Jarzębina - jesienna dawka witaminy C
„Już jesień” – mówiło się w moim domu, gdy na drzewie pojawiały się przepiękne owoce jarzębiny. Przerażało mnie to stwierdzenie, bo jarzębina czerwieniła się w połowie sierpnia, a ja nie chciałem, by lato się szybko kończyło. Lato to wakacje, a jesień to szkoła. Teraz mam podobne drzewo pod oknem. Krwistoczerwone kiście, niezmiennie od kilku lat, przypominają mi, że należy szykować się do zimy.
01.11.2010 | aktual.: 02.11.2010 08:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
„Już jesień” – mówiło się w moim domu, gdy na drzewie pojawiały się przepiękne owoce jarzębiny. Przerażało mnie to stwierdzenie, bo jarzębina czerwieniła się w połowie sierpnia, a ja nie chciałem, by lato się szybko kończyło. Lato to wakacje, a jesień to szkoła. Teraz mam podobne drzewo pod oknem. Krwistoczerwone kiście niezmiennie od kilku lat przypominają mi, że należy szykować się do zimy.
Kiedyś uważałem, że jarzębina jest kompletnie bezużyteczna. Nie można było jej jeść prosto z drzewa. Jedynie ptaki z niej korzystały. Któraś z moich ciotek robiła z jarzębinowych owoców wymyślne naszyjniki. Zbieraliśmy czerwone kuleczki, a ciocia nawlekała je na nitkę i pokrywała jakimś dziwnym lakierem. Niestety taka biżuteria nie zachowywała długo świeżości. Owocki robiły się ciemne i pomarszczone, w końcu korale i bransolety lądowały w koszu na śmieci. Gałęzie jarzębiny wraz z owocami nadawały się także świetnie do wszelkich kwiatowych kompozycji. Przemieszane z astrami czy chryzantemami prezentowały się bardzo elegancko.
Jarzębina osładzała też moje dzieciństwo. W czasach komuny, gdy o coca-coli można było jedynie pomarzyć, wielkim wzięciem cieszył się produkowany przez Herbapol syrop „Sorbovit”. Owa ciemna i słodka ciecz była wytwarzana właśnie z jarzębiny. W połączeniu z gazowaną wodą mineralną wyglądała jak cola, choć smakowała zupełnie inaczej. Przy okazji należy dodać, że w tamtych czasach można było – oprócz Sorbovitu – popijać także Rosavit, czyli syrop z owoców dzikiej róży, oraz Aronivit , czyli syrop z aronii.
Dopiero kilka lat temu radykalnie zmieniłem zdanie na temat jarzębiny. Podczas proszonego obiadu do drobiu podano zimny sos o lekko ceglastej barwie. Myślałem, że to żurawiny z gruszkami, albo borówki z dodatkiem słodkiej śmietanki. Nic bardziej mylnego! Okazało się, że to właśnie rodzaj słodko – gorzkiej konfitury jarzębinowej z dodatkiem jabłek. Smak nie był wybitny, ale w zestawieniu z indykiem dobrze wypadał. Delikatne mięso nabierało w tym zestawieniu wyrazistości, a słodycz sosu nie narzucała się tak mocno jak w przypadku innych owoców. Powoli odkrywałem kolejne zastosowanie czerwonych owoców.
Pamiętać trzeba o jednym: surowe owoce jarzębiny mogą nas lekko struć. Zawierają bowiem kwas parasorbinowy, który wywołuje nudności, biegunkę, wymioty i bóle brzucha. Kwas jednak znika pod wpływem temperatury. Dlatego też wykorzystywać można jedynie owoce jarzębiny lekko sparzone, lub takie, które delikatnie przemarzły. Do spożycia nadaje się także jarzębina suszona w temperaturze powyżej 40 stopni. Wówczas owoce tracą trujące właściwości. Zyskują za to same pozytywne cechy!
Przede wszystkim w takiej jarzębinie występuje ogromna ilość witaminy C, stąd podobno cudowne działanie naparu jarzębinowego w walce z przeziębieniem. Ponadto napar działa również jako lek moczopędny, oraz zwalcza zaburzenia przewodu pokarmowego, schorzenia wątroby i nieżyt żołądka. Wyciąg z jarzębiny pomaga również przy żylakach. Stąd jarzębina znajduje się w składzie wielu leczniczych maści sprzedawanych bez recepty.
Stare książki kucharskie podają głównie przepisy na jarzębinową konfiturę, która „bardzo jest używaną jak szczególniej na kaszel pomocną”. W tym wypadku dobra jest tak konfitura mokra, jak i sucha. Ta druga podobno bardzo rozpowszechniona była na polskich kresach, szczególnie w Kijowie. Tam „herbata z jarzębiną” stanowiła podstawę zimowego podwieczorku.
Oprócz rozlicznych konfitur z jarzębiny wyrabiało się także wyborne nalewki i likiery. Najprostszy przepis na taki leczniczy trunek podaje „Kucharz Warszawski” z początku XX wieku . Radzi, by „przemarzłe nieco jagody podpiec trochę na blasze, nalać dobrą wódką i postawić na słońcu na parę tygodni. Gdy naciągnie, zlać z jagód i używać niezaprawioną cukrem”. Taka wódeczka zapewne niejednego delikwenta wyciągnęła z ciężkiego przeziębienia.
POLECAMY: * KOMU GROZI JESIENNA DEPRESJA?*