Kasa otwarta. Czas! Start! Ofiary kolejki… sklepowej
To nie gra planszowa Kolejka o czasach PRL-u ani "święto" wyprzedaży w Black Friday. Wystarczy polska codzienność w sklepie, zwłaszcza przed niedzielą niehandlową. Kolejka w dyskoncie zamienia się wówczas w wyścig – kto pierwszy do kasy. Niestety przegrani stają się niekiedy ofiarami.
61-letnia pani Alicja z osiedlowego marketu na Mokotowie wspomina rzeczywistość lat 80. – Zakupy bardziej przypominały walkę o przetrwanie niż codzienny, mniej lub bardziej przyjemny obowiązek. Często stało się niemal całą noc lub kilka dni, były nawet komitety i listy kolejkowe. I to odwieczne pytanie z protest songu: "Za czym kolejka ta stoi?". Właściwie nietrudno było zgadnąć – za wszystkim, za tym, co dziś. Zakupy jako odskocznia i przyjemność nie były znane. Tylko ludzie byli jacyś milsi, pomocniejsi. Obecnie półki się uginają od towaru, sklepy pękają w szwach, tylko brak elementarnej kultury w kolejkach – stwierdza. I ma sporo racji.
Kasa nr 2 otwarta… 72-latka staranowana sklepowym wózkiem
Pani Danuta z Gdańska jest wściekła na bezmyślność ludzi. W rozmowie z WP Kobieta opowiada, jak jej 72-letnia matka została staranowana w kolejce przez młodą dziewczynę.
– Mama była w dyskoncie. Chodziła sobie powolutku, robiła zakupy. Nie spieszyła się, jak to starsza osoba. Ludzi nie było zbyt dużo, więc tłoku też nie było. Na hasło – "zapraszamy do kasy nr 2" – została staranowana przez jakąś dwudziestoparolatkę. Tak mamę popchnęła wózkiem, że ta przewróciła się, uderzając czołem w posadzkę. Dodatkowo upadła na kolano, w którym ma zoperowany staw – mówi zdenerwowana.
– Co prawda ta taranująca kobieta powiedziała "przepraszam", ale na tym koniec. Nie pomogła leżącej mamie. Na szczęście obsługa spisała się na medal. Kasjerzy pomogli – podnieśli i zaopiekowali się nią. Poinformowali również, że gdyby starała się np. o wypłatę z ubezpieczenia, to sklep udostępni jej nagrania z monitoringu – dodaje Danuta.
Zobacz także: Na planie "Archiwisty". Uczta dla miłośników zagadek kryminalnych
Zareagował nie tylko personel. Klienci również nie przeszli obojętnie obok zdarzenia. Mama pani Danuty nie ukrywa, że kobiecie, która ją potrąciła wózkiem, "nieźle się dostało". – Z tego, co pamiętam, opierniczyli tę kobietę. Przekrzykiwali się, że dzicz, że znieczulica – wspomina. Mimo to trauma u starszej pani po wypadku pozostała. – Teraz jak idzie do większych sklepów, to z asystą moją albo ojca. Do tego rozgląda się na wszystkie strony – tłumaczy córka poszkodowanej.
Pani Danuta nie ma wątpliwości, że trzeba mówić głośno o takich zachowaniach, by edukować społeczeństwo. – Nie wiem, co się z tymi ludźmi teraz dzieje. Są tak bezmyślni i zapatrzeni w siebie – stwierdza gdańszczanka.
Pan Waldemar, ochroniarz pracujący w jednym z dyskontów, potwierdza. – Bieganie z wózkiem do kasy, nie patrząc na obsługę czy innych klientów, to już codzienność – mówi. Przyznaje również, że zdarzają się także kolizje z regałami, a nawet potłuczone słoiki z produktami.
Zasada: nasz klient – nasz pan
Kasjerki niechętnie opisują sytuacje, które widzą w sklepie. Boją się reakcji pracodawcy. Jednak są takie zachowania, na które nie pozostają obojętnie. – Raz byłam świadkiem sytuacji, kiedy mężczyzna kłócił się z kobietą w kolejce. Pani zagapiła się i nie podeszła od razu do kasy, gdy tylko się zwolniła. Zaczął obrażać tę kobietę, więc zwróciłam mu uwagę, że nie powinien się tak zwracać – opowiada Jagoda, 22-letnia kasjerka z jednego z warszawskich sklepów Carrefour. W tym zawodzie pracuje ponad 1,5 roku.
– Jego reakcja mnie zaskoczyła. Zaczął mnie wyzywać od ku…, obrażać i grozić. Powiedział, że zrobi wszystko, by mnie zwolnili. Na szczęście na groźbie się skończyło. Nie wolno mi – jako kasjerce – nikogo obrazić, krzyknąć na klienta... Jednak w tym wypadku musiałam zwrócić mu uwagę – dodaje.
Pytam Jagodę, czy przeszła szkolenie, jak reagować w takiej sytuacji oraz czy są jakieś procedury. W odpowiedzi słyszę: – Nie, nikt nas niczego nie uczy. Mówią, że jak masz pytania, to dzwoń do nadzoru kasowego – odpowiada.
Z kolei Anna, która przepracowała 6 lat jako kasjerka w innym markecie, za największą kompromitację klientów uznaje wspomniany wyścig do nowo otwartej kasy. – Czasami mam wrażenie, że zanika w nich człowieczeństwo. Ludzie o mało co się nie pozabijają. A gdyby doszło między nimi do poważnej awantury, to mimo wieloletniej praktyki nie wiem, co miałabym zrobić w tej sytuacji, bo nikt nas nie szkolił. Najgorzej jest, jak tylko dwie kasy działają. Wtedy notorycznie pojawiają się agresywne komentarz: "Co za lenie! Otwórzcie kolejną kasę!" – oznajmia kasjerka.
Kobiety w ciąży – (nie) przepuszczamy
Magda, 33-latka w siódmym miesiącu ciąży, wybrała się na zakupy do Lidla w Warszawie. – Było to w sobotę, w południe. Ludzi tłum, bo przecież w niedzielę sklepy zamknięte. Kiedy już zapakowałam wszystko do wózka, stanęłam w gigantycznej kolejce, bo były tylko trzy kasy otwarte. Wszyscy się skarżyli, mnie bolały plecy i chciałam jak najszybciej uciec z tego sklepu – wspomina.
– Po paru minutach została otwarta kolejna kasa. Można się domyślić, jak to wyglądało. Wszyscy rzucili się jak szczerbaty na suchary. Dopiero kasjerka zauważyła, że jestem w ciąży i krzyknęła, że mam pierwszeństwo. Pchałam więc ten wypełniony wózek, mijając ludzi patrzących na mnie złowrogo i komentującymi brzuch, którego ponoć mi się "zachciało" – opowiada Magda. – A od jednej pani usłyszałam, że ona ma tylko dwa produkty, więc powinna być pierwsza. Mężczyzna pod wpływem alkoholu, trzymający w ręku czteropak piwa, nawet mnie popchnął. Prawie się wywróciłam. Na szczęście kasjerka widziała całe zdarzenie i zawołała ochronę po pijanego faceta – dodaje z niesmakiem.
Skąd ta agresja?
Psycholog Katarzyna Kucewicz próbuje tłumaczyć, skąd biorą się w nas tego typu zachowania. – Supermarkety nierzadko budzą w nas najgorsze instynkty. Hałas, mnogość wyboru, tłok – to wszystko sprawia, że jesteśmy rozproszeni i niespokojni, wręcz rozdrażnieni – zauważa. Twierdzi, że tak zachowuje się człowiek, kiedy musi zmierzyć się z nadmiarem bodźców.
– Pojawia się wówczas w nas pragnienie, by szybko wyjść w stronę spokojnego miejsca. A tutaj kolejka irytuje i wzmaga zniecierpliwienie, które zwykle prowadzi do agresji. Dzieje się tak dlatego, że człowiek tkwi w dusznym miejscu, z obcymi ludźmi, zmęczony wcześniejszym bieganiem między półkami. Jedyne, czego pragnie, to wyjść. Zwłaszcza jeśli jest z natury nerwowy i nie znosi robienia zakupów – wyjaśnia.
– Część ludzi taką agresję tłumi w sobie, potrafi wyciszyć, spokojnie przeczekać – tak zachowują się osoby o raczej niskiej reaktywności. Są też osoby, które traktują zakupy i kolejki jako rytuał weekendowy – one też spokojnie stoją w kolejce. Ale ludzie, którzy mają bardziej ognisty temperament i są drażliwi, ze względu na swoją osobowość lub przeżywane stresy, mogą w kolejce się "dekompensować", czyli zachowywać w sposób agresywny, np. przepychać się lub ignorować osoby uprzywilejowane – kwituje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl