"Mam kłopot z tą wiarą". Poruszyła temat śmierci
Irena Santor, diwa polskiej sceny, zawsze zachwycała siłą i spokojem. Lecz nawet ona przeżyła chwile, gdy świat runął. W intymnej rozmowie artystka opowiada o osobistej walce z rakiem. - Bo ja mam kłopot z tą wiarą, że będzie mi lepiej w raju, po śmierci. Dlatego jestem zdania, że powinnam być jak najdłużej tu, na ziemi - stwierdziła.
Irena Santor – ikona polskiej sceny muzycznej, artystka, której głos koił i wzruszał pokolenia, zawsze wydawała się ostoją spokoju i siły. Jednak nawet w życiu tak charyzmatycznej postaci pojawiają się momenty, które potrafią zachwiać posadami świata. W szczerej rozmowie, ujawnionej na kartach książki "Kobiece gadanie", Irena Santor otwiera się na temat jednej z najtrudniejszych bitew, jaką przyszło jej stoczyć – walki z rakiem piersi w 2000 roku. To opowieść o strachu, panice, ale przede wszystkim o niezłomnej woli życia i pragnieniu, by każda chwila była świadomie przeżywana.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rak piersi [Wirtualna Poradnia]
Irena Santor o walce z rakiem: "Wtedy świat się zawalił"
Irena Santor, mimo swojej siły scenicznej i ogromnego dorobku artystycznego, w chwili diagnozy stała się po prostu kobietą, którą ogarnęła panika. Wszystko zaczęło się od rutynowego badania w 2000 roku.
"Zrobiłam mammografię i okazało się, że w jednej piersi jest jakiś mały guzek. Pamiętam, to był Wielki Czwartek" – wspomina artystka.
Zaraz po otrzymaniu wyników badania, nie czekała ani chwili. Udała się do Centrum Onkologii na warszawskim Ursynowie. Tam, w niemal pustym szpitalu, przeżyła chwile, które trudno zapomnieć.
"Zrobiłam raban: ‘Gdzie jest lekarz? Proszę lekarza!’. Pielęgniarka pytała, o co chodzi, chciała mnie uspokoić. ‘Ja mam raka! Natychmiast trzeba mnie operować!’ – krzyczałam" – relacjonuje.
Choć panika była zrozumiała, lekarze wykazali się opanowaniem i empatią. Trafiła na specjalistkę, która nie tylko pomogła zrozumieć sytuację, ale też przywróciła nieco spokoju.
"Lekarka, do której trafiłam, ukołysała mnie, pogłaskała, wysłuchała. Pokazałam wynik mammografii. ‘Ale to jeszcze nic nie jest’ – powiedziała spokojnie. A ja znów wpadłam w ton paniki: ‘Proszę to wyciąć. Jeśli trzeba, proszę amputować pierś’. Histeria pełna. I to wszystko w ten Wielki Czwartek. ‘Święta jeszcze pani przeżyje’ – powiedziała, żeby mnie rozśmieszyć".
Irena Santor: "Chcę być jak najdłużej tu, na ziemi"
Dla wielu osób diagnoza raka to punkt zwrotny. Nie inaczej było u Ireny Santor. Choć czekała ją operacja i niepewność, nie traciła z oczu tego, co w życiu naprawdę ważne – codzienności, natury, śpiewu ptaków.
"Czekanie na wyniki to jest piekło. Ale to piekło, z którego muszę wyjść" – mówi w książce. Jak sama przyznaje, nie bała się śmierci jako takiej, lecz utraty samej siebie. "Tego, że przestanę być. Że już nie zobaczę tylu rzeczy – jak zakwitnie łąka, nie usłyszę, jak śpiewają ptaki… Bo ja mam kłopot z tą wiarą, że będzie mi lepiej w raju, po śmierci. Dlatego jestem zdania, że powinnam być jak najdłużej tu, na ziemi. Istnieć i cieszyć się życiem. Doświadczać. Doznawać".
Największy lęk artystki to jednak nie odejście, ale stan, w którym przestaje być sobą.
"W chorobie boję się tylko tego, że stanę się rośliną i nie będę wiedziała, kim jestem, przestanę rozumieć" – wyznaje szczerze.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.