Jaka matka, taka córka. Lidia bezskutecznie zarzekała się, że inaczej wychowa dzieci
- Zapętliłam się. Zgotowałam im dokładnie taki sam los, jak kiedyś mi zgotowali moi rodzice - mówi Lidia, która przez całe swoje dzieciństwo powtarzała sobie pod nosem: jak dorosnę, nie będę taka. Psycholog wyjaśnia, dlaczego jej się nie udało.
04.03.2019 | aktual.: 04.03.2019 10:54
Lidka ma mieszane uczucia, gdy myśli o swoich rodzicach. Kocha ich, ale jednocześnie kotłuje się w niej mnóstwo niewypowiedzianych pretensji. – Wychowały mnie osoby, które moim zdaniem są najgorszym połączeniem rodziców. Matka - zawsze elegancka pani doktor z wielkim ego. Ojciec - nieustępliwy sędzia – mówi 39-letnia Lidia mieszkająca w Konstancinie pod Warszawą. - Od małego czułam presję. Nie mogłam być kimś zwyczajnym. Nie mogłam mieć słabych ocen ani uwag z zachowania w dzienniku – przyznaje.
Lidka jest jedynaczką, dlatego rodzice całą swoją atencję kierowali tylko na nią. - Już jako 12-latka chodziłam na wszystkie możliwe kółka oraz korepetycje. Zapisali mnie, chociaż wcale nie miałam na to ochoty. To był koszmar – mówi.
Dziewczyna była notorycznie przemęczona nauką, ale jednocześnie nie protestowała, gdy rodzice np. sugerowali jej, żeby poświęciła kolejną godzinę na powtórzenie materiału przed sprawdzianem. – Wpoili mi, że to byłby wstyd dla całej rodziny, gdybym nie przynosiła dobrych ocen ze szkoły. Tłumaczyli, że czeka mnie wielka kariera zawodowa, bo jestem bardzo zdolna – opowiada.
Posłuszna Lidka uczyła się pilnie przez całą szkołę podstawową. Nie protestowała nawet wtedy, gdy rodzice oznajmili jej, kim powinna zostać w przyszłości. – W drugiej liceum zapytali, co wybieram: prawo czy medycynę – mówi Lidia.
Finalnie padło na opcję numer dwa, chociaż Lidka nie miała ochoty na żadną z nich. – Nie czułam w sobie powołania do bycia lekarzem, ale matka wmawiała mi, że ten zawód jest wielkim wyróżnieniem dla każdej kobiety – wspomina Lidia, która obecnie pracuje jako pediatra w prywatnej klinice. – Nie mówię, że źle się stało, bo dobrze zarabiam i ten fach bardzo przydaje się, gdy się małe dzieci w domu. Jednak wiem, że to nie był mój wybór. – dodaje.
Jaka matka, taka córka
Tuż po studiach kobieta wyszła za mąż i urodziła trójkę dzieci – Julkę, Arka i Maćka. Decyzja o szybkim założeniu rodziny nie była przypadkowa. W ten sposób kobieta chciała stworzyć coś, czego jej brakowało w dzieciństwie – szczęśliwy i ciepły dom. Jednak plan nie do końca wypalił.
Pociechy Lidki chodzą do szkoły podstawowej i jeszcze rok temu były kalką swojej matki. – Zapisałam je na wszystkie możliwe zajęcia, tłumacząc im, że dzięki temu odkryją to, co ich interesuje i tym samym wybiorą dla siebie zawód, który będzie jednocześnie ich pasją – opowiada.
Gdy któreś z nich chciało zrezygnować z dodatkowych lekcji, matka kategorycznie odmawiała. – Mówiłam im, że szkoda pieniędzy, które zainwestowaliśmy w z góry opłacone zajęcia. Poza tym starałam się kierować podręcznikową zasadą: nie pozwalaj dzieciom zbyt szybko rezygnować z czegoś, bo to nieedukacyjne – wspomina.
Dzieci były posłuszne Lidii tak, jak kiedyś ona swojej matce. Co prawda stały się bardziej podenerwowane i naburmuszone, ale kobieta nie przywiązywała do tego większej uwagi. Tłumaczyła sobie, że w końcu jakiś przejaw młodzieńczego buntu musiał pojawić się i u nich.
Jedynie ich ojciec dostrzegł, gdzie leży problem. – Bez mojej wiedzy wypisał dzieciaki z wszystkich kółek. Zostawił im tylko korepetycje z matematyki – mówi Lidia. – W pierwszej chwili byłam wściekła i pamiętam, że nazwałam go niedouczonym głupkiem, który w ogóle nie przejmuje się przyszłością naszych dzieci – dopowiada.
Jednak, gdy pociechy Lidii stały się bardziej pogodne i wesołe, kobieta zrozumiała swój błąd. – Zapętliłam się. Zgotowałam im dokładnie taki sam los, jak kiedyś mi zgotowali moi rodzice. Nie rozumiem, jak mogłam powielić ich błędy, przecież przez całą swoją młodość dusiłam w sobie pretensje do nich i powtarzałam, że ja nigdy tak nie stłamszę swoich dzieci – przyznaje kobieta.
Proponować, ale nie sterować
Psycholog dziecięcy uważa, że jeśli nasi rodzice popełniali błędy wychowawcze, z których my, jako dorośli zdajemy sobie sprawę, to mamy dwie drogi wyjścia: z uporem maniaka próbujemy nie powielać schematów lub obiecujemy to sobie, lecz gdy przychodzi co do czego, to zachowujemy się dokładnie tak samo. – Wzorce z dzieciństwa automatyzują się w naszych głowach i niezwykle ciężko jest ich nie powielać. Zachowujemy się tak samo, bo nie znamy alternatywy – wyjaśnia Katarzyna Kucewicz.
Zdaniem eksperta rodzice nigdy nie powinni wybierać dziecku ścieżki rozwoju zawodowego. – Wypychanie na konkretne studia to absolutna katastrofa. Rodzice często tak robią, bo uważają, że lepiej wiedzą co będzie dla niego dobre. Tymczasem to najgorsze, co można mu zafundować – uważa Kucewicz. – Nazwałabym to wręcz upośledzaniem dziecka, bo młody człowiek uczy się, że nie potrafi samodzielnie sobą zarządzać – dodaje.
Wyręczanie dziecka na etapie dojrzewania niesie za sobą poważne konsekwencje w przyszłości. – Zaniży się jego poczucie własnej wartości, nie będzie miało odwagi np. prosić o awans czy podejmować decyzji w kluczowych momentach - wyjaśnia Kucewicz. – Rodzice mogą delikatnie proponować dziecku rozwiązania, ale absolutnie nie mają prawa narzucać swojej wizji ich życia – zaznacza.
Dostrzeżenie, czy dziecko rzeczywiście nie jest zainteresowane proponowanymi mu zajęciami dodatkowymi, jest trudne, dlatego psycholog radzi, żeby przed ewentualnym wypisaniem zapytać o radę nauczyciela prowadzącego. – On najlepiej wie, czy zniechęcenie wynika np. z przemęczenia, czy dziecko po prostu nie ma predyspozycji w danym kierunku i trzeba mu odpuścić – tłumaczy Katarzyna Kucewicz.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl