Jego córka wyznała prawdę. "Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem"
- U nas w domu się nie przelewało nigdy. Moi rodzice pracowali tylko w teatrze. Wtedy się zarabiało beznadziejne pieniądze w teatrze - wyznała Katarzyna Zbrojewicz. Córka Mirosława Zbrojewicza opowiedziała też o tym, jak pracuje się ze sławnym ojcem.
Mirosław Zbrojewicz zazwyczaj wciela się w postacie spod ciemnej gwiazdy. Znany jest m.in. z ról takich jak: "Bolek" z "Psów" Pasikowskiego czy "Grucha" z "Chłopaki nie płaczą".
Prywatnie jest mężem i ojcem trojga dorosłych dzieci: dwóch synów (pierwszy pochodzi z poprzedniego związku aktora) i córki Katarzyny. Mimo że nie została ona aktorką jak jej tata, jest blisko związana ze artystycznym światem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Została menadżerką ojca i prowadzi agencję aktorską. To właśnie tam poznała swojego obecnego męża, gruzińskiego aktora od lat mieszkającego w Polsce, Otara Saralidze, znanego m.in. z hitu "365 dni". Co ciekawe, jej ojciec znał go już wcześniej, bo pracował z nim przed laty na deskach krakowskiego Teatru STU.
Córka Mirosława Zbrojewicza jest agentką ojca
Choć 30 lat wierny był jednej agencji, w końcu zdecydował się powierzyć swojej córce swój zawodowy los.
- Tato był pierwszą osobą, która zdecydowała się mi zaufać. Trochę nie miał wyjścia, bo to była rzecz naturalna (śmiech) - wyznała Katarzyna Zbrojewicz w rozmowie z Aleksandrą Czajkowską z cozatydzien.tvn.pl.
Nie jest to jednak łatwa współpraca. - Z ojcem pracuje mi się bardzo dobrze, ale też chyba najtrudniej ze wszystkich. Jeszcze z moim mężem pracuję. Więc to są takie dwie osoby, z którymi ciężko mi jest, bo przez tę więź rodzinną i to, że ja bym chciała jak najlepiej, no to czasami zdarzają się sytuacje trudne. Zwłaszcza że mój tata jest dużo mniej zorganizowany niż ja. I często dochodzi do różnych nieporozumień, więc ja muszę pilnować wszystkiego, jeżeli chodzi o jego kalendarz, sprawy zawodowe - stwierdziła córka Mirosława Zbrojewicza.
Przyznała, że za dziecka tata często ją rozpieszczał. - Byłam jego oczkiem w głowie. Dał mi to odczuwać bardzo. I zresztą teraz, od wielu lat już, mamy taką bardzo fajną, przyjacielską relację.
W rozmowach z innymi Katarzyna nigdy nie używa sformułowania "tato", ale "Mirosław" lub po prostu "Mirek". - To tak właśnie w takich rozmowach wychodzi, że odkąd pracujemy razem, zaczęłam o nim opowiadać po imieniu - wytłumaczyła dziennikarce.
W domu Zbrojewicza się nie przelewało
Katarzyna Zbrojewicz wyznała, że zanim jej ojciec stał rozpoznawalny, trudno było mu utrzymać rodzinę z aktorskiej pensji.
- U nas w domu się nie przelewało nigdy. Moi rodzice pracowali tylko w teatrze. Wtedy się zarabiało beznadziejne pieniądze w teatrze. Zresztą teraz też to nie są pieniądze, z których można przeżyć, jak się ma dużą rodzinę - mówiła w wywiadzie.
Rodzina zmuszona była do ciągłych przeprowadzek. - Ciągle wynajmowaliśmy jakieś mieszkania. Babcie się nami opiekowały. Zawsze nam brakowało pieniędzy.
Przełomowy okazał się moment, gdy jej ojciec zagrał w "Chłopaki nie płaczą". - Zarobił tam nawet jak na tamte czasy, słabe pieniądze. Ale dla nas to był duży zastrzyk gotówki. A tuż potem pojechał chyba do Szwecji. W każdym razie zagrał w filmie z Robinem Williamsem. I na tym filmie za granicą zarobił tyle pieniędzy, że kupił mi markowe dżinsy. I to było dla mnie coś "wow".
Córka odtwórcy kultowej roli "Gruchy" przyznała jednak, że popularność jej taty przez długie lata wcale nie przekładała się na wysokie zarobki. - Dalej pracował w teatrze i dalej ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Dopiero rzeczywiście od 10-15 lat jest tak, że mamy taki spokój finansowy - podsumowała.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!