#KobiecaLinia Roma Gąsiorowska o byciu artystką i matką w czasach pandemii
Nie lubi określać się wyłącznie jako aktorka. Jest jeszcze reżyserką, producentką, projektantką mody, managerem kultury i coachem. W chwili, gdy rozmawiamy, koronawirus od kilku miesięcy wywraca świat do góry nogami. Roma Gąsiorowska odpowiada na kryzys, jaki wywołał, otwarciem nowego kierunku studiów, którego w Polsce jeszcze nie było. Zdradza też, co myśli o koleżankach po fachu i młodych gwiazdach ekranu.
16.10.2020 14:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Karolina Błaszkiewicz, WP Kobieta: Prowadzi pani szkołę aktorską od 8 lat. Czy pandemia wpłynęła na pani działalność?
Roma Gąsiorowska: Pandemia zaskoczyła wszystkich i mnie tak samo. Zostaliśmy nagle zamknięci, a dopiero po kilku tygodniach wiedzieliśmy, że to będzie trwało znacznie dłużej.
Wówczas, zgodnie z wymogami ministerstwa, edukacja zaczęła się odbywać online. Wyzwanie to było ogromne, gdyż zajęcia aktorskie polegają głównie na praktyce, a nie na teorii – z pewnością wszystkie aspekty zajęć było ciężko przeprowadzić w nowej formule.
Jak sobie pani z tym poradziła?
Należę do osób, które dość szybko adaptują się do nowych okoliczności. Zmodyfikowałam program, dokładając narzędzia, których wcześniej używałam podczas indywidualnych sesji coachingowych. Studenci dodatkowo skorzystali z tematów, których nie mieliby szansy przeprowadzić w grupie. W tym roku jesteśmy już bogatsi o to doświadczenie i program został opracowany hybrydowo bez uszczerbku na programie.
Czy otwieranie nowego kierunku "manager sektora kreatywnego" jest odpowiedzią na niepewne czasy?
Jest odpowiedzią na potrzeby rynku. Kilka lat temu, kiedy otwierałam W-arte dom produkcyjny i zaczęłam produkować wydarzenia kulturalne, przyglądałam się różnym twórcom i ich potrzebom. Zauważyłam lukę. Nie ma wielu dobrych managerów, którzy mają aktualną wiedzę i potrafią poprowadzić artystę w odpowiedni sposób. Do tego rynek zmienia się dynamicznie, odbiorcy potrzebują od twórców coraz bardziej bezpośredniego kontaktu, by się nimi zainteresować.
Stąd też niezwykle ważnym aspektem jest budowa marki osobistej – to jest pojęcie, które dobrze funkcjonuje w biznesie, a do świata kulturalnego zaczyna wchodzić coraz szerzej. Teraz artysta, który osiąga duży sukces, potrzebuje nie tylko jednego managera, ale zespołu osób tej specjalności. Ten zawód dzieli się w tym momencie na bookera/agenta, managera odpowiedzialnego za kontakt z mediami - czyli tzw. PR managera, social media managera – odpowiedzialnego za content i spójną identyfikację. Kierunek, który otwieramy, jest jedynym w Polsce, dającym takie przygotowanie.
Mówi pani o wspieraniu artysty. A czy pani czuje wsparcie ze strony koleżanek-aktorek?
Jestem dość specyficzną osobą, która nie myśli sztampowo. Moja kariera od początku rozwijała się bardzo dynamicznie, a to wówczas nie przysparzało mi wielu przyjaźni, gdy stawiałam pierwsze kroki w zawodzie. Dużo wsparcia zawsze czułam od moich autorytetów i mistrzów już na początku drogi.
Kim oni są?
Na pierwszym roku studiów debiutowałam w filmie Jerzego Stuhra, co było dla mnie ogromną nobilitacją. Podkreślał, że ma nosa do osób, które wybiera. Mówił, że zrobię dużą karierę w filmie – to dawało mi ogromnego kopa. Jeśli chodzi o teatr, to miałam wówczas ogromne wsparcie u mojego ówczesnego prof. Adama Nawojczyka, który do tej pory jest mi bliski i także zawsze we mnie wierzył.
Wsparcie otrzymałam też od Ani Dymnej, która czuła moją wrażliwość. Słała mi konkretne komunikaty, które podnosiły mnie, dając mi poczucie, iż jestem we właściwym miejscu. To samo czułam od Krzysztofa Globisza. To były moje filary, które w tym trudnym początkowym czasie dawały mi przekonanie, że zawód ten jest wymagający, i że nie będzie łatwo, ale uświadamiali mi jednocześnie, iż jestem na właściwej drodze i nie powinnam z niej schodzić. W związku z tym, że szybko porwał mnie zawód i choć byłam lubiana, to miałam poczucie, że dużo wokół mnie jest zazdrości.
To zmieniło krąg pani przyjaciół?
Czułam w tamtym momencie dystans, bo ciężko znosić sukcesy osoby obok. To są naturalne reakcje i postawy, bo gdy pniemy się w górę to jesteśmy inspiracją, ale też zagrożeniem. Szybko wówczas zrozumiałam, że będzie mi łatwiej przyjaźnić się z osobami, które ten sukces też osiągają. Niemniej na pewno na linii aktor-aktor jest duże napięcie i duża rywalizacja.
Powodem jest to, że nasz zawód jest nie tylko niepewny, ale ciężko czasem zrozumieć, z jakiego powodu określona osoba dostała rolę. Jako aktorzy czy aktorki cały czas jesteśmy wystawiani na ocenę, będąc w ciągłym procesie obserwacji i konfrontacji. Udowodnienie, że jesteśmy odpowiedni do danej roli, jest stresujące, nawet jeśli ma się duże doświadczenie.
Którą koleżankę po fachu ceni pani najbardziej i za co?
Lista byłaby długa, mogłabym z pewnością powiedzieć o nieżyjącej już Danusi Szaflarskiej, która była dla mnie ogromną inspiracją. Poznałam ją osobiście, pracowałam z nią i była dla mnie koleżanką, która dawała mi obraz, że można w tym zawodzie funkcjonować do ponad 90 lat, będąc pełną energii i werwy kobietą oraz cieszyć się każdą chwilą, bez względu na to, co życie nam daje.
Bardzo dużo kobiet, które weszły do świata kina, znałam, zanim to się wydarzyło, więc obserwuję je w takim pokornym podejściu do zawodu – to daje także ogromną inspirację. Jest też dużo utalentowanych aktorek, które z jakichś powodów nie mają możliwości publiczności tego udowodnić. Poza tym cenię moje koleżanki, które pięknie budują postaci - od nich bardzo dużo się uczę i inspiruję
Co pani myśli o młodych gwiazdach, na ekranach i w teatrze?
Od momentu, gdy ukończyłam szkołę artystyczną, to bardzo dużo się zmieniło na rynku teatralnym i filmowym. Wciąż bardzo ważne jest wykształcenie oraz to jaką jesteś osobą i co sobą reprezentujesz, czy jakie masz wartości. Natomiast ważna stała się popularność – to osobna kategoria, która często powoduje, że jeśli producentowi czy reżyserowi zależy na dużym dotarciu do odbiorcy, to popularność jest tą kartą przetargową. Dlatego w projektach pojawiają się połączenia osób, które mają dorobek artystyczny, ale nie są popularne - z popularnymi, bez dorobku artystycznego.
Czy młodym, bez studiów, sukces nie przychodzi za łatwo?
Od ośmiu lat jestem w procesie wypuszczania na rynek osób, które otrzymują ode mnie i od osób, które zaprosiłam do kadry, wykształcenie i praktykę. Bardzo często mają o wiele bardziej wypracowane narzędzia pracy z kamerą niż osoby po państwowych szkołach. Szkoły państwowe są wciąż pożądane, jeżeli chodzi o teatr, natomiast w świecie filmu czy serialu bardziej stawia się na praktykę i otwartość. Dlatego też trzeba to weryfikować i dawać młodym ludziom narzędzia, a nie tylko opowiadać anegdoty z planu. W tej chwili część naszych absolwentów jest u szczytu, absolutnie rozpoznawalnych.
Zobacz także
Eliza Rycembel po naszym kursie dostała zaproszenie na casting do filmu "Obietnica" i udało się przy wsparciu AktoRstudio przeprowadzić ją przez tę postać. To był ogromny sukces i otwarcie jej drogi zawodowej. Dopiero później dostała się do Państwowej Szkoły. Łukasz Gawroński, kiedy był w naszej szkole, dostał rolę w filmie Jana P. Matuszyńskiego "Ostatnia rodzina".
Ludwik Borkowski czy Konrad Jałowiec przyszli do szkoły mając już ponad 30 lat. Ludwik zagrał w filmie "Ukryta gra" Kośmickiego, a po tej współpracy reżyser zaproponował mu rolę w serialu “Klangor”. Oprócz tego ukończył kurs w Yang Studio Of Acting/Ivana Chubbuck London. Natomiast Konrad otrzymał rolę w serialu "Przyjaciółki" i wszedł już do stałej obsady. Mogłabym wymieniać wielu absolwentów, którzy osiągają sukcesy w serialach czy filmach albo otworzyli się na innego rodzaju drogę realizacji jak np. reżyseria czy dubbing. Niektórzy wyjechali za granicę i tam realizują swoje marzenia.
Co pani zdaniem stanowi dziś największe wyzwanie dla kina?
Myślę, że niestety jeszcze wszystko przed nami i koszty pandemii będziemy odczuwali my - twórcy. Tendencja do mniejszej liczby osób w kinie sprawia, że producentom zależy na tym, żeby zmniejszać budżety. Zatem kino artystyczne będzie tworzone jedynie w sposób kameralny. Obsady są z góry ustalone w momencie, kiedy projekt jest tworzony - więc osoby, które nie mają doświadczenia, rzadko mają szansę wejść do niego. W związku z tym kino staje się coraz bardziej elitarne. Co prawda zawsze tak było, ale teraz będzie to coraz bardziej widoczne.
Jeżeli chodzi o seriale, to obecnie powstaje ich dużo - w krótkiej czy zamkniętej formie i to zdecydowanie będzie przyszłość, bo powstaje możliwość opowiadania historii trochę szerzej niż przez głównych bohaterów.
Czy umiałaby pani poradzić Polkom, jak być jednocześnie spełnioną matką i realizować się zawodowo?
Jestem kobietą, która dużo od siebie wymaga i przede wszystkim stawia na rozwój osobisty. Połączenie życia zawodowego z prywatnym jest wymagające. W moim przypadku do tego dochodzi jeszcze prowadzenie własnej firmy, która pociąga za sobą duże odpowiedzialności.
Aby siebie realizować na wielu polach, potrzebuję dużo energii, dlatego zaczęłam obserwować swój dzień, tydzień, miesiąc i rok. Pracuję nad sobą, by wykorzystywać określone narzędzia gospodarowania czasem i energią – nazwałam to slow fast life i łączę energię dynamicznego życia z bardzo głębokimi praktykami relaksacji czy pokonywania oporów i lęków. Takie holistyczne podejście do człowieka jest ze mną od kilkunastu lat i nie zejdę z tej ścieżki, bo jest rozwojowa i budująca.