Kobiety w PRL‑u były równe mężczyznom. W latach 50. mogły pracować nawet w kopalniach
Przez cały czas trwania PRL społeczeństwu wmawiano, że socjalistyczna Polska, poza wieloma innymi dokonaniami, przyczyniła się do równouprawnienia kobiet. I rzeczywiście, w naszej ojczyźnie panie zmuszone były do wykonywania wielu dotąd męskich zawodów. Symbolem tego swoistego „awansu” było hasło „kobiety na traktory”. Ale nie tylko tam można było zobaczyć płeć piękną. Panie pracowały na przykład także w kopalniach.
22.07.2016 | aktual.: 22.07.2016 14:43
Ciągnik - jej największa miłość
Symbolem tamtych lat stała się Magdalena Figur, kierowniczka pierwszej brygady traktorzystek na Żuławach. Zdjęcie wykonane 22-letniej Magdalenie w 1949 roku posłużyło jako wzór do szeregu propagandowych plakatów, w tym takich jak „Kobiety na traktory”, czy „Młodzieży – naprzód do walki o szczęśliwą socjalistyczną wieś polską”. Młoda przodowniczka pracy była celebrytką stalinowskiej Polski. Pisano o niej w prasie, mówiono w radiu, przyjmował ją przywódca PRL Bolesław Bierut.
Magdalena Figur, choć na zdjęciach i plakatach była zawsze uśmiechnięta, nie miała łatwego życia. Kariera traktorzystki pozbawiła ją prywatności. Nie założyła rodziny, nie miała dzieci. Traktory były dla niej wszystkim. Przepracowała na nich 45 lat. Wcześniej, na 35-lecie Polski Ludowej dostała w prezencie od Ursusa ciągnik C-36.
Później zapomniano o niej. Gdy zmarła, mając 80 lat, w domu opieki sióstr elżbietanek w Kwidzynie, na jej pogrzeb przybyli tylko nieliczni znajomi.
Rozbijały kilofami bryły węgla
Praca na traktorach była ciężka, ale jeszcze cięższą pracę wykonywały kobiety w latach 50. w kopalniach. Panie pracowały zazwyczaj w sortowni. Z jadących wagoników z węglem kobiety wyjmowały kamienie, rozbijały także kilofami duże bryły węgla. Było to bardzo mozolne zajęcie, wymagające także dużej siły fizycznej i ogromnej uwagi. Bardzo często (z powodu trudności zaopatrzeniowych) wszystkie te zadania trzeba było wykonywać bez odzieży ochronnej, a nawet bez rękawic czy kasków. Poza sortownią kobiety były zatrudnione przy pchaniu wózków z węglem.
Za swoją ciężką pracę (zarówno w sortowni, jak i przy wózkach) otrzymywały wynagrodzenie znacznie mniejsze od mężczyzn-górników. Stosunkowo nieźle miały się natomiast panie zatrudnione pod ziemią przy spinaniu wagoników.
W przemyśle lekkim lekko też nie było
Praca ta jednak zakończyła się po 1956 roku, gdy na fali destalinizacji kobiety „wycofano” z większości męskich zawodów. Z większości, ale nie ze wszystkich - na przykład tramwajarek nie ruszono. Panie pracowały także nadal w sfeminizowanym przemyśle lekkim - zwłaszcza włókienniczym. Warunki pracy przypominały tutaj bardzo często „Ziemię obiecaną” Reymonta.
Jak widać realny socjalizm drugiej połowy XX wieku w wielu przypadkach trudno było odróżnić od krwiożerczego XIX-wiecznego kapitalizmu. Dzisiaj tego problemu już nie ma, bo i praktycznie nie ma już w Polsce przemysłu włókienniczego. Po zejściu z traktorów, wyjściu z kopalni, panie odeszły także od krosna. I nikt nie pyta, komu to przeszkadzało?
Zobacz także: Tym pociągiem jeździł Gierek