Blisko ludziKobieta-orkiestra: kim jest Aida Kosojan-Przybysz?

Kobieta-orkiestra: kim jest Aida Kosojan-Przybysz?

Na pierwszy rzut oka jest bardzo drobna i krucha, jak laleczka z porcelany. I bardzo spokojna, niczym tafla morza w Batumi o zachodzie słońca. A jednak bije od niej niespotykana siła. Dzięki niej realizuje wszystkie swoje projekty.

Kobieta-orkiestra: kim jest Aida Kosojan-Przybysz?
Źródło zdjęć: © AKPA
Aneta Wawrzyńczak

17.12.2012 | aktual.: 07.09.2018 12:30

Na pierwszy rzut oka jest bardzo drobna i krucha, jak laleczka z porcelany. I bardzo spokojna, niczym tafla morza w Batumi o zachodzie słońca. A jednak bije od niej niespotykana siła. Dzięki niej realizuje wszystkie swoje projekty. Jest ich niemało, bo Aida Kosojan-Przybysz śpiewa, komponuje, nagrywa płyty, pisze autobiografię i wierszo-bajki dla dzieci, prowadzi fundację i jako wizjonerka pomaga ludziom.

Aida jest Ormianką, urodziła się w gruzińskim Batumi, studiowała w Kijowie, a większą część życia spędziła w Polsce.

Z wykształcenia jest magistrem ekonomii, z zamiłowania i talentu - śpiewaczką, z dziada pradziada (a właściwie babki prababki) - wizjonerką. Choć to na pozór trzy zupełnie różne dziedziny, Aida przekonuje, że mają wiele wspólnego. - W każdym z tych przypadków cyfry, liczby odgrywają znaczącą rolę. Matematyka operuje liczbami, tak samo jak przeznaczenie; wszystko wydarza się w jakiś konkretny dzień, w jakąś konkretną godzinę, w określonym czasie, gdy ma się ileś tam lat. I wreszcie muzyka - to jest też matematyka, można ją zapisać w postaci nut, półnut. No i muzyka oddaje emocje, jakimi odbieramy świat - mówi Aida.

Trzy rodziny

- Wyrosłam na ziemi, o której mówi się: złote pola mandarynkowo-pomarańczowe. Takie pole miała moja babcia Ania. Często do niej jeździłam. Jesienią zbieraliśmy mandarynki, tak jak w Polsce zbiera się jabłka - wspomina.

Pierwsze, co przychodzi jej do głowy, gdy wraca myślami do rodzinnego domu, to poczucie bezpieczeństwa i ogrom miłości, którym otoczyły ją, jak sama mówi, „trzy pary rodziców”.

- Moja mama miała 19 lat, gdy mnie urodziła, a tata 20 lat. Moje dwie ukochane babcie, Margo i Ania, były jeszcze młodymi kobietami. Mieszkałam z rodzicami i dziadkami od strony taty, a wakacje spędzałam u babci Ani, w małej miejscowości pod Batumi - Aida uśmiecha się z rozczuleniem, gdy wspomina dzieciństwo.

Jej dom rodzinny tętnił życiem. Mama była uzdolnioną fryzjerką, znaną w całym Batumi, zwłaszcza po tym, jak zwyciężyła w konkursie fryzjerskim na cały region i pojechała reprezentować Adżarię na zawodach w Moskwie. Tata, z wykształcenia śpiewak operowy, „zajmował się wieloma różnymi rzeczami”, między innymi występował na scenach całego byłego ZSRR ze swoim zespołem muzycznym.

W wieku czterech lat odkryła, że posiada dar jasnowidzenia. Przepowiadała przyszłość najbliższej rodzinie i sąsiadom, wiedziała o nich to, czego nigdy jej, malutkiej dziewczynce, nie mówili.

Jednak mała Aida miała też inne zdolności. Odkąd sięga pamięcią, towarzyszyła jej muzyka. Nie tylko dlatego, że jej ojciec był artystą. Od maleńkości śpiewała i pisała wierszyki. - W moim przypadku muzyka to też jest forma mówienia. Nawet w szkole, żeby zapamiętać wierszyk, układałam z niego piosenkę - opowiada.

Chodziła do szkoły muzycznej, jednak gdy zaczęła trenować gimnastykę artystyczną, zrezygnowała z dalszej edukacji w tym kierunku. - Może trochę lenistwo wzięło górę? W szkole muzycznej trzeba było lekcje odrabiać, a ze sportem wiadomo - trenujesz, a do domu przychodzisz już wolna - stwierdza.

Chciała zostać lekarzem sportowym, później jednak sztuka powróciła na pierwszy plan. W ostatniej klasie liceum, na zakończenie roku, wszyscy absolwenci przygotowywali przedstawienie dla nauczycieli i młodszych roczników. Piosenki, wiersze, kabaret - cały scenariusz, wszystkie teksty napisała Aida. - Sztuka po prostu we mnie siedzi - stwierdza dziś, ponad 20 lat później.

Jako siedemnastolatka stanęła na rozstaju dróg: akademia teatralna lub bardziej „konkretny” zawód. Tata, jak wszyscy Ormianie, bardzo praktyczny, doradzał, że na sztukę przyjdzie jeszcze czas, a Aida musi mieć zawód, który pozwoli jej wrócić po ośmiu godzinach pracy i zająć się rodziną. - Powiedział: jakbyś była chłopakiem, to bym się nie wtrącał, ale jesteś dziewczyną, będziesz decydowała, jak już będziesz miała swojego męża - wspomina.

Aida zdecydowała się więc na ekonomię. Był 1986 rok, panowała moda na ten kierunek, a ona była bardzo dobra z matematyki. Wybór padł na specjalizację z finansów i kredytów w Wyższej Szkole Gospodarki Narodowej, prestiżowej kijowskiej uczelni. - Bardzo dobrze mi się studiowało, z matematyką nie miałam najmniejszego problemu, ale nie zależało mi na tych studiach, bo byłam świadoma, że to jest jakiś odcinek w moim życiu i że na pewno nie będę w banku pracować. Nie wytrzymałabym nurkowania w papierach i braku bezpośredniego kontaktu z ludźmi - mówi Aida.

Na drugim roku studiów wystartowała w konkursie na miss uczelni, chociaż wcale nie chciała („wypchnęli mnie, bo dziewczyna, która miała reprezentować mój wydział, miała tego dnia komisyjny egzamin na uczelni”). Podkreśla, że wtedy konkurs piękności w niczym nie przypominał dzisiejszego paradowania po estradzie w kostiumie kąpielowym. - Były czasy Związku Radzieckiego, więc to byłoby nawet nie do pomyślenia! - mówi Aida. Żeby wygrać, trzeba było tańczyć, śpiewać, recytować. Aida wygrała i znów na horyzoncie jej życia zamajaczyła perspektywa kariery aktorskiej. - Jakaś kobieta z akademii teatralnej na chwilę się mną zainteresowała, szukała mnie, chciała zaproponować rolę w jakimś filmie. Ale nie znalazła mnie, bo były wakacje, a ja wyjechałam do rodziny. Pewnie takie było przeznaczenie, bo inaczej nie przyjechałabym do Polski - śmieje się.

Chociaż jako dziewczyna obdarzona darem jasnowidzenia rzadko spoglądała na swoje życie i przyszłość od tej strony, tym razem wiedziała, właśnie jako wizjonerka, że studia ekonomiczne to tylko przerywnik w jej losie. - Miałam pełną świadomość, że to tylko na chwilę, że to tylko jakiś odcinek w moim życiu. Teraz już wiem dlaczego - uśmiecha się Aida.

Na odpowiedź nie musiała długo czekać. To właśnie na uczelni poznała miłość swojego życia.

Wielka miłość

- Studia to był taki pomost w moim życiu. Gdybym nie pojechała do Kijowa, to bym go nie poznała, bo on na moją uczelnię przyjechał. Teraz widzę, że to jest całość układanki - wyznaje śpiewaczka i wizjonerka.

Adaś - tylko tak mówi o nim Aida - przyjechał do Kijowa na wymianę studencką. Na obcej, ukraińskiej ziemi, między Polakiem z Lublina a Ormianką z Batumi od razu zaiskrzyło. Tak mocno, że Adam po tygodniu znajomości… oświadczył się. - Myślałam, że żartuje. To było takie nieprawdopodobne - śmieje się Aida i dodaje, że tak naprawdę zaręczona poczuła się dopiero późnej, gdy Adam poprosił o jej rękę rodziców.

Podobny los spotkał jej siostrę - ona też poznała Polaka i jej też tydzień znajomości wystarczył, by zrozumieć, że to miłość na zawsze. - Wierzę w takie szybkie strzały emocjonalno-uczuciowe - wyznaje po latach Aida. Dodaje też, że o tym, że Adam jest mężczyzną jej życia, wiedziała jako kobieta, nie jako wizjonerka. - Czułam to sercem. To odruch jak u każdej innej kobiety, tu się w niczym nie odróżniam. A co do jasnowidzenia… Lekarz sam siebie nie może operować, tak samo ja nie używam swoich zdolności na sobie. Jeśli wchodzę na płaszczyznę emocjonalną czy uczuciową, to w związku jestem żoną, w rodzicielskich układach córką lub matką. Moje wizjonerstwo nie wchodzi wtedy w grę - wyznaje.

Z Adamem po raz pierwszy pobrała się dwa lata później. Bo Aida z jednym mężem miała dwa śluby i trzy wesela: najpierw ślub cywilny w Polsce, później duże wesele w Gruzji, wreszcie - ślub kościelny i kameralne wesele w Polsce. - To tak jakbyśmy zjednoczyli się trzykrotnie - śmieje się Aida. I to mimo trudności, które piętrzyły się przed przyszłymi małżonkami. - Było tyle różnych formalności papierkowych i problemów, że to cud, że urzędnicy pozwolili nam się pobrać. Wtedy był Związek Radziecki, jak jeden papierek przywoziliśmy, to żądali następnego, tak w kółko. Praktycznie rok przygotowywaliśmy się do tego, żeby do tego ślubu w ogóle doszło - opowiada.

Wspomina też reakcję jej nauczyciela finansów i kredytów na wieść o zaręczynach. - Krzyczał na mnie, że jestem zdrajczynią, że biorę dyplom i wyjeżdżam do innego kraju - wspomina.

Faktycznie, Aida dla miłości zrezygnowała ze studiów dziennych, przeszła na tryb zaoczny i zdecydowała się na wyjazd do kompletnie obcego kraju. Nie ukrywa, że wtedy była pełna obaw.

- Samotność to jest labirynt, z którego bardzo trudno wyjść, bo brakuje wtedy zaufania do drugiej osoby, co może robić ogromne spustoszenie w duszy, w emocjach, w rozumie. Człowiek boi się czasami być z kimś, przyzwyczaja się do tej wrednej samotności, a niektórzy nawet znajdują schronienie właśnie w niej. Chodzi o samotność nie tylko fizyczną, ale i wewnętrzną, duchową. Gdy przyjechałam do Polski, właśnie takiej samotności obawiałam się najbardziej. Miałam tylko Adasia, nie wiedziałam, jak ułożę sobie życie, byłam przywiązana do większej grupy ludzi - mówi po latach.

W Lublinie postanowiła, że czas na powrót do przeszłości. Nie planowała jednak wracać do muzyki, ale do gimnastyki artystycznej. - Myślałam, że zajmę się choreografią, podszkolę w tym kierunku i będę pracować w tym zawodzie - opowiada. Trafiła jednak do Teatru Muzycznego w Lublinie. Mimo braku wykształcenia muzycznego, gdy tylko dyrektor dowiedział się, że pochodzi z Gruzji i usłyszał jej głos, od razu przyjął ją w swoje szeregi. Jej kariera w Teatrze Muzycznym nie trwała jednak długo - zapadła na zapalenie krtani. - Ale dziękuję Bogu za to doświadczenie, bo wtedy po raz pierwszy w swoim życiu usłyszałam kolędy - mówi.

Przyznaje też, że w Polsce po raz pierwszy zetknęła się z czymś jeszcze. - W Gruzji przez dłuższy czas nie było domów starców. U nas dziadek, babka to jest siła, moc, doświadczenie, nie oddaje się ich do domu opieki. Nie ma też hospicjów. To w Polsce pierwszy raz zetknęłam się z tym, że człowiek w ciężkim stanie ląduje w hospicjum. U nas żyje się stadami, zawsze ktoś znajdzie się do opieki - stwierdza Aida.

Ale także w Polsce Aida powróciła ostatecznie na łono swojej największej pasji - śpiewania.

Muzyka – wielka pasja

- Kilka razy żegnałam się z muzyką, ale ona wciąż do mnie wraca - uśmiecha się Aida.

Jej przygoda z nią rozpoczęła się po raz kolejny w 1999 roku. - Byliśmy w gościach u Rysia Zawadzkiego, który jest znanym tarocistą i tam poznałam Kasię Gartner. Zaśpiewałam piosenkę ukraińską, a po kilku tygodniach już byłam w studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej i nagrywałam piosenkę „Za tobą szalałam” na płytę „Czar korzeni” - opowiada Aida.

Od tego momentu jej kariera potoczyła się w błyskawicznym tempie: niecałe dwa lata później nagrała swoją pierwszą płytę pt. „Aida”, która zdobyła złoto, a zaraz po niej drugą, z kolędami, które pokochała, gdy pierwszy raz je usłyszała. Po trzech latach powstał kolejny krążek, „Nagie myśli”. A później urodziła młodszą córkę Margo i poświęciła się pracy z dziećmi. - To jest bardzo wdzięczna publiczność, bardzo szczera - mówi Aida.

Wraz z jej młodszą córką rośnie jej muzyka, bo Margo jest jej małą asystentką, recenzentką i najwierniejszą fanką zarazem. - Margo prosi: mamo, mamo, a dopisz jeszcze o tym piosenkę! A czasem nawet mówi: nie chcę, żebyś ty śpiewała, chcę, żebyś włączyła mamę - śmieje się Aida.

W międzyczasie, po wojnie w Gruzji w sierpniu 2008 roku, Aida założyła fundację Smiling Faces. Traf chciał, że kilka dni wcześniej przyjechała, po długiej nieobecności, wraz z całą rodziną do Gruzji. Choć chciała zobaczyć się z babcią Anią, której nie widziała od dziesięciu lat, a która miała dołączyć do nich po kilku dniach (babcia od 2005 roku mieszka na stałe w Rosji), z Adamem podjęli decyzję o powrocie do Polski - nie mogli ryzykować życiem swoich córek, rodziny, przyjaciół.

O ojczyźnie jednak nie zapomniała. Założyła fundację, która promuje młode gruzińskie talenty i jednocześnie zbiera pieniądze na remont domu dziecka w Batumi. Zorganizowała już dwa koncerty pt. „Polscy artyści dzieciom Gruzji”, w których wystąpili m.in. Kasia Nosowska, Stanisław Soyka z kwintetem, Kayah z Royal Quartet, Robert Gawliński, Andrzej Piaseczny, artyści Teatru Roma i CzessBand, z którym Aida obecnie nagrywa.

Na scenie dwukrotnie pojawiała się też Tolia - dziecięcy zespół z Batumi. - Gdy zaśpiewali, Stanisław Soyka rozpłakał się na scenie - wspomina ze wzruszeniem Aida.

Po występie Krystyna Sobańska-Stępień, vice lublinianka roku 2007, powiedziała: - Na ten wyjątkowy koncert przyjechaliśmy 15-osobową grupą przyjaciół Aidy z Lublina. Podczas koncertu zatarły się granice między Polską a Gruzją, a także między artystami a publicznością. To dzieje się niezwykle rzadko w teatrze, ale dobrze, że się zdarza. A wszystko to za sprawą drobnej, niezwykle eterycznej kobiety o wielkim sercu… Aidy.

Obecnie piosenkarka pracuje nad nową płytą, dźwiękami Zakaukazia, która powinna ukazać się wiosną przyszłego roku. Cały dochód z jej sprzedaży zasili konto fundacji Smiling Faces.

A oprócz tego Aida pracuje nad książką. - To tak naprawdę książka biograficzna, w której sięgam do swoi korzeni, opowiadam o przodkach, przechodząc do momentu moich narodzin i tego, jak odkrywam, że posiadam zdolności nadprzyrodzone, aż po dzień dzisiejszy - mówi Aida.

Dar wróżenia

Gdy była bardzo mała, babcia Ania przepowiedziała jej, że będzie miała nadnaturalne zdolności - tak jak każda pierworodna kobieta w jej rodzinie.

Pytam więc Aidę, czy to, że obie jesteśmy spod znaku Koziorożca oznacza, że jesteśmy do siebie podobne. - To jest tak jak z porami roku: jest lato, jest gorąco, obie to odczuwamy, ale każda z nas zareaguje na to inaczej. Ja mogę mieć na coś uczulenie, a pani może cudownie się czuć na słońcu. Obie wiemy, że jest lato, ale sposób odbierania tego przez każdą z nas jest indywidualny - wyjaśnia.

Jako wizjonerka ze swoimi klientami spotyka się bezpośrednio. - Przychodzi człowiek i ja na niego patrzę, jakbym robiła mu prześwietlenie klatki piersiowej. Nawet jeżeli ktoś ma tyle samo lat, to prześwietlenie u każdego będzie inne, zależnie jakie życie prowadzi, jaki ma układ genetyczny, fizyczny, energetyczny, mentalny. Każdy ma swój indywidualny problem i dla każdego istnieje indywidualne rozwiązanie - tłumaczy.

Aida podkreśla, że jako jasnowidzka nie prowadzi żadnej strony internetowej, nie udziela porad na wizji, przez telefon czy mailowo. - Chcę podkreślić, że w moim przypadku bardzo ważne są spotkania w cztery oczy. Pomagam osobiście, nigdy nie pomagam zaocznie. Ja tylko spoglądam ludziom w oczy - mówi wizjonerka.

Przyznaje jednocześnie, że wiele osób podszywa się pod nią, zakłada strony internetowe, wyłudza od ludzi pieniądze, oszukuje. - Nie jestem wróżką i się tak nie ogłaszam. W ogóle się nie ogłaszam, w życiu nie wydałam ani grosza, żeby się reklamować. Babcia mówiła mi: to, co robimy, ma się rozejść pocztą pantoflową. I to jest nasze zadanie. Kto ma do nas trafić, i tak trafi - podkreśla Aida.

Ale obcowanie z ludzkimi troskami odciska na niej swoje piętno. Problemy jej klientów nie znikają, gdy zatrzaskują za sobą drzwi jej gabinetu. - Nigdy nie ma takiego etapu, kiedy można się odizolować. Chirurg operuje w rękawiczkach, ja „wchodzę” w człowieka gołymi rękami - porównuje wizjonerka. Żeby odreagować, spędza czas z rodziną i przyjaciółmi, a także pisze.

- W czasie największego zmęczenia potrafię napisać piosenkę. Na przykład utwór „Spraw mój Boże” napisałam o drugiej w nocy w dniu, kiedy wyszłam ze szpitala - mówi Aida. Wyjaśnia, że sztuka jest dla niej wyrzucaniem z siebie uczuć, emocji, doświadczeń - ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Przyznaje też, że do napisania części piosenek inspirują ją jej klienci, choć sami o tym nie wiedzą. - „Kiedy cię kocham” to piosenka o miłości, która jest tylko we śnie. Jest o mojej klientce, która nigdy na jawie nie zaznała miłości ze swoim ukochanym, bo życie ciągle ich rozdziela - mówi piosenkarka.

W jej biurze w centrum Warszawy nie ma szklanej kuli, stosów kart tarota czy wałęsającego się pomiędzy nogami czarnego kota. Jest za to ogromne biurko, za którym Aida wydaje się jeszcze bardziej filigranowa. Panuje nieskazitelny porządek. Tak jak w całym jej życiu.

- Babcia Margo (…) kiedyś przekazała mi rodzinną mądrość, której przestrzegam do dziś: każdego dnia wieczorem dom musi lśnić, nie zostawia się brudnych naczyń w zlewie. Czysty poranek otwiera drzwi do nowego, czystego dnia - mówiła w rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim”.

Mimo dziesiątek rzeczy, którymi się zajmuje, Aida jest właśnie taka, jak nauczyła ją babcia - harmonijna i uporządkowana. To stąd bije jej siła.

(aw/sr)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (275)