Gwiazdy"Jestem taka piękna!" – zły film, który podbije serca Polek. Pokazuje, że bardziej niż urody pragniemy pewności siebie

"Jestem taka piękna!" – zły film, który podbije serca Polek. Pokazuje, że bardziej niż urody pragniemy pewności siebie

Kobieta z nadwagą mdleje na siłowni. Po przebudzeniu zamiast swojego odbicia, widzi w lustrze seksbombę. Przekonanie o własnej urodzie daje jej zastrzyk pewności siebie, która przewraca jej życie do góry nogami. To zarys fabuły filmu z Amy Schumer, który wchodzi dziś do polskich kin.

"Jestem taka piękna!" – zły film, który podbije serca Polek. Pokazuje, że bardziej niż urody pragniemy pewności siebie
Źródło zdjęć: © kadr z filmu
Helena Łygas

29.06.2018 | aktual.: 29.06.2018 16:27

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Film "Jestem taka piękna" został zmiażdżony przez krytyków. Zarzucano mu, że mimo etykietki filmu komediowego to produkcja umiarkowanie zabawna, w dodatku o niezbyt jasnym przekazie, który zostawia widza z pytaniem: "co też autor miał na myśli". Podobny los spotkał go na portalu Rotten Tomatoes, którego użytkownicy bez wahania uznali film za "zgniły pomidor".

Jednak jak to zazwyczaj bywa – krytycy piszą, a publiczność wie swoje. A jeśli nie wie - to przynajmniej chce się przekonać na własne oczy. Box office filmu w Stanach bez problemu przeskoczył jego budżet. Swoją cegiełkę dołożą niebawem i polscy widzowie, czy może raczej – widzki – bo to do żeńskiej części widowni skierowano obraz.

Trailer, w którym daleka od okładkowego ideału kobiecego piękna Schumer bierze udział w konkursie miss bikini, a podczas rozmowy kwalifikacyjnej oświadcza: "owszem, mogłabym robić karierę w modelingu, ale to nie dla mnie" już teraz bije rekordy popularności w mediach społecznościowych.

Film, mimo wszystkich niedociągnięć, to wersja opowieści o Kopciuszku na miarę XXI wieku. Kobiety porzuciły szaty kocmołucha na rzecz stroju księżniczki, ale ten strój to wciąż tylko przebieranie się za kogoś, kim się nie jest. Pomimo zadbanego ciała, eleganckich ciuchów i dobrej pracy, żadnymi księżniczkami się nie czujemy. Grana przez Schumer bohaterka zazdrości urody mijanej czasem na siłowni Emily Ratajkowski.

Pewnego dnia spotyka swój ideał płaczący w łazience. Ratajkowski została rzucona przez chłopaka, a kiedy Schumer obsypuje ją komplementami, modelka mówi, że jako chronicznie niepewnej siebie osobie strasznie potrzebuje takich słów.

"Daj spokój" – trochę wścieka się, a trochę dziwi nieatrakcyjna koleżanka, która nie wyobraża sobie, że "ktoś taki" może w ogóle mieć problemy z samooceną. Czy przypadkowi mężczyźni nie usiłują się z nią umówić na ulicy? Czy gros kobiet nie patrzy na nią z mieszaniną zazdrości i podziwu?

Wbrew pozorom opisana scenka rodzajowa to nie czczy wymysł leniwego scenarzysty. Zdaniem psycholożki i psychoterapeutki, Moniki Dreger taka sytuacja jest jak najbardziej prawdopodobna psychologicznie.

- To, czy dorosła kobieta będzie miała wysoką czy niską samoocenę, zależy w niewielkim stopniu od tego jak wiele pochwał i komplementów słyszy na co dzień. Może być pracownicą miesiąca, mieć wymiary modelki wybiegowej, mieszkać w pięknym mieszkaniu i być w szczęśliwym związku, a mimo to nadal nie być z siebie zadowolona – mówi Dreger.

Zdaniem psycholożki, w Polsce wyrosło wiele pokoleń kobiet, w których pielęgnowano raczej takie wartości jak skromność i pokora niż pewność siebie i śmiałość.
- Na szczęście w ostatnich latach ten trend powoli się odwraca. Jako społeczeństwo mamy coraz szerszą wiedzę psychologiczną i korzystamy z niej wychowując dzieci. Pokolenie dzisiejszych 30-, 40-latek doskonale zdaje sobie sprawę, jak dużą krzywdę może wyrządzić dziewczynce wychowanie na szarą myszkę – wyjaśnia psychoterapeutka.

Angielski aforyzm "fake it, till you make it", zyskał zawrotną popularność w dobie internetowego coachingu. We frazie, co wnikliwsi mogą dopatrzeć się reminiscencji myśli Arystotelesa, który głosił, że cnotliwego człowieka rozpoznaje się po cnotliwych czynach.

Dzisiaj chodzi w niej o coś zupełnie innego. Zdanie, które można przełożyć jako "udawaj, aż się uda" zakłada, że jeśli będziemy markować określoną cechę charakteru wystarczająco długo, w końcu staje się ona częścią nas. I to taką nieudawaną. Urody udawać nie sposób, co innego – pewność siebie. Możemy w końcu mówić głośno, wychodzić (metaforycznie i dosłownie) przed szereg czy patrzeć w oczy. Czy jednak to naprawdę działa?

Zdaniem Moniki Dreger takie postępowanie z psychologiczneg punktu widzenia nie ma większego sensu. Pewności siebie nie da się nauczyć, jako że stanowi odbicie tego, co głęboko w środku sądzimy na swój temat.

- Jeśli myślimy o sobie bardzo źle to jest nasza miękka, słaba część. Ktoś, kto zamiast przepracować problem będzie obudowywał się atrybutami pewności siebie nie tylko nie będzie w tej roli przekonujący, ale przede wszystkim może doprowadzić do ogromnego dysonansu poznawczego. De facto pogłębić problem, już nawet nie tyle z samooceną, co z oceną tego, co jest prawdą o mnie samym, a co zmyśleniem– przekonuje psycholożka. I jako remedium doradza po prostu terapię.

Katarzyna Miller aż tak ostro "udawania pewności siebie" nie krytykuje. Jej zdaniem, jeśli problem z niską samooceną nie jest bardzo poważny, zmuszanie się, żeby patrzeć komuś w oczy czy mówić głośniej niż przywykliśmy, może pomóc.

- Nie przesadzajmy też z robieniem z pewności siebie jakiejś niesamowitej cnoty. Przeważnie nie przepadamy za osobami bardzo pewnymi siebie. Uważamy je za niesympatyczne, często mówimy o kimś pogardliwie, że "to taki buc". Mylimy pewność siebie z byciem otwartym i pogodnym. A o to trudno z niskim poczuciem własnej wartości – mówi psycholożka i filozofka.

"Ten film powinna zobaczyć każda kobieta" – zachęca dystrybutor widzów do obejrzenia nowego filmu z Amy Schumer. Sformułowania takie jak "każda" i "wszyscy" oznaczają zazwyczaj, że mamy do czynienia z komercją w czystej postaci. I choć w przypadku "Jestem taka piękna" nie jest to rozrywka najwyższych lotów, może być ciekawym przyczynkiem do dyskusji. Należałoby przy okazji zastanowić się, czy widownia śmiejąca się z perypetii głównej bohaterki, w istocie śmieje się z sytuacji komediowych. Momentami wygląda to raczej na obmierzły rechot z "grubej baby" śmiesznej w swoim przekonaniu, że jest atrakcyjna.

Jakby nie było, "Jestem taka piękna" pokazuje, że pewność siebie może i nie doda nam urody, ale z pewnością sprawi, że będziemy lepiej odbierane przez otoczenie. No i wiecie, nawet Emily Ratajkowski zostawił kiedyś chłopak.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (55)