Blisko ludzi"Jesteś molestowana? Czekasz na oklaski?" Blogerka przekonuje, że kobiety są ofiarami, ale swoich wyborów

"Jesteś molestowana? Czekasz na oklaski?" Blogerka przekonuje, że kobiety są ofiarami, ale swoich wyborów

– Jesteś molestowana? Na co czekasz? Na oklaski? – pisze o akcji #metoo polska blogerka Joanna Kajstura, znana też jako Fit Matka Wariatka. Blogerka jest zdania, że akcja, w ramach której dziesiątki tysięcy kobiet dzielą się historiami gwałtów i molestowania w mediach społecznościowych, tak naprawdę przynosi efekt odwrotny od zamierzonego.

"Jesteś molestowana? Czekasz na oklaski?" Blogerka przekonuje, że kobiety są ofiarami, ale swoich wyborów
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Lidia Pustelnik

30.10.2017 | aktual.: 31.10.2017 09:59

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Fit Matka Wariatka, która na co dzień koncentruje się na tym, by zachęcać zwykłe, polskie kobiety pracujące do znalezienia pięciu minut na trening, teraz podzieliła się z fankami poglądami na temat akcji #metoo. – Powiem ci, że dla mnie ona przynosi już odwrotny skutek. Mnie, kobietę, głupota innych kobiet przeraża – rozpoczyna blogerka swój kontrowersyjny wpis.

– Jesteś molestowana? Na co czekasz? Na oklaski? Na to, aż przyjdzie według ciebie odpowiedni moment na wyjawienie tajemnicy? Na czas, kiedy tobie będzie pasowało? No chyba tak! – prowokuje blogerka. – Ja, będąc kobietą i starając się wspierać nasz "gatunek", powoli już rzygam tymi opowieściami w stylu: "On mnie zgwałcił, 20 lat temu, jak poszłam do niego do pokoju hotelowego na rozmowę. Siedziałam z nim na łóżku, zaczął się do mnie dobierać, zrobił to bez mojej zgody, a następnego dnia dostałam rolę" albo "On mnie zgwałcił, x lat temu, teraz jestem szanowaną panią prezes i mogę o tym powiedzieć", albo "On robił mi nagie zdjęcia i zaczął się do mnie dobierać. Zgwałcił mnie i poszłam do domu, a moje zdjęcia znalazły się na rozkładówce Playboya" – wylicza wyraźnie blogerka.

Jej zdaniem bohaterki tych opowieści czerpały w podobnych przypadkach z seksu korzyści "do momentu, kiedy im pasowało" i dlatego ponoszą odpowiedzialność za te zdarzenia. – Chcesz otrzymać rolę w filmie i na casting idziesz do pokoju hotelowego bądź domu producenta? To, sorry, ale wiesz, po co tam idziesz! Bądźmy dorosłe! Weź za siebie odpowiedzialność i nie rób z siebie ofiary, bo nią nie jesteś! – przekonuje.

Wpis blogerki wywołał prawdziwą burzę wśród internautów. Zarzucano jej przede wszystkim to, że przenosi odpowiedzialność za molestowanie z ofiary na sprawcę oraz umniejsza wagę traumatycznych zdarzeń z przeszłości wielu kobiet. W rozmowie z WP Kobieta blogerka tłumaczy, dlaczego jej zdaniem zmarnowano "tak dobrze zapowiadającą się akcję społeczną".

Co nie podoba ci się w akcji #metoo?
Doszło tutaj do pewnego rodzaju paradoksu, w którym stawia się na równi kobiety, które z premedytacją, z chęci uzyskania jakiejś gratyfikacji - jakkolwiek ohydnie to brzmi - godziły się na sytuacje, które miały miejsce, razem z tymi, które są rzeczywistymi ofiarami molestowania oraz gwałtów.

Co to znaczy?
Nie od dzisiaj wiadomo, że czasami wykorzystujemy swoją seksualność dla osiągnięcia różnych celów. Tutaj, oczywiście, spodziewam się batów, ale tak właśnie jest i nasza hipokryzja jest tutaj głównym problemem w przyznaniu mi racji. Mogę tutaj przytoczyć kilkaset przykładów na potwierdzenie tych słów.

*Podaj więc jakiś. *
Pamiętasz, jak byłaś na studiach? Przypomnij sobie czy idąc na egzamin ubierałaś się tak, jak chciałby widzieć cię egzaminujący? Czy wiedząc, że profesor milszym okiem spoglądał na studentki, które przychodziły w krótkich spódnicach i obcisłych bluzkach, ty ubierałaś się w worek pokutny? Nie. Oczywiście, działało to w obie strony. Worek pokutny był opcją dla tych, którzy w kobiecie widzieli zwykłego studenta i egzaminowali jej wiedzę, nie wygląd.

Inny przykład. Jak większość kobiet ubiera się na dyskoteki? Skromnie? Nie bardzo. Chcą być zauważone i epatują swoją seksualnością, często kończąc taki wypad w łóżku z dopiero co poznanym facetem, bo i taką miały potrzebę. Nie mam problemu ani z jedną, ani z drugą sytuacją, wskazuję je jako proste przykłady tego, jak potrafimy manipulować innymi, w celu osiągnięcia jakichś - tak, nazwijmy to - korzyści.

Jak oceniasz miażdżącą krytykę, z jaką spotkał się twój punkt widzenia?
Miażdżąca krytyka? Chyba trochę przesadzasz. Wskazałam w nim konkretną, niemałą grupę kobiet, które - w moim przekonaniu - wykorzystały swoją seksualność i to, że są kobietami, do osiągnięcia tych właśnie korzyści.

Zaznaczę, czego większość hejtujacych mój wpis nie zrozumiała, że odnosił się on właśnie do tej konkretnej grupy kobiet, nie do wszystkich jako molestowanych oraz gwałconych.

Nie krytykujesz więc akcji #metoo jako takiej?
Dla mnie straciła na wartości, a potencjał miała ogromny. Cała akcja #metoo, rozpoczęła się od producenta filmowego Harveya Weinsteina. Gruba ryba w świecie amerykańskiego showbiznesu. Okazało się, że ten człowiek jest zwyczajnym sukinsynem, korzystającym ze swojej pozycji, do aranżowania spotkań z aktorkami, które były zainteresowane rolami w jego filmach. Tu się zgadzamy, bo niezależnie od tego czy dana kobieta godziła się świadomie, bądź dawała niemą zgodę, na jej wykorzystanie, nie ulega wątpliwości, że takie zachowania, nie przystoją normalnemu mężczyźnie.

Ale jest i druga strona medalu, a o niej nikt nie mówi. Dlaczego to robił? Dlaczego przychodziło mu to tak łatwo? Dlaczego trwało to tyle lat? Dlatego, że miał na to ciche przyzwolenie swoich ofiar, które dla mnie, nie powinny być stawiane na równi z tymi, które tego cichego przyzwolenia nie dawały, ba! wyrażały głośny sprzeciw, ale oprawca miał to w d...pie.

A jednak wiele aktorek i pracownic Weinsteina wcale nie chciało nie na to zgodzić. Zamykały się w pokojach hotelowych, uciekały.
Tak, ale wyszło to dopiero teraz, a można było zapobiec kolejnym takim akcjom, jakby wyszło wcześniej. Nie uważasz? Weinstein wykorzystywał swoją pozycję, to fakt, ale dlatego, że mu na to pozwalałyśmy! Czy my musimy być aż takie słabe? Uważasz, że po pierwszej sytuacji, kiedy doszłoby do zgłoszenia gwałtu, robiłby to nadal? Nie wydaje mi się, bo jego pozycja w showbiznesie była dla niego najważniejsza, a to zapewne by nią zachwiało.

I tutaj dochodzimy do sedna. Dlaczego żadna z kobiet, wychodząc od niego z pokoju, nie udała się w miejsce, w które powinna się udać, jeśli czuła się zgwałcona? Dlaczego nie krzyczały? Dlaczego nie używały siły? Bo im to pasowało, bo mogło coś z tego wyniknąć dla ich kariery. To ja się pytam, z jakiej racji one się oznaczają jako #metoo? Teraz? Pisząc, że poszły do jego pokoju hotelowego - na rozmowę w sprawie roli chodzi się do prywatnego pokoju hotelowego i to nie "śmierdzi" na wejściu? - i siedziały z nim na łóżku? Do cholery jasnej! Koleś nie miał biura? One nie miały agentów? Zachowujemy się jak nieświadome małe dziewczynki, będąc dorosłymi kobietami.

Żadna z kobiet, które teraz oznaczają się w akcji #metoo, nie zgłosiła ani molestowania, ani gwałtu, tuż po danym zdarzeniu. Pytam: dlaczego? Bo czekały na zdjęcia? One były ważniejsze, niż ich godność? A może one jej po prostu nie miały i taka były właśnie obrana przez nie droga - co zupełnie mi nie przeszkadza - ale na Boga, niech one skończą się teraz oznaczać #metoo!

A więc są sobie winne, bo ubierały się i zachowywały w pewien sposób?
Nie. One wcale nie są winne, w moim przekonaniu. Są ofiarami, ale jedynie swoich wyborów. Wyobraźmy sobie przypadek, że matka wysyła swoje, powiedzmy, trzynastoletnie dziecko do willi jakiegoś aktora w sprawie scenariusza. Ubiera je na dwudziestolatkę, robi makijaż, daje "porady", jak ma się zachowywać i potem jest zdziwiona tym, co się wydarzyło. To jest szczyt hipokryzji, który boli okrutnie, bo chodzi o dziecko, które pewnych rzeczy jest nieświadome i takie jego prawo.

Taka matka to nie matka i ona ponosi winę na równi z oprawcą swojego dziecka. Wybielanie się teraz niczego nie zmienia. Zachowanie się dziecka możemy tłumaczyć jego wiekiem i brakiem doświadczenia. Kobiety oskarżająca Weinsteina o molestowanie były dorosłe, widziały gdzie idą i nie wierzę, że nie były świadome "plotek", które musiały przewijać się w świecie, w którym toczyły się ich kariery. Uważam, że te kobiety nie powinny oznaczać się w akcji #meetoo, bo to nie są ofiary. Rozumiem, że akcja daje im mandat do uciszenia swojego sumienia, ale to mi się po prostu nie podoba, bo i podobać mi się nie musi.

Więc twoim zdaniem to nie jest tak, że sprawca gwałtu zawsze ponosi na niego pełną odpowiedzialność?
Nie manipuluj, bo ci się to nie uda. Oczywiście, że sprawca gwałtu zawsze ponosi za niego całkowitą odpowiedzialność! Pytanie brzmi: co jest gwałtem i czy każdy z przypadków mamy rozpatrywać właśnie jako gwałt. I wyjaśnijmy sobie coś raz a porządnie: ja nie bronię ani tego aktora, ani producenta, ani fotografa, o których ostatnio głośno było w mediach w związku z molestowaniem kobiet. Wskazuję tylko, że nie możemy zakładać, że każda z sytuacji jest tylko czarna lub biała. Tutaj mamy akurat dużo szarości, które powinny zmusić nas do myślenia, nie ślepego podpisywania się pod wszystkim, co czytamy.

Jaka jest różnica między kobietami, które były molestowane i gwałcone przez Weinsteina, a tymi, które doświadczyły tego na ulicy czy w pracy?
One miały wybór. Nie zostały ani siłą zaciągnięte w dane miejsce, ani związane, ani uśpione, ani pobite. Miały wybór i tego wyboru dokonały. Potwierdzeniem tego jest nie zgłoszenie samego aktu przemocy - bo o takich tutaj rozmawiamy - do konkretnych służb, tuż po jego zakończeniu.

Nie miały go wszystkie te, które stały się ofiarami bez niemego przyzwolenia. Te napadnięte, pobite, zgwałcone i zniszczone tak fizycznie, jak i psychicznie. I wiesz co? Po tym, jak wrzuciłam ten post, od którego wszystko się zaczęło, otrzymałam mnóstwo wsparcia od tych właśnie osób. Pisały, że dziękują, bo zrozumiały mój przekaz. Pisały, że akcja #metoo jest dla nich tak płytka, jak kałuża po wiosennym deszczu i że ona "umniejsza" ich ból - jakkolwiek to brzmi, stawiając na równi sytuacje, które na równi stać nie powinny.

Te kobiety nie miały wyboru i ogromnie im współczuję.
Pod twoim wpisem padały argumenty, że łatwo pisać o czymś, o czym nie ma się pojęcia. Co Ty na to?
Wiem bardzo dobrze. Byłam molestowana, ale moja reakcja była natychmiastowa - nie brnęłam w bagno, w które chciano mnie wciągnąć. Od miłych słówek, których każda z nas lubi słuchać, do chorego zainteresowania i obmacywania jest tak krótka droga, że możesz nie zauważyć, że właśnie ją przebyłaś. Wtedy jest już za późno.

Co odpowiesz hejterom?
Hejt w stosunku do mnie był, jest i będzie. To nieunikniony dodatek, kiedy udzielasz się w sieci. Zauważ, że post został dobrze przyjęty. Jakby zestawić za sobą lajki, jako poparcie mojej tezy i emotikony nienawiści, jako hejtu, to tego wsparcia było o wiele więcej. Domeną ludzi myślących jest jednak nie wdawanie się w jałowe dyskusje i nie komentowanie. Inteligentny polajkuje i rzadko się udziela w komentarzach. Hejter robi dokładnie odwrotnie. Hejter żyje tym, co może napisać, tym się jara. Niech więc pisze, tyle mu pozostało.

Wina gwałciciela

Wpis blogerki wywołał liczne komentarze ze strony internautek i internautów. Wiele osób uznało je za "rozsądny", ale nie wszystkie. – Chyba pani nie rozumie założenia całej akcji, a szkoda. Nie rozumie też pani, czemu kobiety milczą, jakie są mechanizmy psychologiczne, presja społeczna. Molestowanie to nie tylko gwałt w ciemnym parku – zauważyła jedna z komentujących.

– To tak jak napisać , że gwałcone dzieci, które już są dorosłe i przerywają milczenie po wielu latach, to właściwie chciały tego, bo chciały więcej cukierków – krytykuje inna.

– Z tego, co wiem, to gwałt jest wtedy, kiedy ktoś robi coś bez naszej zgody, a kiedy to jest, to jest nie ważne. Ważne jest to, że nie dałyśmy temu przyzwolenia. Większość kobiet uśmiecha się do swoich oprawców, przemilcza sprawę z różnych powodów, a pani śmie mówić, że jest ok, że same się na to zgadzamy – dodaje inna.

Według badań Fundacji na rzecz Równości i Emancypacji z ubiegłego roku, molestowania w Polsce doznaje aż 87 proc. kobiet, natomiast ofiarą gwałtu lub jego próby jest aż 20 proc. Polek. Jednocześnie niewiele kobiet decyduje się na zgłoszenie takiego zdarzenia organom śledczym. Wielu odczuwa wstyd i strach, że nie zostaną potraktowane poważnie, inne boją się oprawców, którzy najczęściej są członkami ich rodzin.

Komentarze (388)