Katarzyna Frąszczak: "To, że jestem wdową po policjancie, nie robi na nikim wrażenia"
Pierwsze pół roku po śmierci męża walczyła z procedurami. Dziś często słyszy: "Przecież wiedział, z czym wiąże się ta praca", "Kierowcy ciężarówki również mogą mieć wypadek w pracy, więc im też się należy". Tymczasem Katarzyna oddałaby wszystko, żeby tylko jej mąż żył.
Młodszy aspirant Tomasz Frąszczak zginął w tragicznym wypadku motocyklowym. Będąc na służbie jechał pomóc kasjerce, którą napadnięto w kiosku. Kierowca samochodu z którym się zderzył, wymusił pierwszeństwo. Funkcjonariusz osierocił dwóch synów.
Klaudia Stabach, WP Kobieta: Co było najtrudniejsze w tych pierwszych tygodniach po stracie męża?
Katarzyna Frąszczak, wdowa po policjancie: Samotność i brak możliwości przeżycia żałoby tak, jak bym tego chciała i potrzebowała. Straciłam ukochaną osobę, która jednocześnie była moim przyjacielem, ale nie mogłam przepłakać tego. Już następnego dnia musiałam wziąć się w garść i zająć dziećmi. Gdybym się rozsypała, to oni rozsypaliby się jeszcze bardziej.
Dzisiaj jest już łatwiej?
Cały czas jest mi ciężko. Zastanawiam się, jak dam sobie radę bez niego każdego kolejnego dnia. Nasi synowie dorastają i coraz częściej mówią o tacie, skarżą się, że chcieliby się z nim bawić, żeby przychodził na akademie z okazji dnia ojca, pomagał w odrabianiu zadań domowych. Teraz zaczynają grać w piłkę i wiem, że chcieliby robić to razem z tatą.
W momencie śmierci pani męża, Tymek miał 1,5 roku, a Leon 4 lata. W jaki sposób wyjaśniała im pani, co się wydarzyło?
Starszemu musiałam powiedzieć od razu, wprost. W przypadku Tymka trochę zaczekałam. Gdy miał ponad dwa lata, zaczął dopytywać się o tatę, o to jak zginął. Wyjaśniłam mu wszystko.
Jakie były ich reakcje?
Do dzisiaj złoszczą się, że ktoś spowodował wypadek i ich tata nie przeżył. Oczywiście ja im tłumaczyłam, ze to nie było celowe, ale to są jeszcze małe dzieci. Starszy zrobił się zamknięty w sobie. Zdarza mu się rozpłakać bez powodu. Młodszy jest porywczy, muszę gospodarować jego czasem w taki sposób, żeby mógł rozładować te wszystkie emocje.
Chłopcy korzystają z pomocy psychologa?
Tuż po śmierci Tomka chodzili na terapię. Obecnie nie, ale widzę, że będą musieli znowu ją rozpocząć.
Widok innych policjantów wywołuje w nich emocje?
Chętnie do nich podchodzą, rozmawiają. Zapamiętali, że do naszego domu często przychodzili inni policjanci, dlatego myślę, że dzisiaj traktują ich wszystkich trochę jako element wspomnień związanych z tatą.
Rodzina czy znajomi pomagają pani?
Na tyle, na ile się da. Teściowie mieszkają 170 km od nas. Oprócz nich mam tatę, ale on nadal pracuje, wiec nie jest w stanie pomagać mi każdego dnia. Co do znajomych, to wiele osób odsunęło się. Zajęli się swoim życiem. Mam wrażenie, że niektórzy się bali. Nie wiedzieli, jak powinni się zachować przy mnie. Co wypada powiedzieć, a czego nie.
A czego oczekiwałaby pani od nich?
Wystarczy podejść i powiedzieć: "Nie wiem, jak mogę ci pomóc, ale jeśli potrzebujesz wsparcia, to jestem".
Otrzymała pani pomoc ze strony państwa?
Tak, ale myślę, że każdy kto, stracił partnera oczekiwałby większego wsparcia. Pierwsze pół roku po śmierci męża było koszmarem pod względem przejścia przez wszystkie procedury. Nie wiedziałam, gdzie mam się zgłosić, z kim rozmawiać. Każda instytucja traktowała mnie bezdusznie. Kierowano się wyłącznie obowiązującymi wymogami. Nie mogłam sprzedać samochodu bez zgody sądu, przepychałam się z bankami.
Fakt, że pani mąż zginął pełniąc służbę publiczną, nie miał znaczenia?
To, że jestem wdową po policjancie, nie robi na nikim wrażenia. Wręcz przeciwnie. Nie raz słyszałam teksty typu: "Przecież wiedział, z czym wiąże się ta praca", "Kierowcy ciężarówki również mogą mieć wypadek w pracy, więc im też się należy". Tylko, że mój mąż zginął jadąc ratować innego obywatela, pomóc mu.
To z jakiej pomocy dzisiaj pani korzysta jako wdowa po policjancie?
Jestem pod opieką dwóch fundacji – "Fundacja Dorastaj z nami" oraz "Fundacja Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach". Dzięki temu np. mogę, od czasu do czasu, wyjechać gdzieś z dziećmi. Ostatnio byliśmy w górach i moi synowie mogli uczyć się jeździć na nartach. Ja sama nie byłabym w stanie zorganizować takiego wyjazdu. Te fundacje również organizują zajęcia pozalekcyjne oraz dofinansowują terapie psychologiczne dla dzieci. Niektórzy mają pretensje, dlaczego dostajemy takie propozycje, a inni nie. Chętnie oddałabym wszystkie te wyjazdy, każdą złotówkę, którą dostałam, żeby tylko z powrotem mieć męża i ojca dla moich dzieci.
Jak zareagowałaby pani słysząc, że Tymek czy Leon chcą pójść w ślady ojca?
Na pewno najpierw porozmawiałabym z nimi o tym, z czym wiąże się wstąpienie w szeregi policji. Żeby wiedzieli, jakie to jest ryzyko i ogromna odpowiedzialność. Jednak nie mam prawa decydować, kim będą w przyszłości moi synowie. Jeśli zdecydują się założyć mundur, to będę dumna, bo trzeba mieć ogromną odwagę, żeby pełnić służbę każdego dnia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl