Krzysztof Skórzyński: Każdy facet nosi w sobie instrukcję obsługi dziecka
Krzysztof Skórzyński jest reporterem "Faktów", ojcem trojga dzieci, autorem książki "Świat na głowie". - Miałem poczucie, że o dzieciach mówią tylko matki. Ojcowie wydają się wyeliminowani z przestrzeni publicznej, tymczasem ich rola jest ogromna - przyzaje Skórzyński w rozmowie z WP Kobieta.
Jakie miał pan myśli, gdy po raz pierwszy usłyszał pan, że zostanie tatą?
Jeżeli jakikolwiek facet mówi, że w tym momencie odczuwał tylko radość i entuzjazm, to kłamie (śmiech). W takiej chwili w głowie wirują tysiące myśli, bo ma się świadomość, że kończy się świat, jaki znaliśmy. Naturalnej radości, jaka pojawia się na wiadomość, że na teście są dwie kreski, towarzyszy przerażenie, bo to oznacza koniec samotnych wyjazdów, oglądania filmów do północy itd. Tak było przy pierwszym dziecku. Przy drugim strachu było mniej – ten wrócił przy trzecim dziecku, które pojawiło się znacznie później, wraz z wątpliwością, czy damy radę.
Jak wyobrażenia o ojcostwie wypadły w zderzeniu z rzeczywistością?
To zderzenie jest ciężkie, ale i piękne. Wraz z narodzinami dziecka świat całkowicie staje na głowie. Człowiek, który sam jest sobie sterem i okrętem, i dowolnie układa sobie plan dnia, tygodnia, wakacji, nagle musi te plany zarzucić. Niesamowite jest jednak to, że w facecie, który nie ma dzieci i jest pełen obaw, czy sobie poradzi jako ojciec, w chwili narodzin potomka niespodziewanie gdzieś w środku otwiera się plik z instrukcją obsługi dziecka. Kobieta przez 9 miesięcy przygotowuje się na ten moment hormonalnie, emocjonalnie. Dla faceta ojcostwo jest irracjonalne do chwili, gdy bierze dziecko na ręce. Nagle wszystkie czynności stają się naturalne. Instynktownie wie, jak dziecko przewinąć, nakarmić, położyć, żeby nie płakało.
Czy z każdym kolejnym dzieckiem jest łatwiej?
Pierwsze dziecko kąpie się w wanience, sprawdzając łokciem temperaturę wody, drugie kąpie się w brodziku pod prysznicem, a trzecie – pod kranem. Niektórym włosy stają dęba, gdy to opowiadam, ale jest coś takiego jak spowszednienie ojcostwa. Przy pierwszym dziecku wszystko jest zaskoczeniem i niewiadomą, przy drugim korzystamy z tych doświadczeń, a przy trzecim działamy automatycznie i trochę jak w dowcipie – nie dzwonimy na pogotowie, gdy połknie pięciozłotówkę, tylko potrącamy mu z kieszonkowego (śmiech). Jestem przeciwnikiem słodko-pierdzącego ojcostwa. Można snuć opowieści o rodzicielstwie w stylu Instastories, ale wygładzone obrazki ojców, którzy w świeżo wyprasowanej koszuli bawią się z synami klockami w mieszkaniu jak z katalogu, są zakłamaniem.
Większość doby jest jednym wielkim wyzwaniem. Z wiekiem pojawiają się nowe problemy. Do tego każde dziecko jest inne. Mimo że jestem tatą trojga dzieci, w wieku od 11 do 3 lat, i obsługę dziecka mam opanowaną, cały czas się uczę i odkrywam nowe odcienie ojcostwa.
Jaki model ojcostwa jest panu najbliższy? Chce pan być dla swoich dzieci wzorem, przyjacielem czy raczej kumplem?
Wyczuwam, na ile mogę sobie pozwolić wobec każdego dziecka i jakim ojcem mogę czy powinienem dla niego być. Czasem dziecko jest jak nieokrzesany źrebak, który potrzebuje ściągnięcia cugli, żeby nie uciekł w niepożądanym kierunku. Inne potrzebują więcej czułości i opiekuńczości. Kocham moje dzieci równie mocno, ale dla każdego z nich jestem innym tatą.
Skoro już rozróżniamy, to czy potwierdza pan szczególną więź, jaka łączy ojca z córką?
Coś w tym jest. Mam nadzieję, że dla mojego syna też jestem fajnym ojcem, którego nigdy nie będzie się wstydził, ale córeczki tatusia istotnie bardziej lgną do swoich ojców. Nie chcę się bawić w domorosłego socjologa, ale moje doświadczenia potwierdzają wyjątkowość tej relacji. Są tematy, z którymi moja córka nie pójdzie do mojej żony, tylko przyjdzie do mnie, bo wykorzysta – cwaniacko lub nie – to, że mam do niej ogromną słabość. Z kolei syn wieczorem przybija mi piątkę, mówi "dobranoc", po czym czeka na mamę, żeby przyszła do pokoju go przytulić i pocałować. Sam pamiętam z dzieciństwa, że często uciekałem pod maminą spódnicę, a tata był tym, który mnie podnosił, kiedy upadłem.
Ile widzi pan w sobie z własnego ojca?
Nie odkryję Ameryki, mówiąc, że powielam w swojej rodzinie wzorce, które znam z dzieciństwa, zarówno te dobre, jak i te, nad którymi muszę pracować, bo każdy popełnia błędy. Gdy robię rachunek sumienia, widzę, że nie poświęcam dzieciom dość dużo czasu, choć przy moim trybie pracy staram się jak najlepiej nim gospodarować. Wiem, że kiedy skrzywdziłem moje dzieci tym, że nie powściągnąłem w porę emocji, nerwów, to one to mocno przeżyły. Bywa, że wracam zmęczony do domu, potykam się o klocki syna albo mundur harcerski córki i wybucham, a refleksja przychodzi poniewczasie. Mam wrażenie, że jestem gorszym ojcem, niż chciałbym być, ale mam nadzieję, że moje dzieci odbierają to inaczej.
Konfrontacja z młodym człowiekiem jest źródłem wielu dylematów wychowawczych. Jest pan za systemem kar i nagród czy hołduje pan bezstresowemu wychowaniu?
Nie uważam, że dzieci powinno się wychowywać bezstresowo w rozumieniu izolowania ich od wszelkich negatywnych emocji. Nie ma siły, żeby uchronić je przed całym złem świata. Przeciwnie, złe doświadczenia są potrzebne, żeby uczyć dziecko, jak sobie radzić. Jednocześnie nie jestem zwolennikiem radykalnych kar, a na pewno nie cielesnych.
Czy dostęp do internetu i nowych technologii jest wychowawczym utrapieniem?
O tym, jak poważny jest to problem, przekonałem się ponad 2 lata temu, gdy mój syn zaczął chodzić sam do szkoły i dostał telefon. Postanowiliśmy ograniczyć mu czas, kiedy może z niego korzystać w domu i widzieliśmy, jak mu tego brakuje. Ja byłem nawet za tym, żeby w ogóle zabrać mu telefon, ale żona przekonała mnie, że to oznaczałoby wykluczenie społeczne. Dziś dzieciak bez telefonu nie ma lekko, jak w czasach mojego dzieciństwa ktoś, kto nie grał w piłkę albo w kapsle. Ale wtedy nie było takich zagrożeń. Dziś ośrodki terapeutyczne pełne są dzieci uzależnionych od telefonu, więc kontrola jest niezbędna.
Czy mimo przemian, o których mówimy, rola ojca pozostaje taka sama? Jest miejsce na autorytety w rodzinie?
Ostatnio okazało się, że mój syn zna wszystkich kandydatów na prezydenta, nazwisko premiera i podstawowych ministrów. Byłem zaskoczony i dumny, bo miałem wrażenie, że nie tyle interesuje się polityką, ile moją pracą, i chce mi zaimponować. Moim marzeniem jest być autorytetem dla moich dzieci, ale nie mam wobec nich żadnych dążeń poza tym, żeby byli dobrymi ludźmi i spełniali swoje ambicje. Chcę, żeby miały jak najwięcej wolności, ale moją rolą jest iść krok za nimi i pilnować, żeby nie wpadły do pustego basenu.
O blaskach ojcostwa pewnie można by długo mówić, a jakie są największe cienie?
Na pewno inny poziom odpowiedzialności i poczucie, że muszę być zawsze w gotowości, żeby rzucić koło ratunkowe. Ta odpowiedzialność wiąże się z rezygnacją z czasu, który kiedyś miałem tylko dla siebie.
Co skłoniło pana do napisania książki o doświadczeniach ojcostwa?
Miałem poczucie, że o dzieciach mówią tylko matki. Ojcowie wydają się wyeliminowani z przestrzeni publicznej, tymczasem ich rola jest ogromna. Na początku chciałem napisać książkę o własnych doświadczeniach, ale zrozumiałem, że za mało wiem o ojcostwie, żeby występować w roli autorytetu. To jakby para z rocznym stażem radziła, jak stworzyć udany związek. Mimo to nie odpuściłem, dlatego powstał zbiór rozmów z ojcami, którzy mają różne doświadczenia i spojrzenia na ojcostwo, przy czym starałem się unikać lukrowanych opowieści, niemających nic wspólnego z prawdziwym życiem.
Cieszę się, że Misiek Koterski zaprzeczył wizerunkowi klauna – okazał się refleksyjnym ojcem i wrażliwym człowiekiem, który radzi sobie z traumą ojca alkoholika; że historia Przemka Salety nie była laurką dla bohatera, który oddał córce nerkę, ale opowieścią o spłacie długu za czas, kiedy go nie było w domu; że Adam Nowak opowiedział o tym, jak sam wychowuje najmłodsze dziecko. To bardzo życiowe opowieści, osobiste, szczere, a zarazem bardzo różne.
Rada albo życzenie dla ojców – tych doświadczonych i tych debiutujących w roli?
Żeby było ich jak najwięcej w życiu swoich dzieci, bo stracone wspólne chwile są nie do nadrobienia.
Zobacz także: Siłaczki odc. 6. Cykl Klaudii Stabach. Dajemy kobietom wsparcie, na jakie zasługują