszom broni?
* Amazonka z Puszczy*
Danuta Siedzikówna przyszła na świat 3 września 1928 roku w Guszczewinie nieopodal miejscowości Narewka w Puszczy Białowieskiej. Wywodziła się z drobnej szlachty: była córką Eugenii z Tymińskich i Wacława Siedzika – polskiego syberyjskiego zesłańca, który po latach katorgi cudem zdołał wrócić do ojczyzny. Z carskiej, a później bolszewickiej Rosji Siedzik przywiózł bagaż doświadczeń i wspomnień, które z pewnością miały niebagatelny wpływ na późniejszą postawę dziewczyny. Głód, bieda i niesprawiedliwości czasów I wojny światowej, okropieństwa rewolucji październikowej oraz bestialstwa wojny domowej i czerwonego terroru z pewnością były tematem licznych rozmów w domu Siedzików. Domu przepełnionego duchem patriotyzmu i tradycją powstańczą.
We wspomnieniach starszej siostry Danuty, Wiesi, przytaczanych przez biografa Inki Piotra Szubarczyka, lata 30. jawią się jako okres szczęśliwego dzieciństwa. Starsza z sióstr (miała dwie) wspominała, że dziewczęta same jeździły konno na oklep do szkoły, nic nie robiąc sobie ze swojego niewielkiego wzrostu – wierzchowca dosiadały z płotu.
Niestety idylla skończyła się w 1939 roku wraz z wojną, a Wacław Siedzik, jak kilka milionów naszych rodaków, znowu trafił w tryby sowieckiej bezpieki. 27 lat po pierwszym zesłaniu ojciec Danuty ponownie został wywieziony na Syberię. Od razu dostał się na tzw. wykończenie – pracę w kopalni złota. I choć udało mu się jeszcze „załapać” na armię Andersa, swój szlak bojowy zakończył w Iranie. Zmarł z wycieńczenia w 1943 roku.
Mama niezłomna
Po zesłaniu ojca sytuacja rodziny Siedzików dramatycznie się pogorszyła. Dziewczynki wraz z matką tylko cudem uniknęły deportacji w głąb ZSRR. Według wspomnień miał się za nimi wstawić pewien bolszewik, któremu przed laty pomógł Wacław Siedzik. Eugenia z córkami musiała jednak opuścić leśniczówkę i zamieszkać na stancji. Po wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej matka zaangażowała się w działalność konspiracyjną – uczestniczyła w organizowaniu lokalnego oddziału Armii Krajowej. W 1942 została aresztowana przez gestapo.
W publikacji IPN „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba…” czytamy, że widok pobitej przez Niemców matki był najbardziej przejmującym doświadczeniem w życiu późniejszej Inki. Mimo przeraźliwych tortur kobieta nie wydała swoich towarzyszy broni. Za swoją niezłomność zapłaciła życiem – została rozstrzelana we wrześniu 1943 roku. Jej zachowanie z pewnością nie pozostało bez wpływu na późniejszą postawę Inki.
W ślady mamy, czyli jak Danka stała się Inką
Po śmierci Eugenii opiekę nad dziewczynkami przejęła babcia Aniela Siedzikowa. Było to zadanie niezwykle ciężkie, bo siostry same „pchały się w ogień”. Już w grudniu 1943 roku postanowiły przystąpić do Armii Krajowej. Danka ślubowała „być wierną Ojczyźnie swej Rzeczypospolitej Polskiej, stojąc nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary życia”. „Schodząc” do konspiracji na cześć koleżanki ze szkolnej ławki, przyjęła pseudonim Inka. Początkowo Siedzikówna była łączniczką w okręgu Hajnówka-Białowieża, zrobiła też kursy sanitariuszki.
Działając w partyzantce, legalizowała się (czyli zdobyła oficjalne stanowisko i pracę) jako kancelistka w miejscowym nadleśnictwie. Jej przełożonym, a zarazem dowódcą oddziału, był leśniczy Stanisław Wołonciej (ps. "Konus"). Jeszcze w 1944 roku żołnierze Armii Krajowej, w ramach Akcji Burza, wraz z sowietami rozbrajali wojska niemieckie. Jednak po wyparciu Wehrmachtu Rosjanie wraz z „zainstalowaną” przez nich polską bezpieką przystąpili do likwidacji „akowskich band”.
W ramach jednej z takich akcji w maju 1945 roku Inka została aresztowana po raz pierwszy (wraz z innymi pracownikami nadleśnictwa). Do więzienia jednak nie trafiła. Konwój, w którym była przewożona, został zaatakowany przez partyzantów „Konusa”. Danuta i jeszcze jeden z zatrzymanych zdołali zbiec wraz z odziałem. Grupie udało przebić się do zgrupowania dowodzonego przez majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” – 5 Wileńskiej Brygady AK. W jego szeregach pozostała do jesieni. We wrześniu „Łupaszko” ogłosił rozformowanie podlaskich oddziałów na okres zimowy, planując nową ofensywę na wiosnę.
Na fałszywych papierach
Dla Inki jesienna mobilizacja zbiegła się w czasie z poważną chorobą. Dziewczyną zaopiekował się młodszy brat jej matki Brunon Tymiński. Wszystko odbywało się w największej konspiracji. Od czasu ucieczki z transportu aresztowanych była poszukiwana przez organy bezpieczeństwa. Początkowo pozostawała na Podlasiu, ukrywając się pod fałszywym nazwiskiem Zalewska, by ostatecznie przenieść się pod Ostródę. Dzięki pomocy swojego ojca chrzestnego Stefana Obuchowicza, znalazła pracę w tamtejszym nadleśnictwie. Ten bliski przyjaciel ojca pomógł nie tylko ze zdobyciem zatrudnienia, ale uzyskał dla niej wystawione na własne nazwisko fałszywe dokumenty. A te było jej bardzo potrzebne – jako panna Siedzikówna była spalona. Jeszcze w 1945 roku została aresztowana jej siostra Wiesława, która wspominała później, że ubecy chcieli w ten sposób dojść do Danuty. Po krótkiej odsiadce zwolniono ją, ale dziewczyna wiedziała, że cały czas jest śledzona i o żadnych kontaktach między rodzeństwem nie mogło być mowy.
Emilia Plater majora „Łupaszki”
Jak zauważa wspomniany już biograf Inki Piotr Szubarczyk, „wydawało się, że teraz [wraz z nową pracą i dokumentami – przyp. red.] przed Danką otwarło się nowe życie. Można było marzyć o dalszej nauce (…). Można było, ale wiosną na Pomorzu, w Olsztyńskiem i na Białostocczyźnie pojawiły się ponownie leśne oddziały Okręgu Wileńskiego AK.(…) Któregoś dnia leśniczy w Miłomłynie powiadomił Stefana Obuchnowicza, że panna Obuchnowicz porzuciła pracę i udała się w niewiadomym kierunku…”.
Ten niewiadomy kierunek to Pomorze Gdańskie, gdzie od kwietnia 1946 trwało ponowne zgrupowanie oddziałów majora „Łupaszki”. Sanitariuszka „Inka” została przydzielona do 2 szwadronu 5 Wileńskiej Brygady AK dowodzonego przez Zdzisława Badochę „Żelaznego”. Na wiosnę Grupa Badochy przeprowadziła liczne i skuteczne akcje wymierzone przeciwko lokalnym strukturom UB, KBW i NKWD. Operowali na rozległym terytorium – od Drawska do Iławy, skrywając się głównie w Borach Tucholskich. Cel był jeden: pokazać światu, że Polska walczy. W jednej z takich akcji Badocha został poważnie ranny – „Inka” opatrywała go i prawdopodobnie uratowała mu życie. Jak się okazało, na krótko. Oddział znalazł się w tarapatach na skutek zdrady jednej z łączniczek – aresztowana Regina Żylińska poszła na współpracę z UB i wydała miejsce, gdzie przebywał „Żelazny”. Otoczony przez przeważające siły partyzant zginął próbując wydostać się z okrążenia.
Ostatnie zadanie
Po śmierci Badochy nowym dowódcą szwadronu został Olgierd Christa „Leszek”. I to właśnie on wyznaczył „Ince” - jak się później okazało - ostatnie zadanie. Siedzikówna vel Obuchnowicz miała udać się do Gdańska, by zdobyć środki lecznicze dla oddziału. Zlecenie potraktowała jak przygodę, nie wiedząc, że o jej misji zostały poinformowane (prawdopodobnie przez Żylińską) lokalne struktury UB. Ostatnią noc na wolności „Inka” spędziła w mieszkaniu sióstr Mikołajewskich, także działających wcześniej w konspiracji. Bezpieka otrzymała rozkaz aresztowania jej, jak wszyscy w domu pójdą spać. Panowie musieli być potwornie zirytowani, ponieważ dziewczyny do trzeciej w nocy śpiewały piosenki patriotyczne i prowadziły ożywioną dyskusję. Weszli, kiedy wszystko ucichło – ok 4 nad ranem.
„W ubeckich piwnicach przestrzelone czaszki, to śpiący rycerze majora Łupaszki”
Oskarżono ją o bestialstwo i zabójstwa. Podczas działań w „zbrojnych bandach” miała osobiście zlecać i mordować niewinnych pracowników organów bezpieczeństwa. Choć podczas śledztwa, mimo tortur i licznych upokorzeń, „Inka” wszystkiemu zaprzeczyła, a zeznania „świadków” były niewiarygodne, „sąd” przychylił się do wniosku prokuratury. Już 3 sierpnia (zaledwie 2 tygodnie po aresztowaniu) została skazana na śmierć.
Kolejne trzy tygodnie spędziła w pojedynczej celi, oczekując na egzekucję. Nie podpisała się pod prośbą do Bieruta o ułaskawienie. Została rozstrzelana 27 sierpnia wraz z innym „żołnierzem niezłomnym” Feliksem Selmonowiczem „Zagończykiem”. Przed śmiercią prosiła, by przekazano jej babci, że „zachowała się jak trzeba”. Jej ostatnie słowa, które wykrzyczała w twarz oprawcom, były proste, ale jakże celne: „Niech żyje Polska”. Jak podaje Piotr Szubarczyk, „Dziennik Bałtycki” informację o egzekucji zatytułował krótko: „Osiemnastoletnia dziewczyna katem”. Ruszyła machina mająca zohydzić pamięć o bohaterach.
Rozstrzelana pamięć
- To była bardzo skromna dziewczyna. Była bardzo obowiązkowa. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek się skarżyła, choć nie brakowało długich, forsownych marszów – wspominał po latach Olgierd Christa, jej ostatni dowódca. Inni przypominają jej urodę, ciepło, dobro i wesołe usposobienie, mimo że przecież nie miała lekkiego życia.
Jednak peerelowska propaganda zrobiła swoje. Jeszcze kilkanaście lat temu o tych przymiotach „Inki” mało kto słyszał. Zresztą o samej Danucie Sziedzikównej i ponad 100 tysiącach innych „Żołnierzy Niezłomnych” wiedział niewielki odsetek społeczeństwa. Takie nazwiska jak Szendzielarz, Pilecki, Piwnik czy Kuraś, znane były głównie pasjonatom i ludziom, którzy wyrośli w rodzinach o tradycjach patriotycznych. Niewielu było nauczycieli historii, którzy w napiętym grafiku zdołali i chcieli przypominać o tym, że walka niepodległościowa nie skończyła się w Polsce wraz z pokonaniem III Rzeszy. Na szczęście w ostatnich latach zaczęło się to zmieniać.
Cieszą takie informacje, jak tak z Gdańska, gdzie niedawno został odsłonięty pomnik bohaterki. W październiku monument „Inki” ma również stanąć w Warszawie. Coraz więcej osób, szczególnie młodych, z godnością obchodzi przypadający na 1 marca Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Powstają filmy i piosenki poświęcone tym, którzy jeszcze nie tak dawno byli skazani na niepamięć.
Trzeba mieć nadzieję, że niedługo społeczeństwo będzie pamiętać, że pseudonimy takie jak „Łupaszko”, „Żelazny” „Ogień” należały do żołnierzy walczących o naszą wolność, a Polacy będą wiedzieć, że „Inka” „zachowała się jak trzeba”.
Piotr Filipczyk / (mtr), WP Kobieta