"Jeden post potrafi zniszczyć życie", czyli polski hejt powszechny
12.03.2023 06:00, aktual.: 12.07.2024 22:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W życiu otrzymały tyle hejterskich wiadomości, że już dawno przestały je liczyć. W rozmowie z Wirtualną Polską Agnieszka Hyży, Agnieszka Pomaska i Magdalena Stępień mówią o swoim trudnym doświadczeniu z hejtem, za które płacą wysoką cenę.
"W twoim biurze poselskim na ul. Grunwaldzkiej umieściłem ładunek wybuchowy skonstruowany z nadtlenku acetonu oraz zapalnika elektronicznego sterowanego Arduino. Detonacja nastąpi po południu w poniedziałek. Zginiesz k**** je**** w największych cierpieniach. Będę delektował się zapachem twoich zwęglonych zwłok, które później zgwałcę".
"Agnieszko Pomaska, zamorduję cię k****, Rozj**** Ci łeb siekierą. Wiem, gdzie mieszkasz i obserwuję Twoją drogę do domu. Dlatego to tylko kwestia czasu i rozk***** Ci łeb. Sz****** imię naszego miasta Gdańska. Gdańsk był, jest i będzie polskim miastem, ty je**** k****! Ty jesteś je**na podpaska, jak zwozisz tu Ukraińców, dlatego rozj**** Ci łeb i odbyt i zwieracze. Zamorduję Cię brutalnie. Zostałaś skazana na śmierć. Wyrok wydano w imieniu Polski Podziemnej".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To tylko kilka przykładów hejterskich wiadomości, jakie otrzymała posłanka Koalicji Obywatelskiej, Agnieszka Pomaska – polityczka, która od lat walczy z hejtem, wygrywając kolejne procesy. Jak mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, hejterskie wiadomości otrzymywała głównie od mężczyzn w różnym wieku i z różnym wykształceniem.
***
"Jesteś sz*atą. Odebrałaś Ojca biednym dzieciom, ich matka została sama, a Ty lansujesz się i szczerzysz. Karma cię dopadnie. Może choroba? Może też Cię rzuci?"
"Ona powinna bać się chodzić nocą po ulicy... Może ktoś w bramie będzie czekał, by wymierzyć karę? Jak może, to niech wyjedzie na bezludną wyspę, bo tu jej nikt nie chce. Won!"
"Masz albo będziesz miała krew na rękach. Zaprowadzić córkę na szczepienie? Dzieciobójczyni" (po opublikowaniu informacji o zaszczepieniu córki przeciw COVID-19)
"Przecież ona sypia z połową kolesi w telewizji. Męża śpiewaka wyrwała i myśli, że jest ważna. Śmiech na sali. Tępa i pusta lala"
To niewielki procent wiadomości, jakie otrzymała Agnieszka Hyży - dziennikarka, prezenterka, ale także matka, żona i córka. Od kogo? Różnie. Od mężczyzn i kobiet.
***
Jak z kolei przyznała w rozmowie z Wirtualną Polską modelka Magdalena Stępień - w pewnym momencie przestała czytać tego typu wiadomości i automatycznie je usuwa, gdy już na początku tekstu zauważy niecenzuralne słowo.
- One najczęściej pochodzą z anonimowych kont. Ludzie piszą, że jestem złodziejką, mam oddać pieniądze, przestać lansować się na śmierci dziecka, czyli takie dobijające i niszczące słowa, które po prostu bolą, gdy czasem człowiek odczyta coś takiego przez przypadek - mówi.
"Hejt na zamówienie"
Agnieszka Pomaska przyznała, że początkowo tego typu wiadomości były dla niej szokiem, jednak obecnie wie, z czego wynikają.
- To się zaczęło w okolicach 2016 roku, więc nie mam wątpliwości, że jest związane z obecną władzą oraz intensywną działalnością telewizji publicznej. Zwykle hejt pojawiał się po kolejnym przedstawiającym mnie w negatywnym świetle materiale w "Wiadomościach" czy TVP Info. Czasem było to bezpośrednie nawiązanie do słów padających na antenie Telewizji Polskiej, więc był to dla mnie hejt na zamówienie, za publiczne pieniądze - mówi posłanka KO.
"Jeden post potrafi zniszczyć życie"
Najpierw hejt wylewał się pod artykułami prasowymi, później - jak mówi nam Agnieszka Hyży - wraz z rozwojem mediów społecznościowych, dystans się skracał, a hejterzy zyskali dodatkowe narzędzie.
- Niestety, przez lata media dały przyzwolenie i narzędzia do hejtu, a teraz zbieramy tego żniwa. Szokujące nagłówki nieadekwatne do treści, narracja artykułów prowadzona tak, by dosłownie nie dało się lubić opisywanej osoby. Sama, czytając teksty o sobie, łapałam się na tym, że w życiu nie polubiłabym kogoś takiego, choć wiedziałam, że były tam zdania wyrwane z kontekstu, celowe niedopowiedzenia czy przekształcenia. A to pociąga za sobą ten szlam, który ludzie na siebie wylewają, i życząc komuś choroby czy śmierci, przekraczają wszelkie granice – przyznaje Agnieszka Hyży.
Dodaje, że niestety często nawet osoby występujące pod imieniem i nazwiskiem nie ponoszą odpowiedzialności za swoje słowa, a co dopiero anonimowi hejterzy.
- Jeden post potrafi człowiekowi zniszczyć życie. Przeszliśmy to z moją rodziną i dlatego nie ma mojej zgody, aby konsekwencje ponosiły ofiary, a nie sprawcy. Sytuacje konfliktowe się zdarzają, ale można je rozwiązywać w miejscach do tego przeznaczonych, jak sądy, mediatorzy czy gabinety psychologiczne - mówi.
Trudne emocje i obawy o rodzinę
Agnieszka Hyży przyznaje, że obawia się momentu, gdy jej dzieci sięgną do materiałów uderzających w jej rodzinę, bo doskonale wie, jakie emocje targają człowiekiem czytającym tego typu wiadomości.
- Czuje rozgoryczenie, smutek, upokorzenie. Ja, podobnie jak wiele osób, długo udawałam, że nie czytam takich opinii, nie przejmuję się nimi. Wmawiałam sobie, że liczy się tylko zdanie najbliższych na mój temat. Ale to nieprawda. Nie ma możliwości, aby takie słowa na człowieka nie zadziałały. Gdy przyjmiesz sto takich ciosów, siniaki zostają i nigdy nie będziesz w stanie ich wyleczyć - mówi.
Dziennikarka przyznaje, że miała w swoim życiu sytuację kryzysową. - Doszłam do takiego momentu, gdy wydawało mi się, że wszyscy ludzie źle o mnie myślą. Szłam do sklepu i miałam wrażenie, że każdy się na mnie patrzy. Poznając nowych ludzi, nieświadomie zaczynałam się tłumaczyć, badając, czy te osoby czytały coś na mój temat i z zasady nastawiając się, że myślą o mnie źle. To jest sytuacja, której nie życzę nikomu, bo nikt na coś takiego nie zasługuje – podkreśla.
Rodzina założyła jej filtry w telefonie, dzięki którym nie widzi już informacji na swój temat, co - jak przyznała - pozytywnie wpłynęło na jej zdrowie. Teraz zdarza jej się reagować głównie wtedy, gdy ktoś atakuje jej dzieci.
- Jeśli dorosły człowiek, jak ja - mam wykształcenie, ułożone życie, skończyłam studia socjologiczne, więc jestem w stanie wiele rzeczy sobie wytłumaczyć - a mimo tego, hejt doprowadził mnie do terapii i sięgnięcia po leki, to co się dzieje z dzieckiem, które dopiero kształtuje poczucie własnej wartości? - mówi.
Przekraczanie granic
Magdalena Stępień przyznaje, że do dziś nie rozumie, czym kierują się ludzie wysyłający tego typu wiadomości. - Osoby publiczne niestety są wystawiane na straszny lincz. Ludziom się wydaje, że skoro zdecydowaliśmy się na takie życie, to można nas bezkarnie obrażać - mówi.
- Początkowo nawet hejterów starałam się zrozumieć, tłumaczyłam sobie, że może mają jakieś frustracje. Jednak od tego są lekarze i może trzeba poprosić o pomoc, a nie wylewać jad na drugiego człowieka, bo nie wiemy, co w danym momencie przeżywa i do jakiej tragedii mogą doprowadzić nasze słowa - podkreśla Stępień.
O przekraczaniu granic w stosunku do osób publicznych mówi także Agnieszka Pomaska. - Pierwsza sprawa, którą wygrałam w 2016 roku przed sądem w Gryfnie dotyczyła pana zatrudnionego w spółce skarbu państwa. Wypisywał do mnie późnym wieczorem i miał takie poczucie bezkarności, że skoro jestem osobą publiczną, to on może tak robić.
Wszechobecność hejtu i konieczność kar
Magdalena Stępień braku hamulców w obrażaniu innych upatruje w tym, że hejterzy czują się bezkarni. - Mam nadzieję, że do zmiany tego stanu rzeczy przyczynią się kroki prawne, które sama planuję w najbliższym czasie podjąć - zdradza swoje plany.
Na aspekty związane z koniecznością skuteczniejszej walki z hejtem zwraca też uwagę Agnieszka Hyży. Jej zdaniem, nic się nie zmieni, jeśli ludzie nie mają świadomości, że za publiczne kłamstwa mogą ponieść karę.
- Może gdyby to wszystko sprawnie działało, ktoś dwa razy zastanowiłby się, czy faktycznie chce rzucać kamieniem z głupiej potrzeby obrażenia czy wyżycia się. Niestety, w wielu przypadkach, czego sama doświadczyłam, choć żyjemy w czasach ogromnej inwigilacji czy programów typu Pegasus, w przypadku trolli i hejterów służby rozkładają ręce, sprawy są umarzane, a nawet można usłyszeć, że póki nikt nie umarł, to tej sprawy nie ma – dodaje.
Niska skuteczność działań odpowiednich służb
W podobnym tonie wypowiada się też Agnieszka Pomaska. Zdaniem posłanki - wszechobecność hejtu nie jest jednak związana z brakiem narzędzi do ścigania takich przypadków czy niską karą, a z wydolnością prokuratury, sądów i służb. Sama ma bowiem na swoim koncie wygrane procesy z hejterami.
- Same kary są dotkliwe, ponieważ, jeśli hejter zostanie zidentyfikowany, rano puka do niego policja, zabezpiecza wszystkie sprzęty i na podstawie tego, co tam znajdzie, tworzy akt oskarżenia. Kolejnym elementem jest rozprawa kończąca się wyrokiem karnym, który zostaje w papierach i często wpływa na utratę pracy czy inne problemy życiowe. Nie mam wątpliwości, że już to dla niespodziewających się tego hejterów jest odczuwalne - mówi posłanka.
Zdaniem Pomaski - wpływ na zwiększoną ilość hejtu mają też inne rzeczy:
- Przykład i przyzwolenie dają też sami politycy. Jeśli minister Czarnek prowadzi nagonkę na osoby ze społeczności LGBT, to trudno, żeby jego zwolennicy nie powielali takiej narracji - mówi.
- Wreszcie mamy telewizję, która ma ogromną moc. A ta nazywana publiczną ma jeszcze większą i zamiast patrzyć władzy na ręce albo skupić się na przekazywaniu suchych faktów, zajmuje się kreowaniem hejtu, szczując nie tylko na polityków opozycji, ale i wszystkich tych, którzy się z władzą nie zgadzają - podsumowuje posłanka.
Joanna Bercal, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zobacz także
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl