Kosmetyki naszych babek
„Zapamiętajmy to sobie bardzo dokładnie: tylko codzienna systematyczna pielęgnacja cery, włosów, rąk i nóg pozwoli nam zawsze estetycznie wyglądać” – radził magazyn „Praktyczna Pani” wiosną 1939 r. Ówczesne kobiety chętnie eksperymentowały również z rozmaitymi produktami kosmetycznymi, które dziś mogą wywoływać szok, ponieważ w ich składzie można było znaleźć np. rtęć czy arszenik.
23.11.2015 | aktual.: 24.12.2015 08:52
„Zapamiętajmy to sobie bardzo dokładnie: tylko codzienna systematyczna pielęgnacja cery, włosów, rąk i nóg pozwoli nam zawsze estetycznie wyglądać” – radził magazyn „Praktyczna Pani” wiosną 1939 r. Ówczesne kobiety chętnie eksperymentowały również z rozmaitymi produktami kosmetycznymi, które dziś mogą wywoływać szok, ponieważ w ich składzie można było znaleźć np. rtęć czy arszenik.
Nasze babcie i prababcie także dbały o urodę, choć miały nieporównywalnie trudniejsze zadanie niż współczesna Polka, która może przebierać w ofercie rozmaitych produktów kosmetycznych. W popularnych magazynach kobiecych sprzed lat nie brakowało jednak cennych porad. „Nawet mając bardzo ładną i normalną cerę, musimy dbać o to, żeby jej nie zniszczyć. Konieczne są więc codzienne zabiegi: mycie rano i wieczorem wodą o odpowiedniej temperaturze i stosownym mydłem czy środkami zastępującymi je – już od najmłodszych lat; a z biegiem czasu: przecieranie lotionem pojędrniającym, jakiś krem odżywczy na noc, itd.” – pisała w „Praktyczniej Pani” z marca 1939 r. Helena Brzezińska, kierowniczka działu kosmetycznego w Instytucie Kosmetyczno-Lekarskim IZIS w Warszawie.
W tamtych czasach królowały naturalne produkty kosmetyczne, czasem budzące zdziwienie, a być może nawet obrzydzenie dzisiejszej Polki. Za skuteczną metodę uporania się z bardzo suchą cerą uchodziło przetarcie twarzy czystym, świeżym, niesolonym… smalcem. Po usunięciu tłuszczu należało przemyć skórę naparem ze ślazu lub siemienia lnianego. „Na noc nasmarować twarz kremem zawierającym 1 żółtko, łyżeczkę oleju migdałowego i 25 g bornej wazeliny; wszystko to musi być dokładnie utarte i przechowywane w słoiku umytym uprzednio wódką i osuszonym” – zalecała „Praktyczna Pani”.
Sensacja z Francji
Ówczesna dama musiała mieć w domu kilka przydatnych produktów kosmetycznych. Na przykład olejek różany, który do dziś jest ceniony za pozytywny wpływ na skórę dojrzałą i wrażliwą, którą nawilża, wygładza, poprawia elastyczność, łagodzi podrażnienia i oparzenia słoneczne. Bywa pomocny w likwidacji przebarwień, leczeniu blizn i rozstępów.
Nasze babcie i prababcie chętnie stosowały też olej rycynowy, który nadal stanowi składnik kremów, mydeł i innych preparatów korzystnie działających na włosy czy skórę. Zawarty w nim kwas rycynolowy wykazuje silne działanie przeciwwirusowe i antybakteryjne, a przenikając w głąb skóry pozwala skutecznie uporać się ze zmianami trądzikowymi. Olej doskonale nawilża skórę, a smarowanie nim okolic brzucha i ud zapobiega powstawaniu rozstępów. Jest także skutecznym produktem do pielęgnacji włosów, a nacierane nim brwi i rzęsy staną się gęstsze i nie będą wypadać.
Przed laty chętnie wykorzystywano również dobroczynne właściwości siemienia lnianego, które dzięki dużej zawartości witamin i substancji mineralnych bardzo pozytywnie wpływa na poprawę kondycji włosów czy wzmocnienie paznokci, zapobiegając ich łamliwości.
Jednak Polki lubiły też kosmetyczne nowinki. „Sensacyjna zmiana w pudrach do twarzy!” – pisała „Praktyczna Pani”. „Eleganckie Francuzki lansują nową modę. Znalazły one nowy puder do twarzy, nadający brzoskwiniową cerę bez śladu połysku przez cały dzień. Tajemnica polega na nowym sposobie fabrykacji, dzięki któremu najcieńszy puder, trzykrotnie przesiewany przez jedwabne sita, jest zmieszany z Podwójną Pianką Kremową”.
W kolejnym numerze magazynu czytelniczki odkrywały, że „kobiety 50-letnie mogą wyglądać na lat 35”. „Nowy cenny wyciąg z komórek skórnych jest identyczny z żywotnymi składnikami zawartymi w skórze młodej, zdrowej dziewczyny. Wyciąg ten został wynaleziony przez znakomitego profesora Uniwersytetu Wiedeńskiego, który wydostał go ze starannie wybranych młodych zwierząt” – zachwycała się gazeta. Po zastosowaniu tego specyfiku każdego ranka skóra miała być jaśniejsza, delikatniejsza i młodsza. W przeciwnym razie producent zapowiadał zwrot pieniędzy.
Arszenik we włosach
Jednak nie wszystkie z dawnych kosmetyków były korzystne dla zdrowia. Na przykład dziś wiemy, że olej rycynowy może wywoływać alergie. Przeciwwskazaniem do jego stosowania jest także miesiączka oraz ciąża, ponieważ może spowodować powikłania, a czasem nawet poronienia.
Z efektów ubocznych niektórych specyfików zdawano sobie sprawę również przed laty. „Nic dziwnego, że skóra Pani pierzchnie i łuszczy się, jeżeli od dłuższego czasu używa Pani pod puder łuszczącego kremu rtęciowego i mydła z tego samego gatunku. Niech Pani spróbuje myć twarz wodą ciepłą i mydłem benzoesowym” – radziła czytelniczce „Praktyczna Pani”.
Rtęć była popularnym składnikiem wielu ówczesnych produktów kosmetycznych. Tymczasem jej związki, których jony wiążą się z białkami, upośledzają funkcjonowanie tkanek i narządów, a także powodują zmiany zwyrodnieniowe w ośrodkowym układzie nerwowym.
Do wybielania skóry, a także likwidowania siwizny we włosach używano chętnie arszeniku, czyli zabójczej trucizny. Choć nasz organizm potrzebuje arsenu, zbyt duże jego stężenie może być bardzo niebezpieczne dla zdrowia. Substancja wiąże się z czerwonymi krwinkami, a jej toksyczność z czasem rośnie, powodując uszkodzenie centralnego układu nerwowego, układu pokarmowego i oddechowego. Nadmiar arsenu w organizmie sprzyja rozwojowi nowotworów, zwłaszcza skóry, płuc i wątroby.
W składzie szminek stosowanych przez nasze babcie często znajdowała się czerwień koszenilowa, która może powodować astmę, nadpobudliwość i reakcje alergiczne, a także negatywnie wpływać na płodność, wątrobę czy nerki.
Dlatego zarówno wtedy, jak i dzisiaj, warto wziąć sobie do serca słowa dziennikarki „Praktycznej Pani”, która w kwietniu 1939 r. napisała: „Upływające lata mimo największych wysiłków przeciwdziałania im – robią swoje i z czasem starość przyjść musi; możemy tylko moment ten odsunąć, a gdy już przyjdzie – zachowywać mimo wszystko wygląd estetyczny”.