Katarzyna Zajączkowska: Próbujemy uniknąć odrzucenia i zasłużyć na lajka od życia
Bujna przyroda południowej Estonii, drewniana sauna z dala od zgiełku miasta i nagie, kobiece ciała w różnym wieku, otoczone parą i unoszącą się w rozgrzanym powietrzu wzajemną troską.
Po pierwszych kadrach filmu "Siostrzeństwo świętej sauny" nachodzi mnie refleksja, jak mało wiem o Estonii. Chwilę później pojawia się myśl, że reżyserka Anna Hints zabiera nas do ziemi obiecanej, gdzie kobiety żyją w głębokiej przyjaźni ze sobą, naturą i swoimi ciałami. Radosne, wolne, bez kompleksów i przymusu perfekcji. Niczym odkryte na krańcach świata plemię szczęśliwych kobiet.
Z tej przyjemnej fantazji o ciało-pozytywnej codzienności estońskich kobiet, szybko wyrywają mnie historie bohaterek dokumentu. Większość jest jak kubeł lodowatej wody albo skok w przerębel.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Poszukujemy inspirujemy". Ten dom robi wrażenie. Detale przyciągają uwagę
Wspomnienie matki, która zaczynała każdy dzień od krytycznego przyglądania się sobie w lustrze i litanii pogardy do swoich nóg, piersi, pupy. Opowieść o pięknej siostrze, której urodą zachwycała się cała rodzina i tej drugiej – "przynajmniej bystrej", która nie doczekała się komplementu, nawet gdy zapytała: "Czy naprawdę nie jestem ani trochę ładna?". Gorycz w głosie singielki, której całe życie oceniane jest wyłącznie przez pryzmat braku męża i dzieci.
A więc jesteśmy w tym razem, choć żyjemy w różnych miejscach na Ziemi. Bardziej podobne niż możemy przypuszczać. Masowo doświadczamy poczucia niewystarczalności, mierzymy się z rozczarowaniem sobą i swoim ciałem. W poszukiwaniu akceptacji, spędzamy godziny lub lata tocząc nierówne walki z każdym "nadmiarowym" kilogramem, włosem albo zmarszczką. Przeglądamy się w krzywych zwierciadłach. Przystawia je nam rodzina, świat mediów społecznościowych, kultura i patrtiarchat. Wydajemy krocie, by zatrzymać upływ czasu i dostosować się do wyśrubowanych kanonów piękna. Próbujemy uniknąć odrzucenia i zasłużyć na lajka od życia.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Myślisz, że przesadzam? Niech przemówią liczby. W 2019 r. przeprowadzono 1,8 mln zabiegów powiększenia piersi i 1,7 mln liposukcji. Na wypełnianie i likwidację zmarszczek botoksem i kwasem hialuronowym corocznie decyduje się ponad 10 mln osób. Wartość rynku chirurgii plastycznej w 2021 r. szacowano na 70 miliardów dolarów amerykańskich, a 92 proc. klienteli stanowią kobiety.
Możemy się spierać, czy coraz większa dostępność procedur, jakim możemy poddawać nasze ciała oznacza rozwój i przywilej, czy rosnącą presję. Jedno jest pewne: jesteśmy gotowe na wiele wyrzeczeń i bólu, by podobać się sobie i światu.
Sprzedawców marzeń jest więcej
Ponad połowa postów na Instagramie dotyczy branży mody i urody. Reklamy (często w przebraniu szczerych poleceń od gwiazd) obiecują, że od szczęścia dzieli nas tylko jedno kliknięcie: "dodaj do koszyka". Nowa torebka z logo wyśle światu sygnał, że jesteśmy kobietą sukcesu. Buty w najmodniejszym kolorze najlepiej poprawią humor (do pierwszych odcisków). Sukienka o specjalnym kroju wyszczupli i wydłuży (wiadomo - priorytety!).
W obrazkowym świecie mediów społecznościowych nieustannie porównujemy się z innymi, a poprzeczka zawieszona jest w chmurach. Zapominając o filtrach i sztabach ludzi stojących za niejedną "spontaniczną" sesją, niechcący dokarmiamy kompleksy. Próbujemy je zasypać górami niepotrzebnych rzeczy, bo przekonano nas, że zakupy relaksują skuteczniej niż kontakt z czymś żywym - naturą lub drugim człowiekiem. Nasze szafy pękają w szwach, bo potwierdzenia swojej wartości szukamy na zewnątrz, przeglądając się w oczach innych. "Musisz to mieć!". Aby branża mody mogła co roku sprzedać nam osiemdziesiąt miliardów sztuk ubrań, marketingowa machina musi się wysilić.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Legenda głosi, że gdyby pewnego dnia wszystkie kobiety obudziły się zadowolone z siebie, branżę mody i beauty czekałoby bankructwo. Póki co, giganci fast fashion mogą spać spokojnie. Biznes się kręci, bo miliony z nas wierzą, że marki wiedzą lepiej, jakie kolory i fasony mamy nosić w danym sezonie, a wizerunek to najważniejsza sprawa dla kobiety.
Śniąc o idealnym wyglądzie, porzucamy inne marzenia. To zjawisko ma nawet swoją nazwę - dream gap. Nierówność w marzeniach (opisana m.in. przez profesora Andreia Cimpiana) dotyczy dziewczynek, które w okolicach piątego roku życia zaczynają wątpić, że są tak samo zdolne i mądre jak chłopcy. Dlaczego? Źródeł jest kilka. Badania pokazują, że dziewczynki trzy razy rzadziej niż chłopcy dostają zabawki edukacyjne.
Ponadto pytanie "Czy mój syn jest utalentowany?" wpisywane jest w wyszukiwarkę dwa razy częściej niż "Czy moja córka ma talent?". Inne oczekiwania rodziców wobec chłopców i dziewczynek mają związek z kreowanym w kulturze wizerunkiem kobiet. Media pełne są obrazków grzecznych dziewczynek w różach, zajętych makijażem i modą nastolatek, poświęcających się dla rodziny matek i babć, których jedyną radością są wnuki. Utrwalone stereotypy nie podpowiadają dziewczynkom ról, w których obserwują niemal wyłącznie mężczyzn.
Naukowiec, pilot, prezydent, astronauta…
Zgadnij ile kobiet rysują dzieci proszone o ilustracje tych zawodów? Język ma więc znaczenie i wyraźnie sugeruje płeć, która stoi za daną profesją. Kojarzysz te internetowe boje o feminatywy, w których głównie mężczyźni bronią męskich końcówek jak niepodległości? Architektka czy inżynierka podobno brzmią śmiesznie, ale sprzątaczka i kelnerka zupełnie naturalnie. Pilotka to tylko czapka, ale wiadomo że pilot może być też od telewizora. Członkini zarządu brzmi idiotycznie, nie to co członek. Posłanka? W polskim Sejmie nie pozwolono kobietom na takie "fanaberie" na tabliczkach ze swoim nazwiskiem. Patriarchat święcie wierzy, że kobietom nie można ufać i pozwalać na zbyt wiele, nawet w kwestii decydowania o własnym ciele.
Czy więc trudno się dziwić, że w XIX wieku wielu dziewczynkom i dorosłym kobietom wciąż trudno wyobrazić sobie siebie w roli prezeski, premierki lub uczestniczki ekspedycji na Marsa? Dlatego bardziej od podboju kosmosu potrzebujemy wzorców, które przywrócą nam wiarę we własne siły i zainspirują do realizacji marzeń.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Potrzebujemy nowych opowieści i nowych bohaterek. Mamy już coraz więcej bajek, w których dziewczynki są sprawcze, a księżniczki nie czekają na ratunek królewicza, którego zachwycić może tylko ich uroda. Czas na podręczniki historii, w których znajdzie się miejsce dla kobiet. Myślę tu na przykład o kapitance Krystynie Chojnowskiej- Liskiewicz - pierwszej kobiecie, która samotnie opłynęła świat. Już w latach siedemdziesiątych brawurowo pokonała horyzont uprzedzeń i ocean niechęci wobec kobiet pod żaglami. Dlaczego nie słyszymy o takich kobietach w szkole? Czyżby z obawy, że rozpalą wyobraźnię dziewcząt, a te, gdy dorosną, zmienią porządek świata?
Minie pewnie niejedna estońska zima i polska jesień zanim urodzą się dziewczynki, którym nigdy nie przyjdzie do głowy, że są gorsze od chłopców. Nie będą mierzyć swojej wartość urodą i obwodem brzucha, ani cenzurować marzeń. To, co możemy zrobić już dzisiaj, to czulej spojrzeć na siebie i inne kobiety. Usiąść w kręgu, uczyć się obnażać emocje i ciała bez wstydu i czerpać z siły siostrzanej wspólnoty. To już się dzieje i mało rzeczy napawa mnie większą radością i nadzieją.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl