Kasa otwarta. Czas! Start! Ofiary kolejki… sklepowej
To nie gra planszowa Kolejka o czasach PRL-u ani "święto" wyprzedaży w Black Friday. Wystarczy polska codzienność w sklepie, zwłaszcza przed niedzielą niehandlową. Kolejka w dyskoncie zamienia się wówczas w wyścig – kto pierwszy do kasy. Niestety przegrani stają się niekiedy ofiarami.
04.02.2020 | aktual.: 05.02.2020 10:13
61-letnia pani Alicja z osiedlowego marketu na Mokotowie wspomina rzeczywistość lat 80. – Zakupy bardziej przypominały walkę o przetrwanie niż codzienny, mniej lub bardziej przyjemny obowiązek. Często stało się niemal całą noc lub kilka dni, były nawet komitety i listy kolejkowe. I to odwieczne pytanie z protest songu: "Za czym kolejka ta stoi?". Właściwie nietrudno było zgadnąć – za wszystkim, za tym, co dziś. Zakupy jako odskocznia i przyjemność nie były znane. Tylko ludzie byli jacyś milsi, pomocniejsi. Obecnie półki się uginają od towaru, sklepy pękają w szwach, tylko brak elementarnej kultury w kolejkach – stwierdza. I ma sporo racji.
Kasa nr 2 otwarta… 72-latka staranowana sklepowym wózkiem
Pani Danuta z Gdańska jest wściekła na bezmyślność ludzi. W rozmowie z WP Kobieta opowiada, jak jej 72-letnia matka została staranowana w kolejce przez młodą dziewczynę.
– Mama była w dyskoncie. Chodziła sobie powolutku, robiła zakupy. Nie spieszyła się, jak to starsza osoba. Ludzi nie było zbyt dużo, więc tłoku też nie było. Na hasło – "zapraszamy do kasy nr 2" – została staranowana przez jakąś dwudziestoparolatkę. Tak mamę popchnęła wózkiem, że ta przewróciła się, uderzając czołem w posadzkę. Dodatkowo upadła na kolano, w którym ma zoperowany staw – mówi zdenerwowana.
– Co prawda ta taranująca kobieta powiedziała "przepraszam", ale na tym koniec. Nie pomogła leżącej mamie. Na szczęście obsługa spisała się na medal. Kasjerzy pomogli – podnieśli i zaopiekowali się nią. Poinformowali również, że gdyby starała się np. o wypłatę z ubezpieczenia, to sklep udostępni jej nagrania z monitoringu – dodaje Danuta.
Zareagował nie tylko personel. Klienci również nie przeszli obojętnie obok zdarzenia. Mama pani Danuty nie ukrywa, że kobiecie, która ją potrąciła wózkiem, "nieźle się dostało". – Z tego, co pamiętam, opierniczyli tę kobietę. Przekrzykiwali się, że dzicz, że znieczulica – wspomina. Mimo to trauma u starszej pani po wypadku pozostała. – Teraz jak idzie do większych sklepów, to z asystą moją albo ojca. Do tego rozgląda się na wszystkie strony – tłumaczy córka poszkodowanej.
Pani Danuta nie ma wątpliwości, że trzeba mówić głośno o takich zachowaniach, by edukować społeczeństwo. – Nie wiem, co się z tymi ludźmi teraz dzieje. Są tak bezmyślni i zapatrzeni w siebie – stwierdza gdańszczanka.
Pan Waldemar, ochroniarz pracujący w jednym z dyskontów, potwierdza. – Bieganie z wózkiem do kasy, nie patrząc na obsługę czy innych klientów, to już codzienność – mówi. Przyznaje również, że zdarzają się także kolizje z regałami, a nawet potłuczone słoiki z produktami.
Zasada: nasz klient – nasz pan
Kasjerki niechętnie opisują sytuacje, które widzą w sklepie. Boją się reakcji pracodawcy. Jednak są takie zachowania, na które nie pozostają obojętnie. – Raz byłam świadkiem sytuacji, kiedy mężczyzna kłócił się z kobietą w kolejce. Pani zagapiła się i nie podeszła od razu do kasy, gdy tylko się zwolniła. Zaczął obrażać tę kobietę, więc zwróciłam mu uwagę, że nie powinien się tak zwracać – opowiada Jagoda, 22-letnia kasjerka z jednego z warszawskich sklepów Carrefour. W tym zawodzie pracuje ponad 1,5 roku.
– Jego reakcja mnie zaskoczyła. Zaczął mnie wyzywać od ku…, obrażać i grozić. Powiedział, że zrobi wszystko, by mnie zwolnili. Na szczęście na groźbie się skończyło. Nie wolno mi – jako kasjerce – nikogo obrazić, krzyknąć na klienta... Jednak w tym wypadku musiałam zwrócić mu uwagę – dodaje.
Pytam Jagodę, czy przeszła szkolenie, jak reagować w takiej sytuacji oraz czy są jakieś procedury. W odpowiedzi słyszę: – Nie, nikt nas niczego nie uczy. Mówią, że jak masz pytania, to dzwoń do nadzoru kasowego – odpowiada.
Z kolei Anna, która przepracowała 6 lat jako kasjerka w innym markecie, za największą kompromitację klientów uznaje wspomniany wyścig do nowo otwartej kasy. – Czasami mam wrażenie, że zanika w nich człowieczeństwo. Ludzie o mało co się nie pozabijają. A gdyby doszło między nimi do poważnej awantury, to mimo wieloletniej praktyki nie wiem, co miałabym zrobić w tej sytuacji, bo nikt nas nie szkolił. Najgorzej jest, jak tylko dwie kasy działają. Wtedy notorycznie pojawiają się agresywne komentarz: "Co za lenie! Otwórzcie kolejną kasę!" – oznajmia kasjerka.
Kobiety w ciąży – (nie) przepuszczamy
Magda, 33-latka w siódmym miesiącu ciąży, wybrała się na zakupy do Lidla w Warszawie. – Było to w sobotę, w południe. Ludzi tłum, bo przecież w niedzielę sklepy zamknięte. Kiedy już zapakowałam wszystko do wózka, stanęłam w gigantycznej kolejce, bo były tylko trzy kasy otwarte. Wszyscy się skarżyli, mnie bolały plecy i chciałam jak najszybciej uciec z tego sklepu – wspomina.
– Po paru minutach została otwarta kolejna kasa. Można się domyślić, jak to wyglądało. Wszyscy rzucili się jak szczerbaty na suchary. Dopiero kasjerka zauważyła, że jestem w ciąży i krzyknęła, że mam pierwszeństwo. Pchałam więc ten wypełniony wózek, mijając ludzi patrzących na mnie złowrogo i komentującymi brzuch, którego ponoć mi się "zachciało" – opowiada Magda. – A od jednej pani usłyszałam, że ona ma tylko dwa produkty, więc powinna być pierwsza. Mężczyzna pod wpływem alkoholu, trzymający w ręku czteropak piwa, nawet mnie popchnął. Prawie się wywróciłam. Na szczęście kasjerka widziała całe zdarzenie i zawołała ochronę po pijanego faceta – dodaje z niesmakiem.
Skąd ta agresja?
Psycholog Katarzyna Kucewicz próbuje tłumaczyć, skąd biorą się w nas tego typu zachowania. – Supermarkety nierzadko budzą w nas najgorsze instynkty. Hałas, mnogość wyboru, tłok – to wszystko sprawia, że jesteśmy rozproszeni i niespokojni, wręcz rozdrażnieni – zauważa. Twierdzi, że tak zachowuje się człowiek, kiedy musi zmierzyć się z nadmiarem bodźców.
– Pojawia się wówczas w nas pragnienie, by szybko wyjść w stronę spokojnego miejsca. A tutaj kolejka irytuje i wzmaga zniecierpliwienie, które zwykle prowadzi do agresji. Dzieje się tak dlatego, że człowiek tkwi w dusznym miejscu, z obcymi ludźmi, zmęczony wcześniejszym bieganiem między półkami. Jedyne, czego pragnie, to wyjść. Zwłaszcza jeśli jest z natury nerwowy i nie znosi robienia zakupów – wyjaśnia.
– Część ludzi taką agresję tłumi w sobie, potrafi wyciszyć, spokojnie przeczekać – tak zachowują się osoby o raczej niskiej reaktywności. Są też osoby, które traktują zakupy i kolejki jako rytuał weekendowy – one też spokojnie stoją w kolejce. Ale ludzie, którzy mają bardziej ognisty temperament i są drażliwi, ze względu na swoją osobowość lub przeżywane stresy, mogą w kolejce się "dekompensować", czyli zachowywać w sposób agresywny, np. przepychać się lub ignorować osoby uprzywilejowane – kwituje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl