#KobiecaLinia Mówią o niej Polska Królowa Driftu. Staje na podium obok mężczyzn i mówi, że kobieta może wszystko
Karolina Pilarczyk rzuciła karierę w branży IT dla ostrej jazdy. W rozmowie ze mną opowiada, co robiła w czasie lockdownu, dlaczego wspiera Strajk Kobiet i nie zgadza się na szowinistyczne komentarze kolegów po fachu. Deklaruje, że kobiety są równie dobre jak oni, a często lepsze.
11.12.2020 | aktual.: 13.12.2020 09:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Karolina Błaszkiewicz, WP Kobieta: Jak pandemia odbiła się na twoim życiu?
Karolina Pilarczyk: Na początku roku przygotowywaliśmy się już mocno do zawodów. A wiadomo, że samochodów nie buduje się w miesiąc. To są projekty, które rozpoczęliśmy w październiku 2019. Ponieśliśmy duże koszty, szykując się na ten sezon. Zatem, kiedy nagle wybuchła pandemia i nastąpił lockdown, nasi sponsorzy zaczęli się zastanawiać, czy będziemy w stanie zrealizować to, do czego się zobowiązaliśmy. I niestety, jednego z większych straciliśmy…
Więc nie ukrywam, że początek 2020 był dla nas trudny. Pod kątem finansowym, był też naznaczony strachem przed tym, co będzie. Aczkolwiek jesteśmy dosyć optymistycznym zespołem i zwykle znajdujemy jakiś plan B. Ja, po pierwsze, zaklinałam rzeczywistość. Powiedziałam sponsorom, że od lipca na 100 proc. ruszamy z zawodami. Wielu mi nie wierzyło (śmiech).
Jak to się skończyło?
Do tego czasu realizowaliśmy różne usługi, żeby w tym okresie kwiecień-czerwiec coś się jednak działo. Chcieliśmy też podnieść na duchu naszych fanów, kiedy docierały do nas wyłącznie negatywne informacje. Pokazać im, że to przetrwamy, że znajdzie się rozwiązanie. Tak przepracowaliśmy te 3 miesiące i… ruszyliśmy z zawodami. Zaklinanie rzeczywistości przyniosło efekt (śmiech). I te zawody mieliśmy prawie co tydzień! Do połowy października było bardzo intensywnie.
Udało się zrealizować większość planów, poza startami w Formuła Drift – najbardziej prestiżowej lidze driftingowej na świecie. Jestem pierwszą i jedyną Europejką, która w niej startuje. Przez pandemię nie mogliśmy polecieć do Stanów Zjednoczonych. Ale w Polsce wystartowałam w dwóch cyklach Mistrzostw. Jeździłam w najwyższych klasach, najsłabszym autem w stawce i pomimo tego - stawałam na podium z mężczyznami. W połowie roku śmiałam się, że nie wliczę go do swojego wieku, chciałam o nim zapomnieć, ale pod koniec roku stwierdzam, że to był całkiem dobry rok!
Zobacz także: #KobiecaLinia Olga Bołądź, Magda Lamparska i Jowita Radzińska dają siłę kobietom, ucząc pisania scenariuszy
Nie bałaś się wirusa?
Ja nigdy nie choruję. Jestem weganką. Nie szczepię się i nie stosuję leków. Nawet nie przechodziłam grypy. Mój organizm jest bardzo silny, więc nie, nie bałam się – mam do wirusa podobny stosunek jak Szwedzi. Ale martwiłam się o bliskie mi osoby. Przez 3-4 miesiące nie widywałam moich rodziców i babci, która z nimi mieszka. Ma 96 lat. Pomyślałam, że nawet jeśli mnie się nic nie stanie, to mogę być przecież ukrytym nosicielem i zrobić im krzywdę. Starałam się więc izolować. Bądźmy szczerzy – wielu ludzi nie jest zdrowych. Nie dbają o siebie. Stres, alkohol, zła dieta oparta na tłustym jedzeniu… Wirus jest dla nich niebezpieczny.
Dzieliłaś z kimś to doświadczenie kwarantanny?
Tak jak mówię, starałam się unikać ludzi. Ten czas spędziłam z moim narzeczonym. Korzystaliśmy z tego, że mamy psy i chodziliśmy na spacery.
Mówiłaś o tym, że unikasz szczepionek. Na COVID-19 też się nie zaszczepisz?
Nie, aczkolwiek nie jestem antyszczepionkowcem. Po prostu uważam, że to jest tylko i wyłącznie kwestia odporności organizmu. Kiedyś firma, w której pracowałam, zasponsorowała szczepionki przeciwko grypie i byłam jedyną osobą, która się wyłamała. Miałam z tego powodu duże nieprzyjemności. Skończyło się tak, że cała firma po tych szczepieniach się pochorowała. Ale podkreślę, organizmy są różne. Mam podstawy uważać, że mój świetnie sobie radzi i dlatego nie stanę w kolejce po szczepionkę na COVID-19. Nie mówię jednak, żeby inni się nie szczepili.
Zobacz także: Czy warto szczepić się na grypę?
Ostatnie miesiące to nie tylko dyskusje o szczepionce. Obserwowałaś, co działo się w kwestii praw kobiet?
Tak i oczywiście jestem tym zbulwersowana. Zawsze walczyłam o to, żeby kobiety były niezależne i decydowały o sobie. No i w tym momencie ktoś chce nam to odebrać. Coś tutaj jest nie tak. Narzuca się kobietom rodzenie dzieci w każdej sytuacji, a nie zapewnia się im wsparcia. Nie jestem matką i być może nie powinnam szczególnie się wypowiadać, ale mam fantastyczne przyjaciółki z niepełnosprawnymi dziećmi.
Widzę, jak one muszą walczyć o każdy dzień, o każdą złotówkę, właściwie żebrać o pomoc… Oczywiście są same, partnerzy uciekli, stwierdzili, że nie dadzą rady i to dla nich za dużo. Tymczasem wymaga się od kobiet jakiegoś heroizmu, poświęcenia, często całego życia. I to mnie najbardziej bulwersuje. Dlatego absolutnie stoję murem za kobietami. Uważam, że to są nasze ciała i niech rząd zacznie zajmować się osobami, które już są na tym świecie, a nie zarodkami. Szukam cenzuralnych słów… Hasła strajków są mi bardzo bliskie. Mam ochotę kląć, bo już inaczej się nie da. Kobiety wychodziły z parasolkami, wychodziły z wieszakami i w końcu wyszły z wulgaryzmami. Trzeba potrząsnąć tym krajem.
A ile jest kobiet w twoim zawodzie?
Bardzo mało w całym motosporcie, nie mówiąc już o samym driftingu. Drifting jest stosunkowo świeżą dyscypliną motosportową, więc naturalnie mężczyźni się tym zajęli, a kobiety gdzieś się przyglądały z boku. Ja przez prawie 10 lat byłam sama! Fajnie, że dziś kobiety coraz bardziej się tym interesują, częściej startują w zawodach.
Bo czym innym jest zajawka motoryzacją, a czym innym wystawienie się na ocenę i hejt. Kobiety są przecież częściej oceniane w motosporcie niż mężczyźni. Ja uważam, że świetnie się sprawdzają – jesteśmy wielozadaniowe. Nieprawda, że kobiety są bardziej samozachowawcze, czy bojące się wszystkiego. Znam mnóstwo takich, które mają "większe jaja" od facetów. Barierą jest to, że drifting też kosztuje, kobiety często również nie parają się mechaniką. Ale powtarzam im, że mogą się cieszyć sportem, jazdą, a ciężkie prace zostawić mężczyznom. Dlaczego mamy robić wszystko same?
Odzywają się do ciebie?
Tak, piszą z całego świata. Znają mnie dzięki Formule Drift czy dużemu reality show dla Netflixa "Hyperdrive". W wiadomościach dziękują mi za pokazywanie, że kobieta też może. Pytają mnie, jak zacząć, co zrobić, żeby jeździć, jak zbudować zespół. Czuję się zaszczycona i zmotywowana.
Masz wsparcie partnera? Ostatnio szef Zalando rzucił pracę, by jego żona mogła zająć się swoją karierą.
Cieszę się, że mężczyźni zaczynają wspierać swoje kobiety. Odchodzimy od stereotypowego podejścia, że mężczyzna jest tą głową rodziny i ma zarabiać, a kobieta zajmować domem. Mój partner Mariusz Dziurleja jest też szefem mojego teamu, buduje mi samochody. To doświadczony zawodnik i konstruktor pojazdów do offroadu i driftu. Niesamowita głowa! A jednocześnie, pomimo że był czynnym zawodnikiem, potrafił z tego zrezygnować i mnie wspierać, żebym to ja jeździła. To piękne, ale zarazem wciąż rzadkie, zwłaszcza jeśli chodzi o środowiska zdominowane przez mężczyzn.
Wielokrotnie to odczuwałam. Mężczyzna musi mieć bardzo duże poczucie własnej wartości, żeby wspierać swoją kobietę, a to przecież jest dla obojga sytuacja win-win.
Wspomniałaś o przykrościach ze strony mężczyzn…
Było ich całe mnóstwo. Kobietom nie wybacza się błędów. Jeżeli panowie mają jakiś wypadek podczas zawodów, to mówi się, że coś zawiodło w sprzęcie. A kiedy mnie to spotka, to znaczy, że nie umiem jeździć. Nieważne, co zrobię. O moich sukcesach pamięta się przez chwilę, porażki za to piętnuje się latami. To jest przykre. Bardzo mocno muszę walczyć o to, żeby zdobyć szacunek, wypracować sobie pozycję. Cały czas dyskutuję z hejterami, a nawet z zawodnikami, bo nie wszyscy są chętni do współpracy.
Nieprzyjemnych sytuacji jest sporo, ale na szczęście więcej jest tych fajnych, wspierających kibiców, zawodników, którzy pytają o radę i pomagają podczas zawodów w krytycznych sytuacjach. Oczywiście hejt się bardziej pamięta. Ja nigdy nikogo nie atakuję, ani nie wyśmiewam, dlatego mam żal do ludzi, którzy traktują mnie nie fair. Chciałabym, żebyśmy się wspierali, bo uważam, że tylko byśmy na tym zyskali.
A kobiety cię wspierają?
Mam dużo koleżanek, ale mało przyjaciółek, z którymi utrzymuję bliski kontakt. Po pierwsze dlatego, że jestem strasznie zarobioną osobą, a do tego pracoholiczką. Po drugie, dużo kobiet w moim otoczeniu ma dzieci i nie pokrywają nam się tematy rozmów. Ale wszystkie mnie wspierają i mi kibicują. Uważam, że kobieta, która jest silna i pewna siebie będzie dopingowała inne kobiety. Osoby zakompleksione – nie tylko kobiety – i z pretensjami do świata wolą kogoś atakować.
Zbliżają się święta. Kobiety w tym okresie częściej słyszą pytania o dzieci. Wiesz o czym mówię?
Tak! My jesteśmy tymi, które mają rodzić i to nam tyka zegar. Rzeczywiście, słyszę takie pytania czy komentarze, że ja i Mariusz mielibyśmy bardzo ładne dzieci. Oczywiście śmieję się z tego i nie podejmuję tematu, bo uważam, że to moja sprawa. Lubię dzieci, ale wiem, że będąc matką musiałabym zrezygnować z jazdy. A o to, co teraz mam, walczyłam przez wiele lat. Nie miałam wiedzy, wsparcia, rodzinnej tradycji. Wszystko musiałam zdobyć sama i udało się. Teraz się w tym rozwijam i ciężko byłoby mi to porzucić w imię macierzyństwa.
Chociaż nie znaczy to, że jesteś nieszczęśliwa czy niespełniona.
Ja się czuję bardzo szczęśliwa i zrealizowana w życiu. Nikt nie powinien wkładać w to nosa, ingerować i naciskać. Nie ukrywam jednak, że moja mama kiedyś wywierała na mnie presję i bardzo chciała mieć wnuka. Przekonywała mnie wręcz, że mogę urodzić, a ona z tatą zajmą się jego wychowaniem (śmiech). Ja od 14. roku życia planowałam zupełnie co innego – mówiłam mamie, że nie będę mieć dzieci, że zrobi je mój brat. I ma ich trójkę. Także rodzinny obowiązek został spełniony (śmiech).
Będziesz jeździła za 20 lat?
To jest dobre pytanie. Ja tak kocham drifting, że nie zależy mi na samym wygrywaniu, chociaż to nagroda to ukoronowanie ciężkiej pracy. Moim celem zawsze była jazda, driftowanie. Dlatego śmieję się, że widzę siebie jako staruszkę, która z chodzikiem idzie do samochodu, wsiada i naciska pedał gazu. Ale jasne, myślę o alternatywie. Za 20 lat mogłabym prowadzić kuźnię talentów i przygotowywać zawodników do mistrzostw. Chociaż jeździć chciałabym do samego końca.