Jak być idealnym zalotnikiem
Fascynujące, jak wyrafinowane w porównaniu z zalotami zwierząt bywają romantyczne podchody człowieka.
Wielka scena flirtu
Jak być idealnym zalotnikiem – psychologiczne niuanse uwodzenia.
Pamiętaj, że zawracanie głowy służy wielkiej sprawie miłości. Tylko nigdy przy tym nie wiadomo, kto zawraca, kto ma głowę oraz czyja głowa jest zawracana – stwierdził lapidarnie malarz, poeta i dziennikarz Henryk Horosz. Romantyczne początki związku często przypominają nocną jazdę samochodem po pijanemu, bez włączonych świateł. Co najciekawsze, otoczka ciemności we flircie kojarzy się zazwyczaj ze świetną zabawą, podobnie jak alkoholowy rausz. Sztuka uwodzenia w zachodniej kulturze jest niezwykle cenioną umiejętnością. Umożliwia nie tylko zdobycie stałego partnera, ale też uprzyjemnia zawarcie nowej znajomości oraz podnosi samoocenę. Fascynujące, jak wyrafinowane w porównaniu z zalotami zwierząt bywają romantyczne podchody człowieka. Co dokładnie sprawia, że sytuacja kontaktu dwojga ludzi zasługuje na miano flirtu? Wyniki najnowszych badań psychologicznych wraz z danymi gromadzonymi w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat rzucają nowe światło na to ekscytujące zjawisko.
Zwierzęce początki
W jednej z reklam dezodorantu seksowna, skąpo ubrana kobieta biegnie przez puszczę w instynktownym szale. Widz nie wie, dokąd ona zmierza. Po chwili pojawiają się kolejne smukłe, ponętne ciała, biegnące w tym samym kierunku. W kulminacyjnym momencie reklamy ze wszystkich stron zbiega się tłum kobiet. Każda z nich ma w oczach niesamowite pożądanie. Po 40 sekundach zwierzęcego pędu rzucają się na uradowanego mężczyznę spryskującego się promowanym dezodorantem.
Twórcy reklam bardzo często starają się przekonać konsumentów, że ich produkty to afrodyzjaki. W tym wypadku wydaje się to całkiem sensowne. Zapach jest bowiem jednym z najbardziej pierwotnych sygnałów atrakcyjności potencjalnego partnera. Często nie zdając sobie z tego sprawy, dokonujemy wyboru towarzysza flirtu na podstawie powonienia. Innym równie istotnym wskaźnikiem atrakcyjności, według badań Randy’ego Thornhilla i Stevena Gangestada, jest symetria ciała. W swoim eksperymencie zebrali oni zapachy 42 mężczyzn z koszulek, w których panowie ci spali przez dwie noce. Następnie sprawdzili symetryczność m.in. stóp, nadgarstków i twarzy tych mężczyzn. W kolejnej fazie eksperymentu 28 kobiet będących w fazie owulacji poproszono o uszeregowanie zebranych zapachów pod kątem ich atrakcyjności. Okazało się, że najbardziej lubiły one woń mężczyzn o wysokim wskaźniku symetrii ciała. Z faktu, że oceniające kobiety były w stanie najwyższej płodności, jasno wynika, jak istotną ewolucyjnie rolę odgrywają mierzone
wskaźniki atrakcyjności.
Cechy fizyczne są szczególnie gloryfikowane przez mężczyzn. Panowie koncentrują się przede wszystkim na młodym wyglądzie potencjalnej partnerki. Atrakcyjność kobiety w oczach mężczyzn jest stosunkowo wyższa, gdy stosunek jej talii do obwodu bioder osiąga proporcję 0,7. Inną pozytywną cechą jest także zdrowa skóra, o czystym, świeżym wyglądzie. Obydwa wskaźniki, zdaniem psychologów, sygnalizują mężczyźnie, że z tą kobietą ma szansę na zdrowe i silne potomstwo. Dlatego nie powinny dziwić wyniki badań Davida Bussa, mówiące o tym, że to mężczyźni częściej zakochują się „od pierwszego wejrzenia” aniżeli kobiety. Panie oceniają atrakcyjność mężczyzn bardziej praktycznie. Zwracają uwagę głównie na sygnały świadczące o wysokim statusie społecznym lub potencjalnej dostępności do bogatych zasobów materialnych. Przyciągają je również ambicja, hojność i dojrzałość emocjonalna potencjalnego partnera. Pod tym kątem mężczyźnie niewątpliwie łatwiej dopracowywać autoprezentacyjne sztuczki.
Instynktownie wychwytywane sygnały atrakcyjności zachęcają do nawiązania kontaktu. Kolejne kroki, jakie podejmuje się wobec atrakcyjnej osoby, zależą już jednak od świadomych decyzji. Każdy z nas odpowiada w pełni za reakcje na subtelne zaczepki oczarowanej nim/nią osoby. Wraz z rozpoczęciem flirtu uruchamiamy cały korowód psychologicznych niuansów.
Popatrz na mnie, pokaż mi siebie
W amerykańskim serialu komediowym „Przyjaciele” jeden z głównych bohaterów, przystojny i pewny siebie Joey, nie kryje, że dla niego podstawowym celem flirtu jest zaciągnięcie kobiety do łóżka. Co ciekawe, jedyną metodą podrywu, jaką stosuje, jest zniewalające spojrzenie w kierunku atrakcyjnej kobiety i powiedzenie z szelmowskim uśmiechem banalnego How you doin’? (Jak się masz?). Tym samym stara się wywrzeć wrażenie na podrywanych przez siebie kobietach. Na podstawie ich reakcji na tę zaczepkę przewiduje, czy flirt zakończy się w łóżku, czy też nie. W prawdziwym życiu wywarcie wrażenia jednym zdaniem to bardziej wyjątek niż reguła. Natomiast jedną ze skuteczniejszych metod działania jest konsekwentne „wkradanie się w cudze łaski”. Chodzi o to, aby zwiększyć własną atrakcyjność w oczach partnera poprzez podwyższenie jego samooceny. W badaniach, które przeprowadziliśmy na przełomie kwietnia i maja 2008 r.*, większość ankietowanych deklarowała, że flirt pozytywnie wpływa na ich poczucie własnej atrakcyjności.
Wydaje się to logiczne, biorąc pod uwagę, jak wieloma komplementami obdarzają się flirtujące pary. Rzecz w tym, że jeśli podwyższysz samoocenę drugiej osobie, wówczas w jej oczach ty sam wypadniesz w korzystniejszym świetle. Aby komplementowanie zostało najlepiej odebrane, należy skupić się na chwaleniu cech ważnych dla tej osoby, ale zarazem takich, w których nie czuje się ona mistrzem.
Powiedzenie zawodowemu lekkoatlecie, że ma świetną kondycję fizyczną, nie będzie zapewne windujące dla jego samooceny. Ale już komplementowanie stereotypowo postrzeganej przez otoczenie księgowej za poczucie humoru powinno przynieść zadowalający rezultat. Czujność osoby wobec manipulacji skutecznie można uśpić wytknięciem jej jakiejś wady w mało istotnej dla niej sferze – najlepiej w formie żartu. Taki styl wkradania się w cudze łaski, w połączeniu z nienaganną autoprezentacją oraz „nadawaniem na tych samych falach”, sprawia, że łatwiej zyskać przychylność tej drugiej osoby.
Zagrywki z górnej półki
Psychologowie William Walster i Philip Lambert przeprowadzili w latach 70. nieprzyzwoity eksperyment. Sprawdzili, czy prostytutka udająca trudną do zdobycia dla mężczyzn będzie w ich oczach bardziej atrakcyjna. Niestety wyniki nie spełniły oczekiwań badaczy. Nie dość, że kobieta mniej podobała się swoim klientom, to na dodatek przychodzili do niej zdecydowanie rzadziej.
Tak więc mit atrakcyjności dziewczyny trudnej do zdobycia został zachwiany. Badacze zaplanowali jednak kolejny eksperyment, tym razem na typowych amerykańskich studentach. Polegał na kształtowaniu u osoby badanej pierwszego wrażenia o potencjalnym partnerze na podstawie uzyskanych opisów. Wyniki wskrzesiły mit „trudnej do zdobycia”, ukazując zarazem jego ciekawą subtelność. Rzecz w tym, że jeśli kobieta pozowała na niedostępną dla wszystkich mężczyzn, wówczas ich oceny atrakcyjności były zbliżone do tych z eksperymentu z prostytutką. Mało atrakcyjne w oczach mężczyzn były także dziewczyny wydające się łatwo dostępne dla wszystkich. Natomiast panie udające trudne do zdobycia dla każdego, z wyjątkiem osoby, która była celem ich uwodzicielskich starań, stawały się najbardziej wartościowymi obiektami westchnień. Poprzez wybiórczą aurę niedostępności zyskiwały bowiem przychylność wyłowionego z tłumu adoratora.
Trudniej zarekomendować konkretną technikę przydatną we flircie mężczyznom. Specyficzne wychowanie kobiet w naszej kulturze sprawia, że są one bardziej elastyczne emocjonalnie, a tym samym czujniejsze na manipulacyjne zagrywki. Niewątpliwie jednak sprawdza się wobec nich uniwersalna reguła wzajemności. Zgodnie z nią, czujemy silną potrzebę rewanżowania się za otrzymane dobro. Według potocznego przekonania, to właśnie mężczyzna powinien wykonać pierwszy krok prowadzący flirt na wyższy poziom relacji. Zaprasza ją do kina, teatru lub restauracji. Może zafundować także bardzo oryginalną randkę, np. piknik pod kamiennym kręgiem Stonehenge. Sposób, w jaki kobieta będzie chciała się odwdzięczyć, zależy od wartości gestu i tego, na ile pobudzi jej pozytywne uczucia. Tego typu strategie działają podczas flirtu z jednej prostej przyczyny. Umysł osoby wpadającej w wir zauroczenia nie działa do końca sprawnie. Psycholog Douglas Kenrick stwierdził wręcz, że miłość jest jedynie „zbiorem wykształconych ewolucyjnie błędów
decyzyjnych”. Według niego stanowią one siłę poruszającą w każdym związku opartym na romantycznym uczuciu. Przykładem jest choćby specyficzny sposób działania naszej uwagi. Dajmy na to mężczyźni skupiają się przede wszystkim na fizycznej atrakcyjności kobiet, dlatego są mniej krytyczni wobec cech osobowych obiektu pożądania. Z kolei uwaga kobiet koncentruje się na statusie społeczno-ekonomicznym mężczyzny, marginalizując jego fizyczną atrakcyjność.
Większość miłosnych związków lub ich zalążki zaczynają istnieć dzięki przepływowi silnych emocji między obydwiema osobami. Jest to „krwiobieg” rodzącej się namiętności, który aby dobrze funkcjonował, musi zachować odpowiednią temperaturę. Podtrzymuje ją wzajemność przeżywania afektu. Dlatego bardzo ważne z perspektywy profesjonalnego zalotnika jest odpowiadanie szczerymi uczuciami i gestami na działania drugiej osoby. Jeśli dziewczyna podczas pierwszej randki opowiada o swojej pracy z entuzjazmem, to elementem flirtu powinno być wczucie się jej sytuację i reagowanie adekwatnymi emocjami. Ważne, aby odzwierciedlać ich barwy i temperaturę, dzięki czemu druga osoba będzie czuła się w naszym towarzystwie bardziej komfortowo. Należy jednak mieć na względzie, że budując z drugą osobą relację opartą na tak silnej zależności emocjonalnej, wykraczamy już poza placyk beztroskiej zabawy. W przypadku obu płci osoba wrażliwa na okazaną jej czułość może łatwo wpaść w sidła bezwarunkowej miłości. W tym kontekście narzuca
się istotna kwestia – jaki jest właściwie główny cel flirtu? W naszych badaniach okazało się, że dla połowy ankietowanych flirt jest rozrywką samą w sobie. W przypadku kobiet zaś dla zabawy flirtuje zdecydowana większość. Obydwie płcie stwierdzają także dobitnie, że uwodzicielska gra umożliwiła lub umożliwi im w przyszłości zdobycie atrakcyjnego partnera.
Grzeszki z klasą
W życiu społecznym kwestie namiętności i pożądania omawiane są najczęściej w oderwaniu od całej palety procesów psychologicznych. Na półkach księgarń można znaleźć mnóstwo podręczników uwodzenia łudzących perspektywą łatwego podrywu. Funkcjonują nawet specjalne szkoły, w których flirtu uczą rzekomi mistrzowie-praktycy dziedziny. Ideom tego typu patronuje bardzo często zasada mówiąca, że najlepiej można zarobić na ludzkim pożądaniu. Niewątpliwie pragnienie seksu jest ewolucyjnym gruntem flirtu, duchem poruszającym biologiczny rozwój ludzkości. Przy tym sposób, w jaki korzystamy w uwodzicielskich grach z pamięci, inteligencji, języka, emocji oraz innych instrumentów psychiki, odgrywa niebagatelną rolę. Odzwierciedla on poziom naszych kompetencji interpersonalnych i odpowiednio szlifowany kształtuje osobowość. Należy doskonalić sztukę uwodzenia, bo wiele subtelnych osobliwości wikła się w zaloty dwojga osób przeciwnej płci. Ucząc się ich, zyskujemy mocne karty w grze zwanej flirtem. Dla wspólnego dobra warto
jednak przyjąć zasadę, że w tej grze powinny zawsze wygrywać obydwie osoby.
Współpraca naukowa: Aleksandra Kostur, Rafał Ledwoń
- Badania zostały zrealizowane w ramach współpracy Aleksandry Kostur, Rafała Ledwonia, Łukasza Mytnika oraz Aleksandry Zapaśnik ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, pod kierunkiem dr Agaty Gąsiorowskiej.