Kamila jest położną w Afryce. 30‑latka próbuje odmienić los matek i ich dzieci
- Matki noszą żal i żałobę głęboko w sercu. Tutaj nie ma czasu na rozpaczanie i lamentowanie. Pojęcie depresji jest abstrakcją. Trzeba wrócić do domu i zająć się resztą dzieci - mówi Kamila Tomczewska, która niejednokrotnie widziała śmierć noworodka.
20.01.2020 | aktual.: 21.01.2020 14:03
Kamila Tomczewska, położna z Opola, od trzech miesięcy przebywa w Zambii. 30-latka pracuje na tamtejszej porodówce i zajmuje się wszystkim, co związane z matką i dzieckiem. Wszechobecna bieda skłoniła ją do założenia internetowej zbiórki pieniędzy, link TUTAJ. Zebrane środki zostaną przeznaczone na zakup podstawowego sprzętu medycznego.
Klaudia Stabach, WP Kobieta: W afrykańskich krajach panuje wiele niezrozumiałych dla Europejczyków zwyczajów. Co najbardziej zaskoczyło cię w Zambii?
Kamila Tomczewska, położna: W niektórych rejonach kraju po ślubie kobieta nie kontaktuje się z matką męża, a mąż z matką żony. Jeśli chce się ją pozdrowić lub przekazać jakąś informację, to należy zrobić to przez kogoś innego. W ten sposób okazuje się szacunek wobec teściowych. Myślę, że wielu Polakom mogłoby się to spodobać.
W Zambii pracujesz na porodówce. Jak oceniłabyś tamtejsze położnictwo?
Ekstremalne to chyba właściwe określenie. Najgorzej jest w przypadku kobiet, które mieszkają w buszu. Co prawda mają na miejscu dostęp do prowizorycznych klinik, ale jeśli pojawiają się komplikacje, to tamtejsi lekarze dzwonią do nas z prośbą o pomoc. Oczywiście, o ile mają telefon i złapią zasięg.
Co jest najczęstszą przyczyną komplikacji?
Dla wielu kobiet z buszu nadal największy autorytet stanowią lokalni szamani. Ciężarne często jedzą albo wkładają sobie do pochwy zioła, które rzekomo mają je uleczyć czy przyspieszyć poród. Niestety doprowadza to jedynie do różnego rodzaju infekcji. Zarówno my, jak i zambijscy lekarze, staramy się je edukować, jednak trudno o natychmiastowy efekt.
Pamiętasz pierwszy poród w Afryce, przy którym asystowałaś?
Tak, bo niestety zakończył się tragicznie. Kobieta miała szereg komplikacji i została zbyt późno przetransportowana do szpitala. Nie udało się uratować życia jej dziecka. Poprosiłam lekarzy, żeby zapytali matkę, czy chciałaby przytulić dziecko i pożegnać się z nim. Zdziwieni spełnili moją prośbę, a ona wzruszona wzięła w ramiona już martwą córeczkę. Później jeszcze dopytałam, czy nie chciałaby mieć z nią wspólnego zdjęcia na pamiątkę. Kobieta spojrzała na mnie z wdzięcznością. Wcześniej nie było takich zwyczajów. Zmarłe dziecko od razu zabierało się na bok i zakrywało. Może uważano, że w ten sposób kobietom będzie łatwiej pogodzić się ze stratą.
Nie widziałaś łez w oczach matek, które straciły dziecko?
Myślę, że one noszą żal i żałobę głęboko w sercu. Tutaj nie ma czasu na rozpaczanie i lamentowanie. Pojęcie depresji jest abstrakcją. Trzeba wrócić do domu i zająć się resztą dzieci. Nawet jeśli nie ma się swoich, to zawsze są dzieci np. sióstr, którym trzeba pomóc.
A jak ty radzisz sobie, widząc śmierć noworodków czy matek?
Przed wyjazdem obawiałam się, że będzie mi trudno. Na samym początku pracy w Polsce, gdy pacjentka miała skurcze, to i mnie zaczynał boleć brzuch. Teraz pojechałam już z nastawieniem, że tutaj są inne standardy, że zdecydowanie częściej matki i dzieci umierają, więc nie mogę ubolewać nad kwestiami, których nie jestem w stanie sama zmienić.
A na co masz wpływ?
Dzięki sprzętowi, który udało się do tej pory zakupić, możemy szybciej rozpoznać nieprawidłowości i działać. Ponadto regularnie jeździmy do buszu, edukujemy matki, sprawdzamy, w jakiej kondycji są dzieci i podajemy im witaminy.
Jednak, gdy dochodzi do najgorszego, to też staram się jakoś pomóc. Wspieram emocjonalnie matkę, a czasem udaje mi się również ochrzcić dziecko. Nie wiem, na ile to działa, ale przed wyjazdem ksiądz powiedział mi, jaką regułkę mam wypowiadać i stwierdził, że wystarczy do tego użyć jakiejkolwiek wody.
Co z ojcami?
Tutaj mężczyźni nie mają w zwyczaju towarzyszyć kobiecie przy porodzie. Jestem w Zambii od trzech miesięcy i widziałam w szpitalu tylko dwóch ojców. Ciężarne przychodzą do szpitala w towarzystwie matek czy sióstr, które towarzyszą im do samego końca. Czuwają przy nich całą dobę i niejednokrotnie śpią pod ich łóżkami.
Jeśli matka umrze podczas porodu to one zabierają dziecko?
Tak.
Jaka była twoja pierwsza reakcja na widok tamtejszych warunków w szpitalu?
Byłam nastawiona na to, że zobaczę biedę. Jednak nie dość, że brakuje podstawowych sprzętów medycznych, to dopiero od niedawna podłączyli nam na stałe prąd. Wcześniej mieliśmy go tylko przez kilka godzin dziennie, dlatego nawet nie mogliśmy uruchomić inkubatora, chociaż mamy jeden na stanie. Warto podkreślić, że wiele wcześniaków dałoby się uratować, gdybyśmy mieli sprzęt ułatwiający im oddychanie w pierwszych dniach.
Założyłaś internetową zbiórkę pieniędzy. Na co konkretnie pójdą zebrane środki?
W pierwszej kolejności chcemy kupić inkubator, pompy do kroplówek, lampę do fototerapii, respiratory noworodkowe i lampę bakteriobójczą. Jeśli wystarczy pieniędzy, doposażymy gabinet zabiegowy w tutejszej poradni leczenia raka szyjki macicy. Zachorowalność na ten nowotwór jest bardzo wysoka i wiele kobiet umiera, bo przychodzą za późno do lekarza. Zresztą leczenie tutaj wygląda inaczej niż w Europie. Mamy sprzęt, którym robi się zdjęcie i na jego podstawie często decyduje się, czy od razu na miejscu wypalić zmiany.
Jak długo zamierzasz zostać w Zambii?
Mój wyjazd misyjny został zaplanowany na pół roku, ale chciałabym zostać dłużej. Nie wiem, na ile zdrowie mi na to pozwoli. Co prawda do tej pory byłam jedynie przeziębiona i miałam problemy jelitowe, ale jestem w rejonie, gdzie występuje wysokie ryzyko zachorowania na malarię. Cały czas zapobiegawczo przyjmuję leki, jednak nie mogę łykać ich dłużej niż dziewięć miesięcy, bo bardzo odbijają się na kondycji jelit i wątroby.
Myślisz już o powrocie do pracy w polskim szpitalu?
Na chwilę obecną nawet nie wyobrażam sobie powrotu do Polski. Nie chodzi o to, że tutaj tak bardzo mi się podoba i chciałabym zostać w Afryce, tylko o to, że teraz mam porównanie. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo polskie pacjentki potrafią być roszczeniowe, aroganckie i nie doceniać tego, co mają. Afrykanki mają zupełnie inne podejście, są wdzięczne i cierpliwe.
Link to zrzutki założonej przez Kamilę Tomczewską TUTAJ
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl