Karolina pracowała w sieciówce. Przed świętami miała dość
Świąteczne zakupy wyzwalają w nas najgorsze instynkty. Przekonała się o tym Karolina, która pracowała w jednej ze znanych sieciówek. Co roku, przed Bożym Narodzeniem, dziewczyna przeżywała w pracy mały dramat. Opowiedziała nam o co chodziło.
14.12.2018 | aktual.: 19.12.2018 17:52
Paulina Brzozowska, Kobieta WP: Czy faktycznie przed świętami zaczynało się zakupowe szaleństwo? Czy może ruch był taki sam jak zwykle?
Karolina Słoma: Zawsze przed świętami było dużo ludzi. Kupowali więcej niż zazwyczaj. Wrzesień i październik to były takie etapy przejściowe, a w grudniu nagle wszyscy się budzili i zaczynali kupować. Nawet kiedy już stali w kolejce i przy kasie były jakieś świątecznie zapakowane perfumy i inne drobiazgi, to dopiero wtedy ludzie zaczynali je kupować.
Czy świąteczne zakupy sprawiały, że klienci zachowywali się gorzej niż zwykle? Były jakieś bójki, wyrywanie sobie ubrań?
Przede wszystkim były ogromne kolejki. I do kasy i do przymierzalni. Klientki denerwowały się, że to nasza wina, że są takie kolejki i to nasza wina, że tak długo trzeba czekać do kasy. To było najbardziej nieprzyjemne. One nie zdawały sobie sprawy, że to taki czas, że są większe kolejki. Irytowało je też, że musiały czekać na paczki z magazynu, że brakowało sukienki, którą sobie upatrzyły. Potrafiły się też wściekać o to, że jakiś towar się ubrudził. Był przymierzany wielokrotnie i takie rzeczy czasami się zdarzały.
Pamiętasz jakąś wyjątkowo zabawną albo nieprzyjemną sytuację, która miała miejsce przed świętami?
Była taka sytuacja, że w Wigilię była godzina 15 i zostało kilka minut do zamknięcia sklepu. Przy wejściu były już opuszczone kraty, żeby nowi klienci nie mogli wejść do środka. Nagle jakaś kobieta zaczęła walić w te kraty i krzyczeć, że ona musi kupić mężowi strój na wigilię, bo on nie ma w czym iść, a w majtkach go nie puści. Mówiliśmy jej, że już zamykamy i my też chcemy mieć trochę wolnego w Wigilię, ale ona cały czas prosiła, żeby ją obsłużyć. To było bardzo dziwne, że obudziła się w Wigilię o 15, że jej mąż nie ma ubrania na wieczór. Ludzie nie zdawali sobie sprawy, że sklepy nie są wtedy otwarte w normalnych godzinach i że my też chcemy jechać do domów.
Słyszy się o bałaganie i zdewastowanych przebieralniach. Czy u was też takie rzeczy miały miejsce?
Bardzo często zdarzało się tak, że ktoś zostawiał jakieś rajstopy, albo jakąś bieliznę. U nas nie można jej kupić. Tak że można było znaleźć dziwaczne rzeczy. Raz było tak, że klient przyszedł z psem, wszedł z nim do przymierzalni i on tam nasikał. Czasami przed świętami ginęły dzieci, które później oddawaliśmy rodzicom przy kasie. Kiedyś było też tak, że ktoś podmienił klipsa zabezpieczającego przed kradzieżą. Przyczepił go do swojej starej koszulki, a w nowej wyszedł ze sklepu. Taka osoba musiała być dobrze przygotowana, żeby go rozbroić i wymienić.
Czy przed świętami ze strony kierownictwa pojawiały się wobec was dodatkowe oczekiwania?
Niestety było tak, że przed świętami sklep był otwarty godzinę dłużej. Kiedy kończyliśmy sprzątać i zamykaliśmy, do domu wracałyśmy dopiero około 1 w nocy. Zawsze mieliśmy do wyboru: albo wolna Wigilia, albo wolny Sylwester. Nie wiadomo, co gorsze. Zawsze człowiek chciałby się przygotować i być wcześniej w domu. Ja wybierałam zwykle Sylwestra. Kiedy zostawało się w Wigilię, trzeba było liczyć się z tym, że zostanie się w pracy dłużej, bo klienci będą przychodzić na ostatnią chwilę. I ten syf, który zostawili, trzeba będzie posprzątać, co zajmie około godziny. Trzeba było też pamiętać, że od razu po świętach zaczynają się wyprzedaże, więc po sprzątaniu musieliśmy część towaru obkleić nowymi cenami. To była kolejna godzina pracy. Jak przyszło co do czego, to wychodziło się o 17. Jeśli ktoś mieszkał poza Warszawą, musiał liczyć godzinę, albo więcej, podróży. W domu był dopiero około godziny 20.
Czy co roku przed świętami było tak samo? Czy może zauważyłaś, że z roku na rok robi się coraz bardziej tłoczno?
Wydaje mi się, że kolejne lata były do siebie podobne. Większość ludzi zamawia rzeczy przez internet, ale z dostawą do sklepu. Przed świętami nasz magazyn na paczki był zwiększony trzykrotnie, bo nie wyrabialiśmy się, żeby je wydawać. Jest ich po prostu cztery razy więcej niż zwykle. W pewnym momencie powstało nawet specjalne stanowisko wydawania paczek.
Dostawaliście wtedy jakieś bonusy, premie świąteczne?
Nie, to było normalnie płatne. Ja byłam zatrudniona na cały etat i te dodatkowe godziny były częścią godzin pracy. Nie dostawaliśmy dodatkowego wynagrodzenia. Jedynie jakieś bony świąteczne na np. 50 złotych. To jest niedużo moim zdaniem. Teraz nie ma już nawet wigilii pracowniczej. I nie było mowy, że ktoś nie wpisze dyspozycji na Wigilię albo Sylwestra. Jeden z tych dni musiał być pracujący.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Wrzask i wyrywanie sobie ubrań. Tak walczono u ubrania Balmaina w Warszawie