Krótka historia wibratora
Z badań wynika, że używa go co trzecia kobieta, choć nie każda się do tego przyznaje. Przed wiekami damskiemu zadowoleniu służyły… woreczki wypełnione mrówkami albo pszczołami, dzisiaj na rynku pojawiają się cuda techniki z mikroprocesorami i muzyką, dostosowującą się do częstotliwości drgań. Poznajmy dzieje wibratora.
Z badań wynika, że używa go co trzecia kobieta, choć nie każda się do tego przyznaje. Przed wiekami damskiemu zadowoleniu służyły… woreczki wypełnione mrówkami albo pszczołami, dzisiaj na rynku pojawiają się cuda techniki z mikroprocesorami i muzyką, dostosowującą się do częstotliwości drgań. Poznajmy dzieje wibratora.
Historia sztucznego członka jest prawie tak długa jak dzieje ludzkości. Niedawno w Niemczech odnaleziono 20-centymetrowy, kamienny fallus pochodzący sprzed 28 tysięcy lat.
Technika wytwarzania przedmiotów do zadowalania kobiet rozwinęła się w starożytnym Egipcie. Stymulacji stref intymnych służyły papirusowe worki wypełnione mrówkami, muchami albo pszczołami. Słynna królowa Kleopatra, choć nie uskarżała się na brak adoratorów, także miała interesujący zbiór, zawierający m.in. marmurowego fallusa i skórzany woreczek w kształcie penisa.
Grzyb daje rozkosz
W wyrabianiu skórzanych zabawek wyspecjalizowali się starożytni Grecy. Świadczą o tym rysunki na naczyniach, które zachowały się do naszych czasów. Z grafik wynika, że sztuczne penisy służy zaspokajaniu zarówno samotnych kobiet, jak i lesbijek podczas wspólnych imprez. Greckim pomysłem były także członki wykonane z… chleba. Zamawiano je u piekarzy na wielkie orgie. Prawdopodobnie służyły nie tylko do jedzenia.
Nie mniejszą kreatywnością wykazywali się mieszkańcy Indii. Nawet Kamasutra zalecała, by skromnie obdarzeni przez naturę mężczyźni, zakładali na członki imitacje penisów, aby dać większą rozkosz partnerce. Nakładki wyrabiano ze złota, srebra, miedzi, żelaza i drewna, a także kości słoniowej i rogów bawolich.
W Chinach drewnianymi lub wykonanymi z kości słoniowych penisami, zawieszanymi na jedwabnych pasach, sprawiały sobie przyjemność lesbijki. Średniowieczne teksty przemycają informacje o niezwykłych właściwościach pewnego grzyba, który rósł wówczas w europejskich lasach. Miał falliczny kształt i potrafił puchnąć w intymnym zakątku kobiecego ciała, dostarczając dużo przyjemności. Wierzono, że grzyby wyrastały, gdy na ziemię kapnęła sperma kopulujących ze sobą smoków i dzikich koni.
Histeryczny paroksyzm
Nowożytna historia wibratora związana jest z… lekarzami. Medycy już od IV wieku przekonywali, że kobieta skarżąca się na bóle brzucha, duszności, bladość, niepokój i bezsenność choruje na histerię. Nazwa schorzenia pochodziła od greckiego słowa hysteria (macica), ponieważ przyczyn problemów upatrywano w wędrówkach tego organu wewnątrz ciała.
W leczeniu żeńskiej histerii najlepiej sprawdzał się masaż vulvy (pochwy), który miał doprowadzić do „histerycznego paroksyzmu”, czyli po prostu orgazmu. Używano do tego podłużnych, drewnianych kołków, a nawet warzyw i owoców. Jednak w XVIII wieku wprowadzanie jakichkolwiek przedmiotów do ciała kobiety zostało uznane za szkodliwe. Pacjentkom cierpiącym na histerię zalecano za to wielogodzinne jazdy konne oraz wykonywanie intensywnych ruchów miednicą. Bardzo dużą popularnością cieszyły się zabiegi hydroterapii, podczas których strumienie wody kierowano na najwrażliwsze części kobiecego ciała.
Jak ulżyć damom?
Wibratory wróciły do łask w XIX wieku, m.in. za sprawą badań Zygmunta Freuda, który odkrył związek stanów emocjonalnych kobiety z jej życiem płciowym. Słynny naukowiec zalecał masaże wibrujące, mające ulżyć spiętym damom, doprowadzając je do orgazmu. W drugiej połowie XIX w. w gabinetach lekarskich i uzdrowiskach stosowano wibratory napędzane parą wodną, wzorowane na projekcie szwedzkiego fizjoterapeuty, Gustava Zandera. Urządzenie unowocześnił George Taylor, który podłączył do niego stacjonarny silnik parowy. W latach 1869-82 opatentował kilka wersji „pocierających aparatów medycznych”.
W 1880 r. dr Joseph Mortimer Granville skonstruował pierwszy elektromechaniczny wibrator. Przyrząd ten zasilany był wielką, choć przenośną, baterią. W 1902 r. firma Hamilton Beach, produkująca m.in. tostery, opatentowała i wypuściła na rynek pierwszy ręczny wibrator na prąd.
W komplecie z mikserem
Na początku XX wieku, urządzenia wcześniej dostępne tylko dla lekarzy, zaczęły coraz częściej pojawiać się w katalogach dla gospodyń. Wibrujące masażery trafiły pod strzechy kilka lat przed odkurzaczami, elektrycznymi żelazkami i patelniami. Hasła reklamowe głosiły: „Dadzą ci rumieńce i świetne samopoczucie”, „Ulga dla twoich zmęczonych mięśni”, „Przydatny w każdym domu”. Wibrator często był sprzedawany w komplecie z mikserem lub nasadkami do odkurzacza. Sielanka skończyła się w latach 30. Wiele państw zaczęło wówczas zakazywać sprzedaży wibratorów jako „przedmiotów obscenicznych”. W niektórych zakaz obowiązuje do dzisiaj (Chiny, Indie, kraje muzułmańskie, a nawet amerykański stan Alabama).
Diamentowy gadżet
Sztuczny penis powrócił w czasie amerykańskiej rewolucji seksualnej. W 1966 r. amerykański wynalazca Jon H. Tavel opatentował „bezprzewodowy elektryczny wibrator do używania na ludzkim ciele”. Konstrukcja była jednocześnie prosta i genialna: w tubie o kształcie fallusa ukryto potencjometr regulujący wibrację i maleńki, zasilany bateriami silniczek. Do dzisiaj nie wymyślono nic lepszego.
W 1986 r. patent wygasł i wynalazek Tavela stał się dobrem powszechnym. Dziś rynek zabawek dla dorosłych jest wart miliardy dolarów. Wibratory należą do najpopularniejszych gadżetów. Pomysłowość konstruktorów nie ma granic. Można kupić urządzenia łączące się z odtwarzaczem MP3 i harmonizujące rytm działania z muzyką. Jeszcze inne działają także pod wodą, są modele, które w dotyku trudno odróżnić od prawdziwej skóry. Niedawno zaprezentowano wibrator wysadzany 18-karatowymi diamentami, który kosztuje 160 tys. zł.
(rn/pho)