Kobiety kochają łobuzów. Oni zmasakrują im twarz, a one zostaną
09.04.2018 15:22, aktual.: 10.04.2018 08:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Historia Kasi jest wstrząsająca. Przez rok żyła w toksycznym związku. Pod zdjęciami zakrwawionej twarzy 26-latki czytamy: "Wzięła łobuza, to ma". My pytamy psychologa, co ciągnie kobiety do "przemocowych" mężczyzn.
Łobuz lepszy, niż fajtłapa
Kasia Dziedzic jest piękną 26-latką. Niespełna rok temu związała się z Miłoszem, przystojnym trenerem personalnym. Ich relację przerwała awantura. Finałem, jak dziś opowiada dziewczyna, było brutalne pobicie. – Zajrzałam do jego telefonu. Przeczytałam niestosowne SMS-y, które wymieniał z klientką. Zauważył to i rzucił się na mnie – relacjonowała w rozmowie z nami. – Uciekłam do łazienki, ale nie zdążyłam zamknąć drzwi. Wiedziałam, że mnie zatłucze – dodała płacząc. Część internautów wcale jej jednak nie współczuje. Piszą wprost, że dostała, czego chciała. No i standardowe: Kobiety wolą łobuzów.
Monika Dreger, psycholog i autorka książki "Co boli związek?", odnosi się do tych komentarzy krótko. – Nie rozumiem tego, ale prawdą jest, że kobiety nęci relacja z "prawdziwym facetem". Nawet jeśli ten stosuje przemoc. A to dlatego, że sądzą, iż go zmienią – mówi nam. Ekspertka tłumaczy, że takie myślenie to droga donikąd. – "Moja miłość go uzdrowi", sądzą. Wydaje im się, że ten związek będzie tak wyjątkowy, że dla niej ten mężczyzna się zmieni albo ona znajdzie na niego sposób. A tylko on może to zrobić – zaznacza ekspertka.
Kasia dostała wiele sygnałów, że jej wybranek to nie anioł. Nawet przyznał się przed nią, że ma "złą opinią" i dlatego zaproponował jej przeprowadzkę z Olsztyna do Gdańska. – Jednocześnie, ciągle się wybielał – opowiada. Aczkolwiek jej uczucia były tak silne, że to zignorowała. Z czasem mężczyzna zaczął separować ją od znajomych i bliskich, pił coraz więcej i potrafił całymi dniami się do niej nie odzywać. Kiedy Dreger to słyszy, nie jest zaskoczona. – Z przemocą jest też tak, że pojawia się stopniowo. Na pewno nie wylądujemy w szpitalu po drugiej randce – stwierdza psycholog. – Najpierw jest foch, potem jakaś obraza, mocniejsze stwierdzenie, może szturchnięcie. Dopiero później dochodzi do pobicia – wymienia.
Odejść, łatwo powiedzieć
Dreger podkreśla, że ofierze przemocy w którymś momencie przesuwa się granica wytrzymałości - zwyczajnie adaptuje się do sytuacji. Zazwyczaj racjonalizuje to, co ją spotyka i chce wierzyć, że któryś raz ze strony ukochanego będzie tym ostatnim. Kasia była głęboko nieszczęśliwa, ale wciąż była zakochana. – Tak naprawdę byłam w związku z osobą, która znęcała się nade mną. Żałuję, że musiało dojść do tragedii, bym to dostrzegła – przyznała.
– Trzeba zrozumieć, że kiedy my odpowiednio reagujemy na przemoc, ofiara już niekoniecznie. Doznania muszą być niezwykle silne, żeby wyszła ze związku – wyjaśnia nam psycholog. Nie wierzy zarazem, by ofierze udało się pozbierać bez pomocy z zewnątrz. Zarówno ona, jak i sprawca powinni przejść terapię. Psycholog zna może kilka przypadków, kiedy ktoś sam z siebie przestał się znęcać nad bliską osobą.
W rozmowie z WP Kobieta Kasia mówiła, że długo ukrywała prawdę przed swoją rodziną. Bała się, że jeśli bliscy się dowiedzą, zmuszą ją do odejścia. Zdaniem Dreger, to idealna sytuacja dla sprawcy. – Rodzina to ratunek. Dzięki niej ofiara przestaje nią być. Ofiary możnadręczyć – mówi. I dodaje, że nawet jeśli bliscy kobiety wiedzą i pomagają, to wystarczy, że partner przyjdzie z kwiatami, rozpłacze się i uklęknie przed drzwiami, a ona się złamie.
Gdzieś to widziałeś
Pobita 26-latka nie planuje wrócić do znanego trenera. Mężczyzną zajmuje się policja. Sprawa została nagłośniona przez media i zdaniem Moniki Dreger, dobrze, że tak się stało. Bo mimo że przemoc wobec kobiet się nie skończy, to jednostkowa historia może którejś pomóc. – Trudno wykrzesać z siebie siłę i uwierzyć, że ma się prawo o siebie zadbać. Ja i moi współpracownicy pomagamy kobietom jeszcze na etapie związku. Właśnie po to, by się odważyły – podkreśla psycholog.
Kasi się udało. Może innym również się uda, choć, jak mówi Dreger, to indywidualna sprawa. – Jeśli ktoś pochodzi z przemocowego domu, łatwiej będzie mu powielać schemat. Po jednym związku wejdzie w drugi, podobny – mówi. – Ale nadal dobrze jest o tym mówić i to nagłaśniać – kończy.