"Kedi" znaczy kot. "To zwierzę dopasowane do naszego stylu życia. Po prostu sobie jest"

"Kedi" znaczy kot. "To zwierzę dopasowane do naszego stylu życia. Po prostu sobie jest"

"Kedi" znaczy kot. "To zwierzę dopasowane do naszego stylu życia. Po prostu sobie jest"
Źródło zdjęć: © Mat. prasowe / 'Kedi"
Karolina Błaszkiewicz
28.07.2017 17:52, aktualizacja: 30.07.2017 13:41

Do kin wchodzi niezwykły film. Turecka reżyserka Ceyda Torun postanowiła złożyć hołd kotom. Osobnikom niezależnym, dumnym, podobno złośliwym i dbającym wyłącznie o siebie. Stambuł, jak żadne inne miejsce na świecie, jest ich domem, a każdy napotkany człowiek - właścicielem. O tym, jakie są naprawdę, nie tylko tam, rozmawiam z dr Anną Sulimowicz - turkolożką, a z zamiłowania kociarą.

Czemu Polaków mają interesować koty ze Stambułu?
Polaków w ogóle interesują koty, jak sądzę. Jesteśmy chyba, z tego co wiem, jednym z najbardziej "zakoconych" narodów. I to jest jedna rzecz, a druga - Turcja to wciąż częsty kierunek naszych podróży. I dużo osób kojarzy Stambuł. Ale myślę, że głównym powodem nie będzie to miasto, ale właśnie koty.

Bezdomne, zaznaczmy.
Ale "Kedi" nie jest w zasadzie filmem o kotach. To film o ludziach, którzy opiekują się kotami w Stambule. I to jest dla mnie ciekawe. Zajmują się kotami z różnych względów. Ale myślę, że to wynika z poczucia jakiegoś braku w życiu. Koty przede wszystkim zaspokajają ich emocjonalne potrzeby,.

"Kedi" po polsku nie byłoby chyba możliwe…
Bo koty dziko żyjące występują u nas, przynajmniej w Warszawie i w innych dużych miastach, znacznie rzadziej, niż niegdyś to miało miejsce. Niestety. Ja wolałam czasy, kiedy koty żyły na podwórkach. Niektórzy się z tym nie zgadzają. Szkoda, że ta kocio-ludzka koegzystencja już nie istnieje.

*W Stambule tak i może aż za bardzo, jak pani sądzi? *
To miasto, gdzie koty się toleruje, chociaż film, a przynajmniej wersja, która trafiła do polskich kin, nie wyjaśnia dlaczego. Wśród zwiastunów na YouTube jest fragment pokazujący stambulski meczet, w którym wolno przebywać kotom, jego imam trzymając na dłoni śpiące kociątko, opowiada o kocie Mahometa. Bo prorok – mam nadzieję, że nie zostanę obłożona fatwą – był kociarzem!

Obraz
© Mat. prasowe filmu "Kedi"

Czyli nie tylko Egipcjanie czcili koty.
Mahomet to klasyczny przykład kociarza. W hadisach, czyli relacjach o jego życiu, słowach i uczynkach, znaleźć można historię o tym, jak jego maszerująca na wojnę armia napotkała karmiącą kotkę. Prorok zarządził zmianę marszruty, by jej nie niepokoić. Kiedy kot zasnął na skraju jego płaszcza, wołał odciąć jego kawałek niż budzić zwierzę. Najważniejsze dla późniejszego losu kotów w krajach muzułmańskich zdarzenie miało miejsce w czasie ablucji (rytualnego oczyszczania przed modlitwą) – z miski, której do obmywania się używał Mahomet, kot napił się wody. Ku zdziwieniu towarzyszy prorok nie zaczerpnął świeżej, lecz kontynuował ablucję, mówiąc: "Kot nie jest nieczysty. To jakby jeden z domowników". Odtąd koty się lubi i je hołubi.

*Koty z filmu, koty w ogóle, przypominają ludzi. Jedna kotka rządzi swoim mężem, drugi kot jest bossem dzielnicy i walczy o władzę. *
I to normalne dla tych, którzy czują sympatię do kotów. Nadajemy im ludzkie cechy. Ich naturalne zachowania odczytujemy jako podobne do naszych, bo też jesteśmy zwierzętami, tyle że z innego rzędu. Każdy, kto ma kota, sądzi, że ma do czynienia z myślącą istotą, a nie działającym instynktownie zwierzęciem.

*Właśnie, jedna z "ludzkich" postaci filmu stwierdza: Tworzenie relacji z kotem przypomina próbę nawiązania kontaktu z kosmitą. *
Jest pewna niemożność komunikacji na jakimś wyższym poziomie. Kot jest zwierzęciem autonomicznym, które nie zostało do końca udomowione i zachowało wiele cech dzikich. A z nami jest dlatego, bo mu to odpowiada. Aczkolwiek ta sama postać w filmie mówi też, że mimo różnic jest między nami jakaś nić porozumienia. Przy wzajemnym respektowaniu upodobań - co w przypadku kota jest trudne, bo kot nie respektuje naszych, wyłącznie własne (śmiech). Ale można go skłonić do pewnych ustępstw.

Koty przychodzą i odchodzą, kiedy chcą. Bez żalu, jak to bywa w relacjach międzyludzkich.
Ja w ogóle uważam, że współżycie z kotem uczy człowieka w niezwykłym stopniu tolerancji i szacunku do cudzej autonomiczności. To ma duże znaczenie. Natomiast interesujące jest to, że w Stambule taki półdziki status kotów oswaja też w pewnym sensie ludzi ze śmiercią.

*Jak to? *
Żyjemy w czasach, w których śmierć przestała być częścią życia. To, że koty żyją wśród ludzi, ale nie z nimi, w domach, pozwala ludziom przyzwyczaić się do tego, że odchodzą, także na zawsze. My czasami o tym zapominamy. Chcielibyśmy ocalić wszystkie koty. Mówi się, że to straszne, że żyją krótko. Ale to jest właśnie ich stan naturalny. I nie wiem, czy trzeba to zmieniać.

Co ma pani na myśli?
Mówi się, że kot nie został do końca udomowiony, jak pies na przykład, bo człowiekowi zależało, by pozostał częściowo dziki. Teraz, gdy od kota nie oczekuje się już na ogół łowienia myszy, w zasadzie można byłoby kota udomowić. Ale tak się nie dzieje, bo te koty, które są najbardziej przyjazne człowiekowi i skłonne do współpracy z nim, czyli te, które żyją w naszych domach, nie przekazują swoich genów potomstwu, bo je kastrujemy. Jeśli więc udomowienie kota kiedykolwiek nastąpi, to zapewne stanie się to w Stambule.

Obraz
© Mat. promocyjne filmu "Kedi"

A koty nie są wszędzie takie same?
Trudno powiedzieć… Te w Turcji, zwłaszcza w Stambule, są bardziej widoczne. Spotkać je można wszędzie. Stanowią element miejskiego krajobrazu. Są jak duch tego miasta. Ludzie tolerują ich obecność, a one tolerują obecność ludzi. Pozwalają się głaskać, gdy ludzie mają na to ochotę, albo same od nich tego żądają.

Żądają?
Przede wszystkim żądają jedzenia. Reagują nie tyle na "pisi pisi", czyli tureckie "kici kici", ile na szelest foliowej torebki albo papieru, w który owinięto kanapkę. A potrafią być bardzo natarczywe. Najbardziej rozpuszczone – żeby nie powiedzieć rozbisurmanione – spotkać można na kampusie Uniwersytetu Boğaziçi. Ktokolwiek pojawi się z jedzeniem, z miejsca staje się obiektem ataku i próby rozbójniczego wymuszenia (śmiech). Potrafią wskoczyć na kolana czy ramię, byle dostać to, czego chcą. Są bezczelne, nachalne i… przeurocze.

*Oraz kochane, nie tylko w Stambule. *
Kot to zwierzę dopasowane do naszego stylu życia, do tego, że dużo czasu spędzamy w pracy. Potrzebujemy zwierzęcia, które się samo sobą zajmie, zwierzęcia łatwego w obsłudze, niewymagającego nieustannej atencji. Kot spełnia te kryteria. W tej chwili mój kot leży obrócony do mnie plecami na kanapie. I tak będzie leżeć do popołudnia, gdy przyjdzie pora coś zjeść (śmiech).

To nie wiem, czy zgodzi się pani z teorią, że koty chcą przejąć kontrolę nad światem.
Nie sądzę. Jestem daleka od demonizowania kotów i nie przypisuję im ludzkich odczuć i emocji. To urocze zwierzęta, które przede wszystkim korzystają z okazji, które my im stwarzamy, choć potrafią, jeśli zechcą, okazywać przywiązanie. Nie wydaje mi się więc, żeby chciały przejmować kontrolę, bo z władzą łączy się odpowiedzialność… A koty są zbyt wygodnickie, żeby się na coś takiego porywać (śmiech).

*No dobrze. W takim razie widzą w nas pewnie większe koty. *
Te, które skazujemy na samotne życie u naszego boku, bez kontaktu z pobratymcami zapewne tak nas postrzegają. Ale wszystkim należy się nie tylko opieka, ale i szacunek ze strony człowieka. Także tym, które żyją na ulicy. "Kedi" pokazuje coś, z czym my w Polsce już coraz rzadziej się stykamy: ludzi i koty żyjące obok siebie. Chyba się odzwyczailiśmy od takiej bliskości. U nas by mieć kontakt ze zwierzęciem, trzeba je mieć w domu Stambule wystarczy zatrzymać się na chwilę na ulicy.

"Kedi. Sekretne życie kotów" Ceydy Torun w polskich kinach od 28 lipca
Dystrybucja M2FIlms

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (64)
Zobacz także