Jest taki dom. Pomoc dla powstańców przed pandemią i w nowej rzeczywistości
– Na Nowolipiu jest czasem lepiej niż we własnym domu, bo rodzina jest zabiegana, a tam opiekunowie są zawsze przy nas. Jesteśmy zawsze wysłuchani, możemy liczyć na radę, pomoc i serdeczność – wyznaje Walentyna Słonecka ps. "Wala", łączniczka w Powstaniu Warszawskim, która podobnie jak jej towarzysze broni jest stałą bywalczynią Domu Wsparcia dla Powstańców Warszawskich.
31.07.2020 12:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Chyba właśnie to ciepło i żywe zainteresowanie najbardziej cenią podopieczni DWdPW, który funkcjonuje od 2018 r. na mocy kontraktu między m. st. Warszawa a Stowarzyszeniem Monopol Warszawski, które wygrało przetarg na zorganizowanie Domu Dziennego Wsparcia dla Powstańców Warszawskich, potocznie nazywanego Domem. W ramach projektu zaadaptowano pomieszczenia przy ul. Nowolipie 22 przeznaczone na ten cel przez miasto.
– Wówczas obiekt miał być tymczasowy, zanim powstanie docelowy dom przy ul. Hrubieszowskiej, ale powstańcy polubili tę "prowizorkę" i wygląda na to, że zostaniemy tu dłużej – mówi Janusz Owsiany, varsavianista i prezes Stowarzyszenia Monopol Warszawski. – Jestem związany z Warszawą jako wieloletni przewodnik. Już w studium przewodnickim miałem kontakt z dowódcami powstania – wielkimi ludźmi. Spotkanie z powstańcami jest jak boska infekcja, bo oni zarażają miłością do miasta i do innych ludzi – opowiada.
Dom Wsparcia pełni wiele funkcji, jest miejscem dziennego pobytu, w którym powstańcy mają zapewniony ciepły posiłek, rehabilitacje, konsultacje medyczne, gimnastykę, rozrywkę. Pracownicy i wolontariusze robią wszystko, żeby ich podopieczni jak najdłużej pozostali sprawni i zachowali formę psychiczną. – Chociaż dom oferuje pomoc w różnych wymiarach, to nasi podopieczni wydają się najbardziej spragnieni kontaktu z drugim człowiekiem. Gdy do nas przychodzą, nie zawsze włączają się w dyskusję. Czasem wystarczy im, że usiądą z gazetą i herbatą, posłuchają rozmów innych, że nie są sami. W domu ta sama herbata tak nie smakuje – mówi Magdalena Michalska, koordynator opiekunów w DWdPW.
Spragnieni kontaktu z młodymi
Tu życie toczy się swoim rytmem. Jest czas na rozmowy, gry towarzyskie, troskę o zdrowie. Są też wycieczki, koncerty i spotkania z dziećmi. Te ostatnie mają dla powstańców szczególną wartość. – Powstańcy bardzo potrzebują kontaktu z dziećmi i młodzieżą. Przed pandemią w naszym domu często odbywały się lekcje historii z ich udziałem, jasełka, wspólne ubieranie choinki. Nie brakowało łez wzruszenia, bo nie wszyscy mają rodziny albo kontakt z bliskimi. Gdy przez dłuższy czas nie ma wizyt dzieci, powstańcy się o nie upominają. Młode pokolenie nie zawsze oczekuje tych historii, ale zderzenie z nimi działa bez pudła, bo rozmowa z żywym człowiekiem, który walczył w powstaniu, to zupełnie inna lekcja niż rozdział w podręczniku czy przekaz nauczyciela. Nie ma aplikacji, która dotrze do młodego człowieka tak głęboko jak relacja świadka wydarzeń z lata '44 – mówi Magdalena Michalska.
Pani Walentyna jest tego najlepszym dowodem. Gdy rozmowa schodzi na ten temat, ożywia się: – Mam szczęście do młodych ludzi, bardzo ich lubię i szanuję. W mieszkaniu trzymam w ramce zdjęcie gromadki moich opiekunów, m.in. Tomka, który pisał pracę magisterską o powstaniu warszawskim.
Monopol Warszawski zorganizował w DWdPW cykl kilkudziesięciu pogadanek "Moja Warszawa", w ramach którego każde spotkanie było poświęcone osobistej historii danego powstańca. – Ich opowieść, punkt widzenia jest rodzajem zadośćuczynienia za to, co się stało. Wszyscy są przekonani, że zrobili to, co było trzeba, a znając konsekwencje i czując odpowiedzialność, chcą dziś przekazać swoje uczciwe relacje i oddać miastu sprawiedliwość. Oni postawili na szali życie, a to, że zryw nie przyniósł sukcesu, to zupełnie inna historia – przekonuje Owsiany.
Pomoc w czasie pandemii
Pandemia nie oszczędziła nikogo i niczego. Wpłynęła również na formę opieki nad powstańcami, gdy w marcu zapadła decyzja o tymczasowym zamknięciu DWdPW. Trzeba było przeorganizować system pomocy, aby dotrzeć do powstańców, którzy nagle zostali zamknięci w czterech ścianach. Nagle z 40 osób – bywalców domu – zrobiło się ponad 100 powstańców, którzy się zgłosili po opiekę. Zespół opiekunów stanął przed nie lada wyzwaniem, ale restauracje zamknięte w czasie pandemii włączyły się w przygotowywanie posiłków w weekendy, żołnierze WOT, podchorążowie WAT i funkcjonariusze Straży Granicznej przyszli z pomocą przy dowozie jedzenia i transporcie osób, a Orlen zasponsorował leki. Krajowa Izba Fizjoterapeutów zgodziła się finansować usługi w miejscach zamieszkania powstańców.
Po kilku miesiącach dom ma zostać ponownie otwarty, trzeba przygotować na to podopiecznych. – Pandemia nie wychodzi nam na zdrowie. Nagle zostaliśmy pozbawieni ruchu i towarzystwa – ubolewa Walentyna Słonecka, która mimo kłopotów ze zdrowiem bardzo czeka na powrót do DWdPW i na spotkania z osobami, z którymi się zżyła. Na Nowolipiu po kilkudziesięciu latach spotkała współtowarzyszy broni z pułku "Baszta", który walczył na Sadybie, i nawiązała nowe przyjaźnie.
Trudny powrót
– Teraz gdy trudno o kontakt, dzwonimy do siebie, żartujemy, żalimy się, opowiadamy sobie, co się u nas dzieje. Jak całe społeczeństwo jesteśmy podzieleni, bo mamy różne zapatrywania, ale mimo to lubimy się, jesteśmy zżyci i potrzebni sobie nawzajem – mówi. Wspomina wspólne wyjazdy i czeka na kolejne, choć to dość odległa perspektywa.
Powstańcy nie są jednak do końca na to gotowi. – Podczas naszych ograniczonych kontaktów mówią nam, że tęsknią. Część z nich nie może się doczekać powrotu do codzienności sprzed pandemii. Inni nie są na to gotowi. Nie wszyscy dobrze znosili zamknięcie, niektórzy nie rozumieli ograniczeń i zagrożenia, inni mieli okresy podłamania. Są zagubieni przez e-recepty i telefoniczne konsultacje medyczne. Wszystko, co nowe, ich przeraża. Naszym zadaniem jest pomóc im się odnaleźć w nowej rzeczywistości – mówi Magda Michalska i dodaje: – Wyzwaniem jest dla nas zmotywowanie powstańców, żeby po miesiącach zamknięcia zaczęli wychodzić z domu, co nie jest łatwe fizycznie ani psychicznie.
"Bardzo lubię 1 sierpnia"
Mimo wielu trudności, jakie czekają obie strony, nie ulega wątpliwości, że dla wszystkich dom przy Nowolipiu wiele znaczy. – Dla nas to wielki zaszczyt, że możemy na co dzień towarzyszyć powstańcom, cieszyć się z nimi ich radościami, dzielić ich smutki i rozterki, a zarazem dawać im poczucie bezpieczeństwa, bo po to ten dom został otwarty – mówi koordynatorka opiekunów. Janusz Owsiany też wierzy w sens dzieła, które zainicjował: – Czuję się wybrany, niekiedy do czarnej roboty, ale traktuję ten projekt jako ogromną szansę, żeby zdążyć zrobić coś dobrego dla tych, którzy ryzykowali, żeby to miasto wyglądało tak, jak wygląda. Cieszę się, że dzięki Stowarzyszeniu nie muszę czekać na kolejne klepsydry, ale mogę robić to, co należy, dla tych, których jest coraz mniej.
A sami powstańcy? Czekają na powrót, tak jak na obchody 1 sierpnia, które są dla nich wielkim świętem. – Bardzo lubię ten dzień, cieszę się, gdy opiekunowie wożą nas na śpiewanie piosenek powstańczych i inne uroczystości. Martwię się, że stan zdrowia raczej nie pozwoli mi w tym roku wziąć udziału w obchodach. Powstanie sprawiło, że poczuliśmy się wolni i szczęśliwi. Młodzi ludzie nie czują strachu. Pamiętam wiele sytuacji, w których wykazałam się odwagą czy brawurą, ale to dziś tak o nich myślę. Wtedy to było naturalne. Był rozkaz i trzeba go było wykonać: pobiec pod obstrzałem, narażając życie, pilnować ciężko rannego żołnierza, który zmarł przy mnie. Pamiętam głód. Przez długie lata nie chciałam przywoływać w pamięci tamtych dni, ale już nie odczuwam tych wspomnień jako przykrych. Chcę jak najwięcej przekazać młodym, a oni chcą słuchać, chociaż się powtarzam – śmieje się Walentyna Słonecka.